III. Ulica Pokątna

3.5K 166 4
                                    

31.08.1937r. \RETROSPEKCJA\

Nerissa wstała dzisiaj wyjątkowo szybciej, a to tylko dlatego, że nie siedziała w nocy nad książkami. Cisza, która zwykle panowała w jej domu, była jej już dobrze znana. Cały czas jej myśli zaprzątał chłopiec z sierocińca. Był inny niż większość czarodziejów, ale nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy. Miała jedynie nadzieję, że incydent w sierocińcu nie powtórzy się w Hogwarcie.

Ubrała się w butelkowo zieloną sukienkę, a przednie włosy związała w niewielki kucyk, dzięki czemu nie musiała się martwić tym, że będą jej wpadać do oczu. We włosy wpięła jeszcze ozdobną spinkę, która pasowała do jej oczu.

Po śniadaniu pokierowała się w stronę biura jej dziadka. Trzymał tam drobne nominały, zarówno czarodziejskie jak i mugolskie. Nigdy nie jeździła metrem, a teraz wreszcie miała okazję. Zgarnęła trochę galeonów i mugolskich pieniędzy choć nie wiedziała ile, bo się na nich nie znała.

—Amos!—krzyknęła, aby przywołać skrzata. Nadchodziła godzina, o której miała znaleźć się w mugolskim sierocińcu. Niezbyt się cieszyła na ponowne odwiedziny tego miejsca, gdyż było strasznie ponure i obskurne. Skrzat zjawił się dosłownie kilka sekund później.

—Jesteś gotowy? Zaraz wyruszamy. —spytała ubierając płaszcz i buty. W kieszenie pochowała pieniądze i swoją różdżkę.

—Tak, Panienko. Lecz wciąż nalegam by nie szła Panienka sama. Może coś się Panience stać.—Amos jak zwykle się o nią martwił, w końcu to właśnie on wychowywał ją od kilku lat. Nie wiedział dlaczego jego Pan zgodził się na takie coś.

—Przecież nie będę sama. Nie zamartwiaj się tak, gdyby coś się stało od razu cię wezwę, zgoda?—posłała w jego stronę lekki uśmiech, a w środku przepełniała ją ekscytacja. Nigdy nie miała do czynienia z dziećmi jej pokroju. Odkąd pamiętała była zamknęła w tym domu. Myśl o zwykłej rozmowie ze swoim rówieśnikiem bardzo ją cieszyła.

—Zgoda. Panienka pozwoli.—wyciągnął w jej stronę swoją niezbyt dobrze wyglądającą rękę, którą chwyciła bez zastanowienia.

Skrzaty służyły głównie szlacheckim rodom, albo zamożnym czarodziejom. Zwykle były traktowane jak robaki, albo nawet gorzej. Uwolnić je mogło tylko podarowanie przez właściciela jakiejś przyzwoitej części ubrania. Nerissa jednak zawsze zwracała się do nich z szacunkiem.

Czarownica poczuła znajome szarpnięcie w okolicach pępka i automatycznie zamknęła oczy. Po chwili usłyszała głośne dźwięki i rozmowy różnych ludzi. Znajdowała się w tym samym zaułku, w którym wcześniej była z dziadkiem.

—Odezwę się kiedy skończymy zakupy.—skinęła mu lekko głową, a skrzat teleportował się z powrotem do domu.

Czarownica westchnęła i zamaszystym krokiem wyszła z zaułka, po czym ponownie ruszyła w stronę obskurnego sierocińca. I tym razem nie obyło się to bez ciekawskich spojrzeń dzieci. Zapukała w drewniane drzwi i po kilku sekundach otworzyła je Pani Cole.

—Dzień dobry, przyszłam po Tom'a. Musimy zrobić zakupy do szkoły.—przywitała się i widziała jak na twarzy kobiety pojawia się lekki uśmiech.

—Oczywiście, proszę.—otworzyła szerzej drzwi i wpuściła dziewczynkę. —Długo was nie będzie?

Nerissa usłyszała te radość w jej głosie. Zrozumiała, że pozbycie się Toma choćby na kilka godzin było dla niej jak prezent urodzinowy. Pomyślała sobie, że mugole są dość dziwni.

—Kilka godzin, ale proszę się nie martwić, Tom raczej zdąży na kolacje.—oznajmiła, ale kobieta nie wyglądała jakby się o to martwiła. Po chwili usłyszała odgłos kroków oraz skrzypienie schodów, a gdy spojrzała na nie, zauważyła postać bladego chłopaka.

Destruction|| Tom RiddleWhere stories live. Discover now