Rozdział 5

168 7 10
                                    

Zamknięcie portalu, wydawało mi się, jakby zapieczętowaniem tego, że już nic nie będzie takie samo. Po przekroczeniu przejścia przed nami rozpościerał się prosty korytarz. Był niczym światełko w tunelu, ponieważ za nim widniało niebo. Nie było błękitne, ale bardziej w kolorze ciemnego złota. Im bardziej zbliżałam się do końca, to coraz większa radość przepełniała moją duszę. Nie rozumiałam skąd taki przypływ silnej euforii. Wszystkie smutki i zmartwienia nagle zniknęły jak za pstryknięciem palca. Nie chciałam uwalniać się za nic z tego uczucia. Dotarliśmy na skraj korytarza. Widok tego, co zobaczyłam zaparł mi dech w piersiach. Nic, żaden malunek najwybitniejszego artysty nie oddałby takiego piękna. Niedaleko nas latały anioły. Niektóre zataczały koła wokół chmur wykonując przy tym podniebny taniec. Obracały się do góry, jak baletnice. Robiły to z niezwykłą gracją. W oddali usłyszałam niebiański śpiew z akompaniamentem instrumentu. Rozpoznałam, że to harfa. A to wszystko dzięki obejrzeniu jednej z wersji utworu Hallelujah, gdzie instrumentem, na którym zagrano była właśnie harfa. Ta piosenka idealnie wpasowałaby się w nastrój tego miejsca- pomyślałam. Ku mojemu zdziwieniu ten utwór po prostu zaczął grać. Byłam zdumiona. Ciekawe czy tu odbywa się koncert życzeń? – lekko zachichotałam na samą myśl. Nagle zobaczyłam świdrującą rękę tuż przed moimi oczyma. Chłopak wymachiwał nią tuż przede mną. 

— Odleciałaś jak widzę – stwierdził.

—  Ten widok jest niesamowity – rzekłam. — Ale nie musiałeś przede mną wymachiwać rękoma, słuchać też potrafię – dodałam po chwili.

—  Zobaczymy – powiedział dobitnie. — Jak na razie nie zdałaś egzaminu.

Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
Coraz bardziej zaczynał mnie denerwować. Uzmysłowiłam to sobie. Jednak wolałam już nic nie mówić. Zdziwiło mnie zachowanie Audrey. Zawsze taka wygadana. Jest teraz w swoich rodzinnych stronach, a do tej pory nie odezwała się ani razu. Przez to, że tak się zachwycałam tym miejscem nie spostrzegłam, że jest bardzo blada.

—  Audrey, wszystko w porządku? – spytałam zaniepokojona wyglądem przyjaciółki.
Dotknęłam jej czoła. Była rozpalona. Zaczęłam się naprawdę martwić.

—  Musimy jak najszybciej znaleźć się na ziemi – odparł chłopak obserwując stan Audrey. Również wydawał się zaniepokojony.

—  Muszę zejść, jest tu tak ciemno... Czy to noc? Jesteśmy dalej w lesie? - zaczęła majaczyć.

—  Że portal znajduje się właśnie tutaj! – chłopak komentował pod nosem. Był wyraźnie zdenerwowany.

— Nie dało się w innym? – wtrąciłam.

—  To jest jedyny portal, aby przejść na twój Świat. W tym samym miejscu musiałem go zamknąć. Proste – głośno westchnął. — Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Albo się spodziewałem...
Próbował stłumić wzburzone emocje.

—  Sam jeden was nie sprowadzę. Musimy poprosić o pomoc, albo stworzę schody. Mówienie zaklęcia trochę potrwa, a tu liczą się sekundy. Albo lepiej: Najpierw sprowadzę Audrey. Następnie przylecę po ciebie.

— Dobrze, zostanę tu.

Nic więcej nie mówiąc, przemienił się. Mogłam zobaczyć jego śnieżnobiałe skrzydła. Czyli on też jest aniołem. Po chwili podniósł ją i trzymając na rękach, zniknął pod kłębkami chmur. Nawet nie protestowała. Musiało być z nią naprawdę źle. Stan przyjaciółki odebrał mi przyjemność oglądania tego widoku. Spojrzałam w dół. Wydawał się nie mieć końca. Od patrzenia zakręciło mi się w głowie. Weszłam bardziej w głąb korytarza, żeby nie spaść. Nagle przede mną pojawiła się przezroczysto-biała postać. Z wyglądu przypominała mi duszka.

— Witaj! – powiedział radośnie.

— Witaj – odpowiedziałam nieśmiało.

— Witamy cię w Krainie Gwiazdozbiorów! – postać radośnie krzyknęła.

Kraina Gwiazdozbiorów...Nazwa wydała mi się niezwykła, nieziemska, jak cała ta kraina.

— Nie przedstawiłem się, gdzie moje maniery!- Lekko się ukłonił. — Nazywam się Duszek Baj.

—  Miło mi cię poznać. Mam na imię Ariadne.
Również się ukłoniłam.
Nagle podleciała do nas anielica. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to długa śnieżnobiała, okryta cyrkoniami sukienka, w którą była odziana. Włosy w kolorze jasnego blondu opadały jej do bioder. Trzepotała swoimi wielkimi śnieżno-białymi skrzydłami. Oczy miała błękitne, głębokie. Zatopiłam się w nich przez chwilę.

—  Jestem aż tak urodziwa? - Zaśmiała się i odgarnęła wdzięcznie kosmyk włosów.

—  Niecodziennie spotykam anioły – odparłam z uśmiechem.

—  Nie jesteś aniołem? – spytała zdumiona.

— Ma na imię Ariadne – odezwał się duszek.

— Skoro tu jesteś, musi być jakiś powód – stwierdziła anielica. — Sprowadzić cię na dół?
Zawahałam się przez chwilę. Wydawali się bardzo przyjaźnie nastawieni.

— Dobrze - powiedziałam nieśmiało.
Podźwignęła mnie i zaczęła lecieć ze mną w dół. Jak mogłabym opisać w tej chwili to uczucie? Jednym słowem: NIESAMOWITE. Nie odczuwałam żadnego strachu. Aż sama się zdziwiłam. Traktowałam to jako niezwykłe doświadczenie, przygodę. Gdy byłyśmy na miejscu ostrożnie postawiła mnie na ziemi. Duszek cały czas nam towarzyszył.

—  Dziękuję – rzekłam z wdzięcznością.

Anielica uśmiechnęła się serdecznie.

— Cała przyjemność po mojej stronie- odpowiedziała.

Teraz chciałam odnaleźć przyjaciółkę. Może oni będą znali drogę? Zresztą nie zaszkodzi spytać.

—  Gdzie znajdują się anioły, które źle się czują? 

—  W lecznicy. Jest niedaleko - wskazała palcem drogę. — Źle się czujesz?- zapytała po chwili.

—  Nie ja, tylko moja przyjaciółka Audrey. Chciałabym wiedzieć, że nic jej nie jest.
Bez chwili wahania postanowili mnie tam zaprowadzić. Prowadziła mnie złota ścieżka. Poręcze po obu stronach oplatały winorośle. Rozejrzałam się wokół. Dostrzegłam ogrody z fontanną. Bawiły się przy nich małe aniołki. Nagle przede mną stanęło zwierzę.
To był lew!

Tajemnica w Krainie Gwiazdozbiorów...Donde viven las historias. Descúbrelo ahora