Rozdział czterdziesty ósmy

67 11 1
                                    

Pierwszego marca Ann i mały Mario w końcu wrócili do domu. Na miejscu przywitał ich jedyny dziadek chłopca. Teodor był szczęśliwy, że ma rodzinę przy sobie, a Anthony był dumny z syna, że sobie radzi w tak ciężkich czasach. Najstarszy Nott ostrzegł ich, że niebawem rozegra się decydująca bitwa, w której możliwe, że zginie. Teo nie chciał nawet tego słuchać. Od razu poszedł na górę.
- Ann, wiesz z czym się wiąże wojna. Straciłaś już matkę i ojca. Nie opuść Teodora, jeśli mi się coś stanie. To będzie dla niego za duży ból, stracić nas obojga - położył swoją dłoń na jej.
- Czemu miałabym zostawiać jedyną osobę, która przy mnie była, gdy wszyscy mnie zostawili? Która jest ojcem mojego dziecka? Którą kocham ponad życie i oddałabym za nią wszystko? - spytała. - To by nie miało sensu, Tony. Zostanę przy nim do samego końca - stwierdziła.
- Dziękuję, Annie. Cieszę się, że jesteś w naszej rodzinie. Porozmawiaj z nim o tym, proszę. Ja już muszę iść. Mamy zebranie - wywrócił oczami, a dziewczyna przytaknęła.
- Rozumiem, powodzenia - wstała i ruszyła razem z Anthonym do drzwi.
- O i jeszcze jedno. Gdyby przed bitwą ktokolwiek chciał was zwerbować... żebyście też walczyli... uciekajcie jak najdalej możecie. Musicie przeżyć - przytulił "synową" na pożegnanie i opuścił dom.

Anne weszła po schodach na piętro i usłyszała monolog Teodora kierowany w stronę jego syna.
- Wiesz mały, twoja mama to najcudowniejsza kobieta jaką znam. Nie wiem co by ze mną było gdyby nie ona - uśmiechnęła się słysząc te słowa. - Jest naprawdę dzielna. Wycierpiała tak wiele, a mimo to nadal walczy. Straciła tak wiele osób w swoim życiu. Jeśli kiedyś trafisz do Gryffindoru to pamiętaj, że skutkiem tego może być odwaga, którą odziedziczyłeś po niej. Ja w porównaniu do Annie jestem zwykłym tchórzem, który boi się stracić ojca. Ona straciła całą rodzinę, ale podniosła się i teraz tworzy ją na nowo. Chciałbym spędzić z tą kobietą resztę życia. Resztę życia wychowując ciebie ty mały urwisie i patrząc jak się rozwijasz. Wasze uśmiechy to jedyne co chcę oglądać do końca moich dni. Myślisz, że mama przyjmie pierścionek? - wpatrywał się w twarz dziecka, szukając w niej jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Ty wiesz, że on jeszcze nie potrafi mówić i raczej nie udzieli ci tak poważnej odpowiedzi? - zaśmiała się wchodząc do pokoju.
- A ty wiesz, że nieładnie to podsłuchiwać? - również się roześmiał i podszedł do niej. Pomimo niewielkiej odległości między nimi, zdążył w czasie drogi wyciągnąć z kieszeni bluzy niewielkie pudełeczko.
- To co mówiłeś o moim uśmiechu, wychowywaniu ze mną Maria i spędzeniem reszty życia u mojego boku to prawda czy tylko wyolbrzymiałeś? - spytała zawieszając ręce na jego szyi.
- Nigdy bym nie wyolbrzymiał w takiej sprawie. Wiesz, że cię kocham? - rzucił, a ona przytaknęła. - To w takim razie Annie, uczynisz mnie tym szczęśliwcem i pozwolisz mi zatruwać sobie życie do końca moich dni? - spytał otwierając pudełko, a przed oczami siedemnastolatki rozbłysnął złoty pierścionek z kawałkami szafiru umieszczonymi w równych odstępach wokół niewielkiego elementu biżuterii.
- Jesteś głupi - roześmiała się, a chłopak zdębiał. - Nie zatruwasz mi życia tylko sprawiasz, że jestem szczęśliwa. Owszem, wyjdę za ciebie - delikatnie go pocałowała, a on wsunął błyskotkę na jej serdeczny palec.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz