Rozdział dwudziesty siódmy

136 15 3
                                    

- Anka, przywalę ci. Nie możesz leżeć i się dołować, oni zwiali już tydzień temu - powiedział Lee. Siedział z przyjaciółką w jego pokoju. Leżała na dawnym łóżku swojego chłopaka, a Jordan obserwował ją z łóżka obok.
- No to co? - spytała nie podnosząc głowy z poduszki.
- To, że masz list od ojca - rzucił odwiązując liścik od nóżki nowoprzybyłej sowy.
- Daj to - odparła podpierając się na przedramionach. Chłopak położył kawałek pergaminu między rękoma dziewczyny, a ona pospiesznie go rozwinęła.

Скъпа (czyt. skupa(pl.droga)) Аnne!

Jeszcze coś pamiętam z nauk twojej matki hehe, ale nie po to piszę. Jak zapewne wiesz żyjemy w mrocznych czasach i musimy być gotowi na wszystko. Nie chcę żebyś miała mi to za złe, ale napisałem testament. Wiem, że na 99% urażę tym ciebie i Destiny, ale musiałem tak postąpić. Wybaczcie mi to. Annie byłaś dla mnie zbyt nieokiełznana, żyłaś jak chciałaś, co utwierdza mnie w przekonaniu, że sobie poradzisz. W końcu masz takiego cudownego chłopaka, który na pewno ci pomoże. A Destiny po prostu nie ufam. Wiem, że przygarnęłaby cię z powrotem do domu. Naucz się odpowiedzialności sama za siebie Ann. Dom przepisałem na Harry'ego. On najbardziej potrzebuje teraz pomocy. Dostęp do mojej skrytki macie całą trójką. Jeśli bym umarł jesteście zabezpieczeni.

Tata.

- To są chyba jakieś żarty - odłożyła wywód ojca na bok i spojrzała na przyjaciela.
- Co się dzieje? Gdzie idziesz? - spytał zdezorientowany Lee.
- Wyżyć się - odparła i wyszła z pokoju. Zapukała do drzwi dormitorium rok starszego Gryfona i usłyszała "proszę" wypowiedziane z ust Seamusa.
- O, hej - rzucił uśmiechnięty Neville.
- Gdzie jest pieprzony Potter? - zapytała wściekła.
- Poszedł umyć zęby - wzruszył ramionami Ron.
- To ja sobie tu poczekam. Mogę sobie klapnąć? - spytała brata swojego chłopaka.
- Tak, jasne - odparł lekko odsuwając nogi.
- Ktoś mnie wołał? - Anne nie zdążyła nawet usiąść, gdy chłopak z blizną opuścił łazienkę. - Na Merlina, to ty - wywrócił oczami, a dziewczyna odruchowo uderzyła go z otwartej dłoni w policzek.
- Tak to ja. Nie wiem co nakombinowałeś razem ze swoim ojcem, ale przesadziliście, Potter. To, że ja straciłam dach nad głową to mam to totalnie gdzieś, poradzę sobie, ale, do jasnej cholery, Destiny? Co ona ci takiego zrobiła? Jesteś zerem. Kompletnym zerem, ale jedno muszę dodać. Gratuluję ci, panie idealny. Najpierw zabrałeś mi matkę, a teraz dom. Jesteś z siebie dumny, prawda? W końcu udało ci się w jakimś stopniu uprzykrzyć mi życie. Dla mnie już nie istniejesz, ścierwojadzie. Niech Voldemort się ciebie pozbędzie jak najszybciej może. Przynajmniej nikt nie będzie musiał już cierpieć - wycedziła i opuściła pomieszczenie. Nie mogła znieść jego widoku. Wróciła do Jordana.

Usiadła na dawnym łóżku George'a, wzięła poduszkę, po czym przyłożyła ją do twarzy i zaczęła wrzeszczeć. Lee przyglądał się jej jednocześnie zajadając się czekoladową żabą.
- Co się stało, Ann? - wymamrotał z pełną buzią.
- Zostałam bezdomną, bo mój tatulek postanowił, że dom przepisze na Pottera. Jeśli znasz jakiś przytułek to chętnie przyjmę namiary - rzuciła załamana.
- Przypominam ci, że twój chłopak i twój przyjaciel mają własne mieszkanie - wzruszył ramionami.
- I co w związku z tym? - uniosła jedną brew.
- No napisz do George'a czy cię przygarną, pajacu - zaśmiał się.
- Czasem potrafisz ruszyć tym pustym deklem - również się uśmiechnęła i razem zaczęli pisać wiadomość.

Młodszy z bliźniaków rozkładał towar na półkach. Chciał żeby przed niedalekim otworzeniem sklepu wszystko było dopięte na ostatni guzik. Starszy z braci wyszedł z zaplecza i podszedł do swojego klona.
- List do ciebie - Fred podał George'owi kopertę. - Idź przeczytaj - Weasley szybko otworzył kopertę i rozłożył kartkę.

G.

Hej! Co u ciebie? U mnie nie najlepiej. Ojciec pozbawił mnie dachu nad głową. Fajnie, no nie? Ani ja, ani Des nie mamy już prawa do tego domu. Wygryzł nas Potter. Majątek ze skrytki mamy do podzielenia na troje. Nie wychodzę na tym najgorzej, ale raczej nie wynajmą piętnastolatce mieszkania. Byłaby może opcja żebym zamieszkała z wami? Nie chcę się narzucać, jeśli nie ma takiej możliwości to spytam kogoś ze znajomych.
Cholernie za tobą tęsknię.

Twoja A.

- Fred? - zagadnął.
- George? - odparł podejrzliwie brat chłopaka.
- Czy istnieje możliwość żeby Anka się wprowadziła? - spytał.
- I tak po SUMach by z nami zamieszkała, nic mi do tego, ale powiedz co się stało - rzucił.
- Z tego co mój inteligentny orzeszek mózgowy wywnioskował to chyba jej ojciec spisał testament i dom przepisał na Harry'ego - odrzekł zdezorientowany.
- Brzmi sensownie. Ale masz chamskiego teścia, żeby tak własną córkę potraktować - Frederick pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Czuję, że to przez jej związek ze mną - kontynuował.
- Możliwe, ale w takim razie mądrze postąpiła, że wybrała szczęście - stwierdził. - Idź jej odpisz - dodał, a młodszy z braci wykonał polecenie

Anne i Lee z niecierpliwością czekali na wiadomość zwrotną od rudowłosego osiemnastolatka. Gdyby nie Jordan, młoda Black zapewne pozbawiłaby się wszystkich paznokci. W końcu ta wyczekiwana sowa zastukała w okno. Oboje zerwali się by wpuścić ją do środka. Annie wyrwała jej list i pospiesznie go otworzyła.

A.

Rozmawiałem z Fredem i nie ma nic przeciwko żebyś się wprowadziła. Twój ojciec zachował się jak kompletny palant. Trochę czuję, że to przeze mnie, ale cieszy mnie fakt, że wybrałaś mnie zamiast domu. Nie mogę się doczekać aż wrócisz ze szkoły. Brakuje mi ciebie.

Twój G.

- Lee idziemy chlać ognistą! Wprowadzam się! - pisnęła podekscytowana.
- Czasem używam resztek mózgu - zaśmiał się.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz