ROZDZIAŁ 2

1.8K 220 93
                                    

- Witam Panno Dragovich... - Mężczyzna kreujący się na właściciela tego przybytku, nie omieszkał i tym razem obdarować mnie swym towarzystwem. Nie przepadałam za nim, bo ewidentnie grał w rozgrywkę z kategorii "odhaczę cię", a po drugie nienajlepiej wypowiadał się o Sergieju, który uznawał go za przyjaciela.
- Witam Panie Vorobiev. Czym tym razem zasłużyłam sobie na Pana uwagę? - Nie zwróciłam się z równie płomiennym przywitaniem do młodego Rosjanina, który choć powinien być bardzo zajęty zabawianiem gości, postanowił jednak poświęcić mi swoją uwagę.
- Jak zwykle o to samo. Sprawdzam, czy przemyślała już Pani moją propozycję.
- Którą? Było ich sporo, odkąd się tutaj pojawiam.
- Na początek może wspólna kolacja. - Odważnie naciskał na ten sam punkt listy swoich oczekiwań.
- Aaaa... o to chodzi. Nie. Nie umawiam się z mężczyznami, którzy nie są moimi szefami. To bezpieczna zasada.
- Nie wierzę, że taka piękna kobieta nie chodzi na randki.
- Jest Pan zatem człowiekiem małej wiary. Nie chodzę...
- Ktoś Panią aż tak mocno zranił, że odtrąca najlepsze możliwości?
- I rozumiem, że w tej chwili mówi Pan o sobie? - spojrzałam z lekką pogardą, czego pewnie ten narcyz nie odczytał we właściwy sposób.
- Owszem... Jest Pani samotna, co zdążyłem zauważyć, a takie kobiety wymagają męskiej troski. Oferuję ją Pani. Rosja to piękny, ale bardzo niebezpieczny kraj. - Jak cudownie to ostatnie zdanie wpisywało się w opowieść o mnie, o czym Vorobiev na pewno nie zdawał sobie sprawy.
- A może fakt miejsca mojej pracy, o czym szybko Pan się dowiedział jako sprawny właściciel lokalu, dbający o rodzaj klienteli, przekonuje Pana do zawarcia bliższej znajomości? Poza tym nic o Panu nie wiem, więc mam sporo przyzwolenia na brak zaufania.
- Najważniejsze już mówiłem wcześniej... Co powinienem dodać? - Nie rozumiał, że subtelnie go odpycham.
- Wiek, imię, zawód... To trochę za mało by mnie oczarować. Lubię to miejsce i proszę nie psuć tego, że mam ochotę tu przychodzić. - Próbowałam już zakończyć dialog i elegancko wyjść z lokalu.
- Przepraszam... Faktycznie brzmię arogancko, a to zwykłe przyziemne problemy biznesmena. Naprawdę Panią lubię i niezmiernie urzeka mnie Pani uroda... Czasami kilka zdań zamienionych z zupełnie obcym człowiekiem daje więcej niż długie rozmowy z najlepszym przyjacielem. Proszę zostać... Jeśli jestem uciążliwy, odejdę. Jednak kieruje mną jedynie reakcją na Pani urok, a nie powiązania z rządem. Te mam zagwarantowane przez inny kanał.
- Co z tym przyjacielem... ? - wycofałam się z ucieczki, gdyż ten wątek z wiadomych powodów stał się jedynym istotnym elementem tej interakcji.
- Ach... Wspominałem, że mój wspólnik bardzo upiera się, by sprzedać mi swoje udziały. A dziś kiedy wreszcie nieoczekiwanie zadzwonił ze zgodą, zażądał zawrotnej sumy. Ten człowiek mnie irytuje... - Vorobiev przetarł twarz dłońmi, gdy wsparte o blat łokcie wznosiły się nad pełną szklanką whisky.
- Może trzeba było go przekonać, że nie ma Pan takich pieniędzy, albo że CafePuszkin nie jest tyle warte. To pański przyjaciel, powinien zrozumieć.
- Aristow? To gnida. Nawet by nie poczuł,  gdyby oddał udziały za darmo.
- A propozycja rat?
- On oczekuje dziesięciu milionów, gdzie co najwyżej na rynku dano by z cztery. To absurd... Jeśli ja tego nie kupię, to odsprzeda komuś obcemu i będę musiał pytać nawet o kolor szklanek. Nie da się z nim negocjować. Zrobił się strasznie... -  tu na końcu zdania solidnie się zamyślił nad odpowiednim opisem.
- Bezwzględny?
- Tak! Trafne określenie. Jakby go Pani znała... - Rosjanin zaśmiał się rozbawiony.
- Dziesięć milionów do czterech... To jakby za cały lokal...
- Nie, nie... To cena tylko części udziałów. - Kłamał. Nie należała do niego nawet klamka w tym miejscu i bardzo słabo tkał tę opowieść.
- Zastanawiam się czy nie podsunąć mu kogoś z zewnątrz i faktycznie przekonać się, czy te dziesięć milionów ma odstraszyć tylko mnie. Może ktoś kupiłby CafePuszkin dla mnie...
- Chce Pan oszukać przyjaciela. Źle to o Panu mówi.
- Źle to Pani odbiera. Gram tylko na tych samych nutach...
- Zastanawia mnie jedno. Dlaczego mówi Pan to komuś, kto ma niemal obowiązek donieść na takie próby do służb?
- Sergiej Aristow ma słabość do pięknych kobiet. Zawsze miał. Nawet w trakcie swojego beznadziejnego małżeństwa nie stronił od romansów i gorących nocy w drogich hotelach. Nie krył się przed nami ze swoimi umiejętnościami i coraz młodszymi kochankami. Wystarczyłaby mi tylko informacja, jaką cenę proponuje komuś, kto nie należy do jego przeszłości. Piękna kobieta na pewno nie musiałaby odbyć zbyt długiej rozmowy i być narażona na jego pokrętne propozycje. Tylko informacja...
- I spośród dziesiątek tych, które Pan zna i którym może zaufać, zwraca się Pan z tym do mnie. Panie Vorobiev to jest Mont Everest zuchwałości i naiwności, że cokolwiek zrobię w Pana interesie. Zresztą jak Pan wspomniał, Pański przyjaciel przebywa w Nowym Jorku, a tam się nie wybieram. Nie pomyślał Pan o najważniejszym, kompletnie nie pasuję do profilu kogoś, komu taka restauracja byłaby do czegokolwiek potrzebna.
- Wystarczy rozmowa. Jedna rozmowa... Właśnie dlatego, że Pani nie zna, nie kojarzy, będzie szczery.
- Przez telefon go nie ujmę, jak Pan to stwierdził, wyjątkową urodą. - Teraz już definitywnie opuszczałam miejsce. Pseudowłaściciel ruszył bez pozwolenia za mną do wyjścia.
- Ma się tu pojawić! - Pojawić? Jak to? Kiedy? Przecież...
- W takim razie życzę owocnych pertraktacji. - Musiałam bardzo sprawnie schować zaskoczenie i przerażenie, wynikające z usłyszanych właśnie informacji, bo Rosjanin nadal kontynuował.
- Najgorsze, że nikt nie wie kiedy. Jak na jego standardy może to być tydzień, ale i miesiąc. Proszę mi pomóc. - Ewidentnie wtłoczył błagalną melodię w tę wypowiedź.
- Nie przyjaźnimy się, rozmowa podszyta jest nieuczciwością, a poza tym nie dostrzegam żadnych osobistych korzyści.
- A gdybym zagwarantował prywatny stolik w dowolnie wybranym miejscu CafePuszkin? Za jedną rozmowę to spore wynagrodzenie. - Ten człowiek w największej powadze był przekonany, że cała ta historia wyda mi się tak interesująca, że ulegnę jego... No właśnie czemu? W żaden sposób nie był czarujący, a jego egoizm wymieszany z niegodziwością, bardzo mocno działały na moją odmowę.
- Nic Pan o mnie nie wie Panie Vorobiev. I jeśli faktycznie Pański przyjaciel jest tak podły wobec Pana, to mniemam, że jesteście w tym wymiarze równymi sobie przeciwnikami. Używam swojej urody wyłącznie w prywatnych celach i proszę na przyszłość nie traktować tego faktu jak trzeciej ręki u cyrkowca, którą bardzo chcę się przed wszystkimi chwalić. Dziękuję za płaszcz, herbatę... O reszcie postaram się zwyczajnie zapomnieć. - Wymieniliśmy już tylko eleganckie skinienie głów i zniknęłam za ciężkimi drewnianymi drzwiami restauracji, które uprzejmie zamknął za mną samozwańczy właściciel. Było mi jednak z czymś nie do końca po drodze. Uwierało mnie przeświadczenie, że to nieostatnie spotkanie w tym temacie, a wizja Sergieja w tym mieście nie jest już taka niemożliwa. Tym bardziej powinnam na jakiś czas odrzucić wizyty w tym miejscu. Zdecydowany dystans od śladów Aristowa, który wskazany jest do utrzymania, na pewno wzmoże moją ostrożność. Szczególnie że moja natura może mieć poważny problem współgrać z pozycją i tajemnicą w jaką mnie zaangażowano.

DZIEWCZYNA Z PLACU CZERWONEGOWhere stories live. Discover now