Sięgnęła po pierwszy-lepszy koszyk, który leżał na stercie innych. Nie były nawet poukładane, ludzie pospiesznie odkładali je i wychodzili. Byle żeby szybko znaleźć się w samochodzie i wrócić do domu. Od czasu do czasu przychodził pracownik i sprzątał po klientach. Musiał też często myć podłogę z błota przyniesionego z podwórka. Jednak najwyraźniej tego nie robił, bo brudu i wody nazbierało się tyle, że spod butów Lily wydobył się cichy chlupot. Nie zwróciła na to szczególnej uwagi, po prostu poszła dalej, zostawiając po sobie ślady. Minęła kilka alejek, nie tracąc czasu na rozglądanie się po sklepie. Znając życie – kupiłaby dużo więcej, niż naprawdę potrzebowała.
Przechodziła obok alejki z ciastkami, kiedy za wysokimi regałami usłyszała wrzaski. Nie były to byle jakie krzyki, dwie kobiety zażarcie się o coś kłóciły. Zaciekawiona Lily wychyliła się i spojrzała w ich stronę. Jedna z nich, zdecydowanie młodsza, gwałtownie wymachiwała rękami, trzymając w jednej z nich pomidora. Druga, starsza, na oko mogła mieć sześćdziesiąt, a może i siedemdziesiąt lat, położyła jedną dłoń na biodro, a drugą wskazywała palcem na młodszą.
— Nie ma pani co robić, tylko zaczepiać starsze osoby? Nie wstyd pani? Co za bezczelność! — wycedziła przez zęby starsza.
— Jedyną bezczelną osobą tutaj jest pani! Jak można tak perfidnie dotykać wszystkich pomidorów i nie wziąć ani jednego!
— Wielkie mi rzeczy! Przesadza pani i tyle. Za moich czasów to w ogóle nie myło się warzyw i żyliśmy!Lily pokręciła głową, zaciskając wargi w wąską linię. Nadymała policzki, próbując powstrzymać śmiech. Gdy zobaczyła nadchodzącego ochroniarza, cofnęła się i skryła głębiej. Wysoki mężczyzna wyprosił ze sklepu starszą kobietę i przeprosił młodszą. Ta jeszcze chwilę podyskutowała na temat nieokrzesanych klientów i wróciła do zakupów. Brunetka odchrząknęła i odwróciła się. Dopiero teraz zorientowała się, że przez cały czas była obserwowana przez młodego chłopaka. Wystraszona odruchowo chciała zrobić krok do tyłu i łokciem zrzuciła kilka paczek kruchych ciasteczek.
— Willy, ty cholero — warknęła i zaczęła po sobie sprzątać.
William Ruiz, znany też jako Willy Ja Cię Kiedyś Uduszę, był kolegą z pracy. Zanim Lily zaczęła pracować na stacji paliw, dorabiała sobie w miejskiej bibliotece. Najczęściej układała książki. Najczęściej układała je dwa razy – pierwszy raz był planowany, jednak właśnie w tym momencie pojawiał się chłopaczek o rudo-brązowych włosach z niedbale ułożoną grzywką, zarażającym, szerokim uśmiechu i drobnym nosie pokrytym malutkimi piegami. Uwielbiał skradać się do swojej koleżaneczki i straszyć ją lekkim uderzeniem. Ta ze strachu cofała się i uderzała o regał, zwalając przy tym lektury. Willy spotykał się wtedy z najgorszym, wrogim spojrzeniem, które wywoływało ciarki na jego skórze, ale któż nie pragnąłby dreszczyku emocji w tak nudnym i cichym miejscu jakim była biblioteka.Pamiętał jakby to było wczoraj, kiedy odrobinkę przesadził. A było to trzy lata temu, dzień przed Halloween, piątek. Już od kilku dni trwały przygotowania, sklepy przepełnione były przerażającymi ozdobami i przebraniami. Pojawiły się też cukierki, które kupić można było tylko wtedy. Willy był tego dnia na zakupach i wyszedł ze sklepu z dwiema pełnymi reklamówkami, później poszedł do pracy. Od razu rzuciła mu się w oczy czerwona kurtka należąca do Lily. Uśmiechnięty od ucha do ucha skierował się w stronę łazienki, a po chwili wyszedł z kapturem na głowie. Szybko znalazł wzrokiem swój cel, który właśnie spokojnie układał książki na dziale biograficznym. Szybko przebiegł dzielący ich dystans, a później zaczął się skradać do nieświadomej dziewczyny. Gdy był wystarczająco blisko, naskoczył na nią i krzyknął jak najgorsza bestia ze wścieklizną. Lily wrzasnęła na całą bibliotekę, kiedy zobaczyła paskudną twarz pokrytą bliznami, zalaną krwią. Jednak najgorsze były założone przez Williego soczewki przypominające oczy zarażonych mieszańców czwartego stopnia. Brunetka uderzyła z impetem w regał, używając przy tym nieludzkiej siły. Ten zachwiał się, a ciężar przeniósł na jedną stronę, przez co przechylił się do tyłu i powoli przewrócił na regał za nim, a ten na kolejny i jak wielkie domino, aż do końca. Lily chwyciła się za głowę i powoli opadła na kolana. Złożyła dłonie i zaczęła się modlić, by to był tylko bardzo realistyczny sen. Poczuła, że ktoś zaczął ją szarpać i ciągnąć, by się podniosła.
— Dawaj Lily, zwiewamy! — usłyszała nad sobą.
Szybko się opamiętała i wstała na równe nogi. Uderzyła blondwłosego chłopaka w ramię. Ten mruknął coś pod nosem i zaczął masować obolałe miejsce. Zdążył zdjąć maskę, jednak soczewki zostały.
— Już do końca cię pogrzało?! — krzyknęła i spojrzała na leżące na sobie regały. — Jasna cholera!
— No już nie przesadzaj — odparł z wyrzutem w głosie. — Skąd miałem wiedzieć, że aż tak się wystraszysz.
— Ty...
— Dobrze, dobrze! — przerwał i nastawił drugie ramię. — Możesz uderzyć mnie drugi raz!
Lily ścisnęła dłonie w pięści i wypchała policzek językiem. Odwróciła się na pięcie i wolnym krokiem poszła w stronę recepcji. Zabrała swoje rzeczy i wyszła, nie zwracając uwagi na wołającego ją Willa. Nic więc dziwnego, że kiedy po trzech latach znów go zobaczyła, nie zareagowała pozytywnie, a wręcz z kipiącą wrogością.
— H-hej Lily.
Chłopak z widocznymi wyrzutami sumienia pomachał do dziewczyny. Ta wywróciła oczami i zajęła się zakupami, wkładając do koszyka ciastka, które wcześniej zrzuciła. Nie zamierzała ich wcześniej kupić, ale nie chciała też, żeby ktoś dostał pokruszone.
— Dalej się dąsasz na mnie? — odezwał się Willy. — No weź, to było dawno temu, jak możesz być dalej na mnie zła. Lily... Lily odezwij się do mnie. — Poszedł za nią, kiedy ta zaczęła iść. — Ej, Lily. Lily, Lily, Lily, Lily. Lily, zatrzymaj no się!
Złapał ją za rękaw płaszcza. Nadal był mokry od śniegu. Brunetka zatrzymała się i spojrzała na trzymającą ją dłoń, a później na jej właściciela.
— Masz dwadzieścia siedem lat, nie zachowuj się jak dziecko i mnie puść.
— Kto tu się zachowuje jak dziecko? To nie ja chwilę temu oglądałem kłócące się o pomidory babki.
Lily odwróciła się i wyrwała rękaw spomiędzy jego palców. Chłopak jednak nie chciał tak łatwo się poddać, nie kiedy po tylu latach znowu się spotkali. W końcu ją wyprzedził i stanął naprzeciw niej.
— Eee! Przecież cię przeprosiłem! Ile jeszcze mam przepraszać?
— Do usranej śmierci — warknęła. — A teraz zejdź mi z oczu.
Dziewczyna chciała wyminąć natręta, ale ten wciąż nie pozwalał jej przejść.
— Co powiesz na weekend nad jeziorem w ramach przeprosin?
— Nie?
— A-ale będzie Isa i Dylan, i moja dobra znajoma. No chodź, rozerwiesz się.
Lily chwilę się zastanowiła. Wypad nad jezioro naprawdę nie był złym pomysłem, a w rzeczywistości nie była już na Willa zła. Szybko znalazła nową pracę, choć nie była tak przyjemna jak ta w bibliotece. Do straszenia poniekąd się przyzwyczaiła, choć nadal bała. Dawno też nie wiedziała Isy, jej współpracowniczki, która zawsze starała się ostrzegać dziewczynę przed nadchodzącym zagrożeniem. Dylan był najlepszym przyjacielem Willa i często odwiedzał ich w pracy. Jednak przed zgodzeniem się powstrzymała ją propozycja, którą dostała od Olivii. Głośno westchnęła i pokręciła głową.
— Nie mogę, mam już plany — odparła.
— Na prawdę? No dobrze, może innym razem.
Will nieco posmutniał, ale po chwili rozpromienił się mówiąc:
— Ale dobrze jest się tak spotkać po latach, co?
Lily uśmiechnęła się.
— To prawda, muszę przyznać, że się za tobą stęskniłam. Bez ciebie moje życie wydaje się nudne i bez smaku. Co robiłeś przez ten czas, dalej pracujesz w bibliotece?
— A coś ty. Zwolniłem się jeszcze tego samego dnia, gdy odeszłaś. Nie mogłem dłużej tam pracować, to jednak nie to samo. Z tobą było ciekawiej.
— Cieszę się, że umilałam ci robotę — powiedziała z wyczuwalnym sarkazmem w głosie. — Muszę już iść, jestem po nocce i chcę się chociaż na chwilę przespać.
— Jasne, nie ma sprawy. Miło było pogadać. No i przynajmniej już wiem, że nie jesteś nadal na mnie obrażona, męczyły mnie wyrzuty sumienia!
Po minie chłopaka można było stwierdzić, że jego sumienie całkowicie milczało, a ten nie czuł się w żaden sposób winny, a przynajmniej nie teraz. Jako zadośćuczynienie wziął od niej paczkę pokruszonych ciastek. Lily pożegnała się z nim i wróciła do domu z dwiema torbami zakupów. Z trudem otworzyła drzwi i dostała się do środka. Musiała być ostrożna, nie chciała znów czegoś zepsuć, a w szczególności potłuc. Wycieranie z podłogi soków nie było szczególnie przyjemną wizją. Jednak jej głód umilkł i żołądek już dawno przestał o sobie przypominać. Tak więc tylko odłożyła produkty na swoje miejsca w kuchni i poszła się położyć. Zasnęła niemal natychmiast.
CZYTASZ
Śmierć Motyla 2 ✔
Science Fiction"Nie ma już żadnego zarażonego człowieka" mówiły media. "Jesteśmy bezpieczni" zapewniali. Jednak ludzie musieli zmierzyć się z największym bólem - stratą najbliższych. Pandemia zabrała ze sobą tysiące, jak nie miliony istnień. Wielu nigdy nie odnala...