Rozdział szósty

262 26 4
                                    

Miesiąc minął w ekspresowym tempie. Nim się obejrzeli, w Hogwarcie pojawili się uczniowie Durmstrangu i Beauxbatons, a także został ogłoszony Turniej Trójmagiczny. Anne, tak jak większość uczniów, siedziała w sali z Czarą Ognia i obserwowała kandydatów.  Doznała pewnego rodzaju szoku, gdy Cedric Diggory puścł jej oczko.
- Chyba Black wpadła komuś w oko - zaśmiała się Imani.
- Dobrze wiesz, że za nim nie przepadam - odparła trzynastolatka.
- Rozmawiałaś z nim kiedykolwiek? Przynajmniej jest cudny, a nie jak ci z mojego albo twojego roku - otrzepał się Richard.
- Jest ode mnie cztery lata starszy - rzekła lekko przerażona.
- A Weasley trzy i nie narzekasz - fuknęła Lupin.
- Jak jesteście tacy do przodu to sobie z nim kręćcie! On nie jest przypadkiem z Cho? - spytała poirytowana.
- Gdybym był laską to bym się brał - odparł Hughes.
- Nie brakuje ci kolegów Rickey? Wiesz, jeden chłop i cztery laski może trochę ryć łeb -rzuciła Ginny.
- Znajdźcie drugiego takiego naiwnego, który z wami wytrzyma - odparł.
- Gościu, gościu, wiesz ilu by chciało być na twoim miejscu? Ty się ciesz, że znamy się od bachora, bo byśmy się nie koleżankowali tak fajnie. Musiałbyś znaleźć nareszcie przyjaciół - rzuciła Ima.
- Ktoś normalny? W końcu! - wystawił język w stronę najstarszej z Krukonek.
- Śmieć - zaśmiała się Mani i uderzyła przyjaciela z pięści w ramię.
- Co ci debile znowu wymyślili? - rzuciła Ginny, gdy zobaczyła bliźniaków wbiegających do pomieszczenia.

Cała piątka wstała z miejsc i podeszli bliżej. Olali tłumaczenia bliźniaków co zamierzają wypić. Usiedli za Hermioną i przyglądali się sytuacji.
- Nic z tego nie będzie! - zaćwierkała Granger.
- A to dlaczego? - spytał Fred.
- Widzicie ten krąg? Ma chronić Czarę, by nikt poniżej siedemnastego roku życia nie wrzucił tam głosu - wyjaśniła.
- To co? - zapytał George.
- To, że Dumbledore nie da się nabrać na takie sztuczki - odparła.
- Ona ma rację. Drops może i jest stary, ale nie głupi - stwierdziła Imani.
- Zostaw - syknęła Anne. - Chcę zobaczyć co im się stanie.
- Jesteś chora - zaśmiała się Ginny.
- Gotowy, Fred? - spytał młodszy.
- Gotowy, George - odrzekł starszy.
- To do dna! - powiedzieli razem i wypili zawartości fiolek. Wskoczyli do okręgu i wrzucili swoje głosy. Już po chwili przedmiot przejrzał ich i odrzucił z dużą siłą.

Wylądowali na ziemi, a na ich twarzach znajdowały się długie brody. Annie i Rickey wybuchnęli śmiechem. Bliźniaki bili się na środku sali, gdy nagle wkroczył Wiktor Krum wraz z dyrektorem jego szkoły. Hermiona delikatnie uśmiechnęła się na ten widok.
- Czyżby nasza kujoneczka kręciła z dzikim dzikiem bykiem Krumem? - spytała Ann.
- Nie! Chora jesteś? - wyparła się Granger.
- No chyba każdy byłby lepszy niż Crabbe albo Goyle - rzuciła Ginny.
- No może i macie rację, ale nie - odparła Gryfonka.
- Niech ci będzie! - stwierdzili i postanowili ewakuować się z sali.

Marilyn spędzała popołudnie z żoną jej szefa, a także jej przyjaciółką. Popijały herbatę w salonie i rozmawiały na wszelkie możliwe tematy.
- Co u Artemisa, Ives? - spytała młodsza z kobiet.
- Niby wszystko dobrze, ale się o niego boję - odparła.
- Wiadomo w końcu co to za zwierzę? - zastanawiała się Black.
- Nie. Wiem tylko, że musiał się przenieść gdzieś na cieplejsze obszary, bo wysłali go w złe miejsce - wyjaśniła. - Nie mogą znaleźć tego stwora, ale wiedzą, że w nocy sieje spustoszenie. Tam ginie tyle osób, Mary... Arti się strasznie obwinia.
- Po twoim opisie idzie wywnioskować, że to śmierciotula. Powinni z nim być doświadczeni aurorzy - wyjaśniła.
- Nic mu nie będzie, prawda? - kobieta była załamana.
- Raczej nie. Artemis jest najlepszym magizoologiem jakiego znałam - odrzekła szatynka.
- Ale nie domyślił się, że to śmierciotula - po jej policzkach płynęły łzy.
- Ives, nikt nie jest nie omylny - stwierdziła, przytulając przyjaciółkę.
- Myślisz, że to go zabije? - spytała.
- Nie. Artemis się nie da - odpowiedziała, ale sama nie była pewna własnych słów.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz