ROZDZIAŁ 3

2.3K 244 36
                                    

- Cholera! - szarpnęłam trzeci raz za klamkę drzwi. Nie zdążyłam i straciłam dziesięć dolców. CafePuszkin spało już od dobrych dziesięciu minut, a na wszystkie czerwone światła, które wstrzymały nas po drodze, rzucałam właśnie wulgarne klątwy. No ale ostatecznie czym są tylne wejścia, przy których najczęściej załoga takich miejsc dopala ostatnie papierosy.
Ruszyłam więc nieco po omacku wokół przepastnego budynku, by znaleźć alternatywny sposób dostania się do środka i jednak odzyskania przepustki jeszcze tego wieczora. Miałam już ustalone zwyczajne "dobry wieczór"-" to moje" - "dobranoc".

Z sukcesem wsunęłam się w szczelinę uchylonych drzwi i jak zakładałam, przytłumione głosy obsługi jeszcze powolnie dogaszały życie tego miejsca. Intuicyjnie kierowałam się w stronę centrum i barmana, który zapewne ze słusznym pietyzmem szykował szkło na kolejny dzień. Bar od zawsze był jedynym biurem rzeczy znalezionych każdej istotnej własności swoich gości.
I kiedy byłam gotowa odważnie zawołać do mężczyzny wyciągniętego jak struna za mahoniowym konturem, jak po neurotoksynowym ponurym szaleństwie stanęłam nieruchomo wstrzymana dźwiękami płynnej melodii, której nie mogłam z niczym innym pomylić. Ta muzyka... Tymi nutami żegnał się ze mną tylko jeden człowiek, z którym mogłam powiązać ten kraj, to miejsce i fakt, że odkąd tu zaczęłam przychodzić, nikt nie miał prawa dotykać tego instrumentu. Zbyt mocno pasowało to do przeszłości i jednocześnie miało prawo być ponurym żartem. Obstawiłam twardo drugi wariant.

Kilka głębokich wdechów na rozluźnienie by przybrać emocje w płaszcz nieistnienia i przeszłam jeszcze ciszej po swój cel, bardzo licząc, że moje założenia to kolejne złośliwości tylko nietracących na sile tęsknot.

- Przepraszam... Zostawiłam tu coś... Nie widział może Pan takiej plastikowej karty? - gestykulując, tłumaczyłam swoje poszukiwania.
- Chodzi o rządową przepustkę? - Barman nie silił się na dyskrecje, a ja tak bardzo nie chciałam swoją obecnością wyostrzać się w tle człowieka, który nieopodal udręczał instrument swoim żalem. Ani on, ani ja nie byliśmy w stanie dostrzec swoich sylwetek. Liczne kontury mebli, filarów i kolejnych przejść tego miejsca rodem z Szekspirowskich powieści nie dawały możliwości na ocenę. Ja chciałam wierzyć, że to tylko kolejne moje niespokojne obawy wymieszane z pragnieniami, niemające żadnych logicznych uzasadnień, a muzyk pewnie był zwyczajnie jakimś uporczywym klientem z zasobnym portfelem, którego niezręcznie byłoby wyrzucać. Zwyczajnie też liczyłam na to, ze oszczędzę sobie jak najszybciej dalszego słuchania Mariage d'Amour.
- Doskonale, że ją Pan znalazł. Poproszę i już wychodzę. - Uśmiechnęłam się prawie serdecznie.
- Oczywiście... Chociaż może Pan Vorobiev miałby ochotę osobiście ją Pani przekazać. - Nie podobała mi się ta uwaga barmana ubrana w bardzo dwuznaczny uśmiech, ani sugestia, że mam jakiekolwiek relacje z tym człowiekiem.
- Nie interesują mnie pragnienia twojego szefa. Oddaj to, co nie jest twoją własnością, a będziesz miał przed sobą kolejny spokojny dzień. - Mało przyjemnym tonem zmyłam uśmieszek mężczyzny i rozpuściłam jego lojalnościowe zamiary wobec pracodawcy.
- Proszę... - ułożył plastik przede mną z miną pełną satysfakcji i przekonania, że mężczyźni nadal są wyżej na drabinie ewolucyjnej w stosunku do kobiet. Byłam w jego mniemaniu kolejną nieporadna panienką z rządową protekcją dzięki koneksjom kogoś bliskiego. Nie musiałam jednak niczego udowadniać i nie chciałam dłużej przeciągać tej interakcji.
- Było trzeba tak od razu. - Chwyciłam swoją własność i tym razem wsunęłam do torebki przewieszonej przez ramię.
- Jeśli zechce Pani chwilę zaczekać, szef za jakieś pięć minut zejdzie z biura i pretekst do spotkania na pewno przyniesie zamierzony cel. - Kurwa! Ten facet był przekonany, że moje wizyty tutaj i rozmowy z Vorobiev'em są wyłącznie usilną próbą wdania się z tym człowiekiem w romans. Co za...
- Jest Pan dla mnie zupełnie nikim, żebym miała cokolwiek wyjaśniać. - Dodałam, zapinając torebkę.
- Słyszałem to setki razy od setek kobiet, stojących w tym samym miejscu co Pani.

DZIEWCZYNA Z PLACU CZERWONEGOWhere stories live. Discover now