Chapter 17

1.7K 99 43
                                    

Ranek w przeddzień świąt Bożego Narodzenia wydawał się wyjątkowo piękny. Leżąc jeszcze w łóżku, mogłam spoglądać przez okno, zza którego pruszył lekko śnieg. Zewnętrzny chłód tak mocno kontrastował z ciepłem które dostarczała mi kołdra i leżący obok mnie chłopak.

Odsunęłam się od niego lekko, żeby móc spojrzeć mu w twarz. Na zamknięte powieki opadały mu luźno dwa kosmyki włosów, a usta miał lekko uchylone, jakby chciał coś zaraz powiedzieć. Obserwowałam go tak jednak jeszcze chwilę, zanim rzeczywiście się odezwał.

-Dzień dobry- uśmiechnął się lekko, powoli otwierając oczy.

-Dzień dobry- odpowiedziałam, dalej skanując wzrokiem bruneta.

Wziął rękę z mojego biodra i położył się na plecach, wypuszczając cicho powietrze. Patrzył się w sufit, nie mówiąc nic przez chwilę, aż przekręcił głowę na bok i zaczął mnie lustrować od góry do dołu.

-Dawno mi się tak dobrze nie spało- przyznał.

Miałam identyczne odczucia. Tak bardzo tęskniłam za czyjąś bliskością, aż zaczęłam sobie wmawiać, że samej jest mi dobrze. Nic jednak nie mogło się równać z moim szczęściem, gdy obudziłam się w ramionach Timmy'ego.

-Jaki plan na dziś?- zapytałam, podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Po śniadaniu zabieram cię w pewne miejsce, potem idziemy zrobić zakupy świąteczne, a wieczorem, z tego, co mi się zdaje, mama będzie piekła pierniczki, więc na pewno potrzebne jej będą dwie osoby, które zajmą się robieniem bałaganu, przeszkadzaniem i podjadaniem resztek ciasta- streścił krótko, co podsumowałam tylko śmiechem.

-Rozumiem że nie dowiem się teraz, jakie to miejsce?- wróciłam do informacji, która najbardziej przykuła moją uwagę.

-Niespodzianka- rzucił i pociągnął mnie za rękę tak, że moja twarz wylądowała obok jego.

W pierwszym odruchu chciał mnie pocałować, jednak po chwili jakby przypomniał sobie, że nie powinien. Tkwiliśmy więc tak przez parę sekund oddaleni od siebie o zaledwie parę centymetrów, aż on postanowił zareagować.

-Przepraszam- powiedział, ponownie kładąc się na plecach.

-Nic nie szkodzi- rzuciłam, omiatając pomieszczenie wzrokiem, aby móc się czymkolwiek zająć.

Co z tego, że sama miałam ochotę się do niego przybliżyć i dać mu znać, że w tej chwili może robić ze mną co mu się tylko podoba?

Zamiast tego wstałam i skierowałam się wolnym krokiem do łazienki, mając cichą nadzieję, że usłyszę za sobą głos proszący, abym jeszcze chwilę została. Nic takiego jednak nie miało miejsca.

***

-Jak wam się podoba choinka? W tym roku postawiłam na dwa kolory: złoty i czerwony. Wydaje mi się, że wygląda bardzo elegancko- zachwycała się kobieta przy śniadaniu.

Spojrzałam przez drzwi na salon i ujrzałam tam wcześniej wspomniane przystrojone żywe drzewko.

-Piękna. Ma pani rację, te kolory świetnie się ze sobą łączą- przyznałam, przegryzając drugiego tosta.

-I tak nigdy nie zapomnę, jak Timmy raz pociągnął za jakąś bombkę, bo miała kształt cukierka, i ogromna choinka przewróciła się prosto na niego. Całe szczęście, że nic ci się wtedy nie stało- zwróciła się do chłopaka siedzącego obok mnie, na którego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Identyczne, jak wieczór wcześniej, gdy Marc i Nicole opowiadali jego całe dzieciństwo.

-On zawsze lubił psocić. To pomalował kawałek ściany na niebiesko, to bawił się w kucharza i rozsypał mąkę po całej kuchni...- kontynuował jego tata.

-My się już chyba będziemy zbierać. Mamy parę spraw do załatwienia- przerwał mu chłopak z lekko sfrustrowaną miną, na co ja się cicho zaśmiałam.

-Dobrze, tylko wróćcie przed szóstą, będę potrzebowała paru rzeczy do sernika- oznajmiła jeszcze jego mama.

Podziękowałam za posiłek i oboje poszliśmy na korytarz. Tam założyłam buty, ciepłą kurtkę, szalik i czapkę, a gdy chłopak też już był gotowy, opuściliśmy dom.

-Dużo się o tobie dowiem na tym wyjeździe. Nie wiedziałam, że byłeś kiedyś małym łobuzem- stwierdziłam, patrząc pod nogi, żeby się przypadkiem nie poślizgnąć na lodzie.

-Kto powiedział, że przestałem być?- zapytał poważnie, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Spojrzałam na niego, próbując go sobie wyobrazić w takiej odsłonie, jednak malutkie płatki śniegu losowo porozrzucane po jego lekko pofalowanych włosach, niesamowicie mi to utrudniały.

***

Doszliśmy nad niewielką polanę, obok której było sporej wielkości zamarznięte jezioro. Drzewa były pokryte grubą warstwą śniegu, dlatego omijaliśmy je szerokim łukiem z obawy, żebyśmy w razie wypadku nie zostali zasypani od stóp do głów.

-Pięknie tu- skomentowałam krótko, rozglądając się dookoła.

-Wiem, dlatego tu jesteśmy. Spędziłem tutaj połowę mojego dzieciństwa. Skoro już i tak poznajesz tą najgorszą odsłonę mnie sprzed lat, to chociaż wynagrodzę to tą polaną.

-Wiosną tutaj musi być jeszcze lepiej- rzuciłam, podchodząc na skraj brzegu i patrząc na lód, próbując coś pod nim dojrzeć.

-Nie wiem, nie potrafiłbym chyba wybrać. Chodź- zanim się obejrzałam, zostałam pociągnięta na zamarznięte jezioro. Momentalnie serce podskoczyło mi do gardła.

-Zejdźmy stąd. Nie wiesz, że to niebezpieczne? Nie wiemy, jak gruby jest ten lód- zaczęłam panikować, chcąc się wycofać, jednak śliskie podeszwy moich butów wcale mi tego nie ułatwiały.

-Spokojnie, tutaj nie jest głęboko. Z chłopakami nieraz budowaliśmy iglo na środku. Nie bój się- dodał, widząc moją niepewną minę. Przytaknęłam lekko głową i chwyciłam bruneta trochę mocnej za dłoń.

"Właśnie tak wyglądają początki każdej tragedii w filmach"- pomyślałam.

Ciągnął mnie coraz dalej a ja za wszelką cenę próbowalam utrzymać równowagę. O tyle dobrze, że nie było mi jakoś bardzo zimno.

-Jeździłaś kiedyś na łyżwach?- zapytał nagle.

-Yhm, może jak miałam pięć lat?- wypowiedziałam te słowa dość niepewnie, bo sama nie pamiętałam tego momentu.

-Tutaj jest podobnie. Spróbuj. Odepchnij się jedną nogą i pochyl lekko tułów- puścił mnie i próbował zaprezentować, jak ma to wszystko wyglądać.

Zebrałam się trochę bardziej w sobie. To w końcu nie mogło być takie trudne. Nabrałam trochę powietrza do ust i lekko odepchnęłam się lewą nogą od śliskiej nawierzchni. Już miałam się cieszyć z szybkiego sukcesu, gdy prawa stopa pojechała mi do przodu i omal nie robiąc szpagatu, wylądowałam na lodzie. W książce pewnie skończyłoby się to złapaniem mnie przez Timothee'ego w ramiona tuż przed upadkiem, ale nie oszukujmy się. Brunet stał nade mną, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Ogarnął się jednak po chwili i podszedł trochę bliżej mnie.

-Za drugim razem się uda- wyciągnął w moją stronę rękę, uśmiechając się szeroko, co ostatecznie odwzajemniłam.

W roli głównej || Timothee Chalamet Kde žijí příběhy. Začni objevovat