ROZDZIAŁ 1

5.1K 262 76
                                    

Jestem tutaj... Żywa jak nigdy wcześniej i przygnębiona jak nigdy dotąd. Fakt, że tych tysiąca mil, które dzielą mnie od Sergieja, nigdy już nie będzie mi dane pokonać; żadnego gestu, żadnego znaku, nawet myśli otuchy nie wolno mi będzie wysłać w jego kierunku, najbardziej wytrąca mój rozsądek z orbity "tak jest najlepiej dla wszystkich". Przekonanie do słuszności decyzji, którą podjęto za nas wszystkich, ucieka zawsze z najdrobniejszym wspomnieniem o Aristowie i wtedy jeszcze mocniej pragnę wykrzyczeć, jak podle skonstruowano mi życie... Myślę o nim w każdym momencie, w każdej sytuacji, szukam rozwiązań i słów, których mógłby użyć, gdy ja nie mogę z czymś ruszyć dalej. Odwiedzam jego miejsca, jego przestrzenie, w których niegdyś tu funkcjonował. Może liczę w tym wszystkim na ukojenie, na odrobinę spokoju, szukam zrozumienia dla tego, co wydarzyło się przez ostatnie półtora roku, a może każdorazowo sprawdzam w swojej naiwności, że uczucie straciło na mocy i będę potrafiła jednak jak niegdyś przetrwać bez drugiego człowieka. Tamto lato na zawsze pogrzebało wiele marzeń i nadziei tylko po to, żeby zagwarantować nam bezpieczeństwo. Rozumiem, godzę się na to i jednocześnie nie potrafię pogrzebać tęsknoty. Chcę spokoju i jednocześnie bronię się przed nim. Trwam w paradoksie jak w szczelnym pudełku, z którego nic nie zdoła mnie uwolnić.

Wymazano z mojej twarzy dawną Ali, z ciała wszystkie blizny przeszłości i ulepiono kobietę, której nikt by nie posądził o miłość do kogokolwiek poza samą sobą. Jako Rosjanka z krwi i kości o twarzy anioła, mam bardzo szczególny zawód, bardzo dużo mówiący o tym, jak ten kraj potrafi być podły. Kiedy wprowadzono mnie w szeregi Ministerstwa Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej i przedstawiono bezpośredniego przełożonego generała Nikita Szojgu, nawet imię nie wydało mi się przypadkowe. Postanowiono wykorzystać mój dyplom z chemii i zostałam przydzielona do departamentu zajmującego się bronią biologiczną, mogąca stanowić ewentualne zagrożenie z zewnątrz dla nieskazitelnej w swych zamiarach Rosji. Chociaż doskonale wiedziałam, którym "korytarzem" trzeba podążyć, żeby wykazać, gdzie tu przechowuje się niechlubne dowody na biologiczną samowolkę tego państwa. Szybko zaczęłam się wyróżniać w zespole. Nie jednak za sprawą samej wiedzy, ale umiejętności rejestrowania informacji, milczeniu w odpowiednich momentach i niezabieganiu o uznanie. Byłam pewna, że tylko garstka ludzi zna moje pochodzenie, więc przychylność nadejdzie tylko dzięki moim zasługom. Więc poza chemią, mineralogią, dopuściłam się w tym czasie zamiłowania do biochemii, którą miałam nawet w planach udokumentować uczelnianym potwierdzeniem. Pełne zatem spektrum narzędzi, dzięki którym można wytruć połowę globu, miałam w swojej głowie. Na szczęście swoje i innych daleka byłam od umysłowego szaleństwa, a dylematy jakie mną targały, były bardziej przyziemne.

- General zaprasza! - informacja pierwszej sekretarki, która z korytarza wywołała mnie i przerwała tę lekką zadumę, szybko doczekała się reakcji.

- General zaprasza! - informacja pierwszej sekretarki, która z korytarza wywołała mnie i przerwała tę lekką zadumę, szybko doczekała się reakcji

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Witam... - Przywitałam się w najmniej oficjalny sposób i zajęłam bez wskazania aksamitny fotel na wprost starszego posiwiałego mężczyzny. - Rozumiem, że wyciąganie mnie z łóżka nad ranem, w trakcie ważnych prac w laboratorium, a nawet z nabożeństwa w cerkwi, stało się zbyt banalne i trzeba było sięgnąć po dzisiejsze rozwiązanie.
- Nasze metody są dobre.
- Tak, bo są "nasze" - dokończyłam z ironią. - Jednak przyjęcie Bożonarodzeniowe wolałabym dokończyć i nie wychodzić w półsłowie. Liczyłam, że tu też się jakoś świętuje i comiesięczny apel wybierze inną datę.
- Wspominałem już, że bardzo cię polubiłem? - General zaśmiał się chrypliwym, piaskowym od papierosów głosem i przysiadł ponownie za swoim biurkiem.
- Nie powinniśmy już odpuścić sobie tych wizyt?
- Szef każe, ja wykonuje zadania.
- Czyli to nie tylko sympatia? - spojrzałam zadziornie.
- Tym razem to coś jeszcze... - Szojgu zawiesił lekko głos, po czym dokończył bez ubarwień - Twój ojciec chce cię poznać.
- Oooo... - Westchnęłam głośno nie z powodu radości, przerażenia, ale sporego zaskoczenia, że akurat teraz. - Przez półtora roku miał mnie na wyciągnięcie ręki i nic nie zrobił w tym kierunku. Co się nagle zmieniło?
- Nie zadajemy tu takich pytań. Być może potrzebuje jakiejś zgody ze światem...
- Jasne... Prezydent Rosji potrzebuje przychylności innych... Sam w to nie wierzysz. Ja myślę, że to ciekawość. Zwykła ludzka ciekawość. Co jest też nieco dziwne, szczególnie że kilka razy widział mnie na oficjalnych iwentach. Mógł podejść, zadać zawodowe pytanie, cokolwiek... Nie przełamał buforu dwudziestu metrów, a i spojrzenia mocno miarkował.
- Uratował ci życie Amalija... Nie możesz mieć większych oczekiwań. Kwestia waszych relacji, jakichkolwiek, wymaga szczególnej delikatności i ostrożności.
- Więc teraz nie ma już żadnych zagrożeń i spotkam się z nim na niedzielnym obiadku?
- Może nie aż tak, ale noworoczna uroczystość w ambasadzie będzie doskonałym początkiem.
- Błagam... Mniej zachodu by wymagało służbowe wezwanie.
- Młode kobiety wokół twojego ojca zawsze budzą plotki. Nie potrzebujemy plotek.
- A na przyjęciu ludzkie języki będą wycięte?
- Twoja wizyta w gabinecie prezydenta będzie zanotowana. Nie ujdzie uwadze, że biochemiczka wchodzi bez oficjalnego zagrożenia dla kraju na spotkanie. Nie wzywa się podrzędnych pracowników, ale ich szefów. Jesteś za ładna, by tak po prostu wejść niepostrzeżenie.
- Daliście mi tę twarz. Nie miałam oczekiwań. Zresztą...
- Wiem... - General wyczuł, że etap rozmowy o moim położeniu i drodze do aktualnej sytuacji, właśnie nadszedł. - Jak sobie radzisz?
- Świetnie. Praca cudowna, choć tęsknię za jubilerstwem. Mieszkanie idealne, choć za duże, jak na moje potrzeby.
- Trzymasz się planu?
- Byłabym zaskoczona, jeśli o tym nie wiesz. - To nie była sugestia. On miał pewność, że dostrzegam ślady kontroli, a ja, że znajomi i otoczenie bezustannie pracują na jego polecenie. Granice były wyraźne, ale umiałam też wykraść sporo prywatności, kiedy zależało mi na szczerości wobec samej siebie. W tym naszpikowanym podejrzeniami i nieufnością świecie udało mi się znaleźć niewielką przestrzeń na własne tajemnice.
- Nie mam wątpliwości, że zrozumiałaś powody, dla których musieliśmy cię tu sprowadzić, ale długo nam przyjdzie kontrolować, czy nie szukasz kontaktu z Ameryką. To nasz naturalny... - ewidentnie szukał jakiegoś delikatnego słowa.
- Brak zaufania. Nie ma potrzeby traktować mnie jak niewolnika. Doceniam cel dla jakiego tu się znalazłam, choć do środków mogę mieć wiele uwag. Szkoda, że nie mogłam się jakoś pożegnać.
- Pożegnanie byłoby najgorszym rozwiązaniem. Uwierz, że dla Aristowa to byłby znak, wątpliwość...
- Wykorzystaliście informacje od niego. Myślisz, że nigdy się nie zastanawiał?
- Kiedy poinformował swoich przełożonych odpowiedzialnych za ciebie w NY o listach, które kazał wysłać twój amerykański opiekun w ramach swojej zemsty, czując, że jego koniec nadchodzi, nie mogliśmy tego zostawić wyłącznie dociekaniom Sergieja. Okazało się, że nie tylko ciebie chciał ukarać. Jeszcze dwie agentki otrzymały od niego taki prezent zza grobu. Pokazaliśmy tobie, co z nimi się stało, a właściwie co z nich zostało. Szkoda było tracić czas na pobożne życzenia, że ciebie to nie spotka, lub zakochany Aristow będzie w stanie wszystkich unicestwić. Jest dobry... - Generał wstał nagle i chcąc nieco rozprostować kości, zaczął niespiesznie spacerować po gabinecie. W tym pogrążonym w ciemnej butelkowej zieleni pomieszczeniu biel mojego stroju była jak światło nadziei w przysłowiowym tunelu.
- Dlaczego po prostu nikt mu nie pomógł? Dlaczego nie wtajemniczono mnie? - Spokojnie sugerowałam, że mogły istnieć inne rozwiązania.
- Odnalezienie twoich celów, skonkretyzowanie które misję zostały spalone przez Opiekuna i w końcu ile informacji o tobie posiadają Amerykanie, zajęłoby zbyt dużo czasu. Postanowiliśmy cię ukryć w najlepszy z możliwych sposobów. Poza tym bardzo łatwo wywabić kogoś z najdoskonalszej kryjówki, wiedząc, że ma się na niego sposób. Nie sądzisz, że Sergiej i jego syn to idealna przynęta na ciebie? Nie wspomnę o banalnym rykoszecie, gdyby do ciebie strzelano.
- Mój ojciec o tym zdecydował...
- Tak. Jak najmniej ofiar i twoje życie przede wszystkim.
- Poznam kiedyś człowieka, który tak zawodowo mnie postrzelił, nie zabijając? - Szojgu nie był przygotowany na to pytanie. Nie chciał udzielać odpowiedzi.
- Nie potrzebujesz tej wiedzy.
- Wręcz przeciwnie. Wybrał miejsce, czas i odległość. Wnioskuję, że zna się z Aristowem i dlatego zastosowano aż tyle tajemnic. Sergiej nie był w stanie go uchwycić. Pewnie do tej pory zastanawia się nad tym "kto?". Chce go poznać...
- Amalija... Wykonał zlecenie. Nic więcej za tym się nie kryje.
- Umiem pytać Panie Generale, a to chyba nie ucieszyłoby Pana.
- Sądzisz, że on ci opowie o Sergieju coś, czego sam nie zdążył? Nie jestem idiotą... Szukasz go tutaj, bo z bólem akceptujesz, że gdzie indziej ci nie wolno. - Spojrzenie pełne wyrzutu miało na celu zmrozić moje zamiary, ale ja wcale nie wyczuwałam zagrożenia.
- Oboje wiemy, że jestem wam potrzebna, że macie potężny apetyt na wszystko, co wiem o amerykańskim wywiadzie i informacje, które zdołałam zgromadzić. Oczywiście nie twierdzę, że takowe posiadam... Niemniej ojcowska tęsknota w tym wszystkim wydaje mi się tylko jednym z wielu motywatorów ściągnięcia mnie tutaj, a sieć argumentów jest o wiele bardziej gęsta. Nie muszę udawać, jak ważny jest dla mnie Sergiej Aristow i wiem, że nie ma już miejsca dla mnie przy nim. Nie żalę się i pojmuję wagę ich bezpieczeństwa. Mój Opiekun kochał tak bardzo siebie i poczucie, że wszystko co stworzył, należy wyłącznie do niego, że nawet po śmierci chciał udowodnić, że nie odebrano mu władzy. Udowadnia, że żaden mężczyzna w moim życiu nie będzie przy mnie dłużej niż on.
- Kiedy przywieziono cię do szpitala, a nasi podstawieni ludzie w błyskawiczny sposób podjęli się twojej operacji, potem pełnej mistyfikacji śmierci, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, że plan się powiódł. Siła odpowiednich substancji potrafiła uczynić cię martwą, mimo że funkcje życiowe nie wygasły. Największym jednak sukcesem było wmówienie Amerykanom, że nie żyjesz. To Aristow był w tej operacji trudnym przeciwnikiem. Jeśli udało się go przekonać, nikt już nigdy nie podąży za śladem Allyiah Aristow.
- Rany nie goiły się tak szybko...
- Wystarczająco by podjąć się kolejnych kroków. Operacje plastyczne, laserowe usunięcie dawnych blizn i zupełnie nowa przeszłość... To nasza wspólna gra Dragovich.
- To wszystko na dziś? - Tym razem to ja postanowiłam zmienić pozycję i zasygnalizować swoje odejście.
- W zasadzie tak.
- Czyli nie... - na moment powstrzymałam swoje kroki.
- Miałbym osobistą prośbę. Wykaż więcej powściągliwości w poruszaniu się swoim autem po ulicach Moskwy. Wolelibyśmy nie zeskrobywać cię z asfaltu.
- A, o to chodzi... - uśmiechnęłam się szeroko. - Wystarczy, że ogon będzie mniej osaczający, albo wybierzcie lepszego kierowcę. W Stanach tak rzadko korzystałam z auta, że tutaj bez ograniczeń mogę wykorzystać wszystkie swoje zamiłowania, jak widać na niekorzyść innych.
- To troska Amalija. - General podszedł do mnie i ułożył pomarszczone dłonie na moich szczuplejszych niż wcześniej ramionach.
- Prawie w to wierzę - z sarkazmem odrzekłam.
- Pamiętaj o noworocznym przyjęciu i nie zapominaj, kim teraz jesteś.
- Znam swoje miejsce. Do zobaczenia... - Nie miałam ochoty na dłuższy dialog. Miałam za to pewność, że każde słowo i prośba nie pozostaną wtłoczone w zapomnienie.

***
- Poważnie chcesz tam lecieć? - Oleg już dziesiąty raz utwierdzał się w moich planach.
- Sam sugerowałeś urlop. Odwiedzę grób matki, pozostawione interesy...
- Dawnych przyjaciół - dokończył przyjaciel.
- Jeszcze takowych tam posiadam - stwierdziłem, pakując do torby podręcznej najpotrzebniejsze rzeczy.
- Wybierasz się na Kreml?
- Posłuchaj Oleg... Proponowałem ci wspólny lot, nie skorzystałeś. Miałbyś okazję uczestniczyć w moich wycieczkach po Rosji. Nie zadawaj teraz retorycznych pytań. Wiesz dobrze, że szukam spokoju. Być może ta podróż da mi więcej dystansu.
- A ty przypadkiem nie szukasz bardziej odpowiedzi?
- W sensie?
- Chcesz zapytać Berezowskiego do kogo może należeć pocisk, który zabił Ali i czyja konkretnie może to być robota. Nadal szukasz zemsty.
- Planuje się z nim spotkać jak ze starym znajomym. Nie wiem, czy będzie to tematem naszej rozmowy. Sentymentalnie zajrzę w stare miejsca, również do swojego dawnego biura.
- Zgłosiłeś swój przylot?
- Tak, choć nie spotkało się to ze szczególnym entuzjazmem, na jaki liczyłem.
- Niemal dwa lata cię nie widzieli.
- Moje zasługi powinny silniej wyryć się w pamięci co niektórych. - Dokończyłem, energicznie zapinając błyskawiczny zamek mojej podróżnej torby, pokazując, że lekka pretensja jednak we mnie jest. Wiedziałem jednak, że Rosjanie radość i szczerość okazują jedynie po wódce, a wiele niejednoznacznych reakcji, często ma zupełnie błahe podłoże.
- Zatem przypilnuje twojego syna tutaj.
- Igor się zgodził?
- Nie miał raczej wyjścia. Sam fakt powierzenia mu Borysa na tydzień przez ciebie, wyklucza wszelkie pytania i niedogodności. Julia od razu przystała na moje towarzystwo w swoim domu. Oni chyba jako jedyni uważają, że ten wyjazd przywróci cię nieco do żywych i zwyczajnie odciągnie o tych wszystkich przytłaczających śladów pozostawionych przez Harris.
- Aristow. Allyiah miała na nazwisko Aristow. Przypominam ci o tym ostatni raz. - Groźniej dodałem, przejmując od gospodyni wełniany płaszcz.
- Rozumiem, rozumiem... - Oleg w porozumieniu poklepał mnie po ramieniu. - Za godzinę masz wylot. Samolot przygotowany.
- Życz mi zatem szczęśliwego lotu i do zobaczenia.
- Trzymaj się Sergiej... - Przyjacielsko uścisnęliśmy się jeszcze w progu na pożegnanie i zniknąłem za drzwiami podstawionego na podjeździe auta.

***
Zimy w Moskwie z każdym rokiem były coraz bardziej łaskawe. Średnie temperatury w okolicy minus dziesięciu stopni jak na tutejsze historyczne wspomnienia, nie wymagały już czapek z lisa i naturalnych futer owiniętych wokół stóp. Karmelowy wełniany płaszcz i czarny elegancki kapelusz wystarczająco chroniły mnie od kłującego wiatru, którego przenikliwości wzmagała płynąca nieopodal rzeka Moskwa. Mogłam też coraz częściej pozwolić sobie na dłuższe spacery po Placu Czerwonym, które kończyłam gorąca herbatą w miejscu dla mnie pełnym magii z jasnych względów. Tak... Allyiah nie lubiła herbaty, Amalija musiała nauczyć się jej pić. Być może i Aristow zaczął pić kawę po piątej...

- Witamy Panno Dragovich! - Uprzejmie przywitał się ze mną kierownik sali CafePuszkin. Niestety dziś nie mogę zaproponować żadnego miejsca. Wszystkie stoliki zajęte, a i sporo tłoku w przejściach.
- Chciałam tylko zajrzeć. Nie potrzebuję niczego na dłużej. Coś ciepłego do picia, pięć minut na końcu baru i wychodzę.
- Tyle da się zrobić. - Mężczyzna przejął ode mnie okrycie i gestem ręki wskazał centrum, racząc pięknym uśmiechem. Nie był zaskoczony moim wyglądem, gdyż wszyscy tutaj kojarzyli mnie z nad wyraz eleganckim stylem, był okres świąteczny, a poza tym plotka, która dotarła tu przede mną kilkanaście miesięcy temu, wyraźnie informowała, że jestem "kimś stamtąd". Fakt pracy dla rządu był magicznym kluczem do wielu drzwi.

Jak niegdyś zajęłam kraniec długiego barowego blatu i znów nad białą filiżanką, w nowym wcieleniu, gorzkiej herbaty, obserwowałam licznych gości CafePuszkin. Nawet teraz, szczególnie tutaj, chciałam pośród rozbawionego tłumu chociaż na moment dostrzec tę właściwą twarz. Absurdalne? Marzenia często mieszkają w świecie absurdu i nigdy go nie opuszczają.

Od Autorki:

PIERWSZY rozdział... Ostatecznie wybrałam tę okładkę w ramach konsekwencji z pierwszą. Jeśli DZIEWCZYNA, to z dziewczyną na samym wstępie🤩Ślę ciepłe pozdrowienia💋💋💋

DZIEWCZYNA Z PLACU CZERWONEGOWhere stories live. Discover now