Rozdział I - "Faceci w czerni"

141 14 19
                                    

***
Wydarzenia przedstawione w tym rozdziale rozgrywają się kilkanaście dni po dołączeniu Chuuyi do Portówki, więc zarówno on jak i Dazai mają po 15 lat. Ponadto chcę jeszcze dodać, że nasz Chuu powinien w takim razie być ubrany nieco inaczej, jednak nierozgarnięta ja opisałam jego ''obecny'' wygląd... *facepalm* Zatem mam prośbę - uznajmy po prostu, że jest tylko młodszy, a ułożenie włosów ma jak na początku "Dead Apple". Dziękuję. Kiedyś to poprawię ;-) (To tylko tak dla ścisłości.)

PS: Późniejsze rozdziały będą już w "czasach współczesnych".

Miłego czytania!

***

Przyjemne ciepło otulało moje ciało, a jasne, przebijające się przez okno promienie słoneczne padały na twarz, wywołując niezwykle miłe uczucie.

Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję. Mimo to, pragnęłam pozostać w owym miejscu jak najdłużej, napawając się cudownością chwili. Westchnęłam zadowolona, czując się wręcz jak w siódmym niebie.

Wychowałam się na ulicy, gdzie w okropnych męczarniach spędziłam niemal całe swe życie... Z trudem wiązałam koniec z końcem, próbując przetrwać w niekorzystnych, nie nadających się do życia warunkach...

Jednak teraz...

Otworzyłam powoli oczy, mimowolnie natrafiając na oślepiający blask lamp znajdujących się na suficie. Syknęłam cicho, momentalnie powracając do stanu, w którym źrenice nie miały kontaktu ze światem zewnętrznym.

Z wyraźnym trudem podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym ponownie rozchyliłam powieki.

Gdy w miarę możliwości przyzwyczaiłam się do panującej tu jasności, rozejrzałam się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Dość ciemne ściany idealnie komponowaly się z ułożonymi na podłodze, drewnianymi panelami w odcieniu szarości. Zaś obszerne okna wpuszczały do środka niezliczoną ilość światła, potęgowaną wiszącymi u sufitu lampami. Porozstawiany wokół sprzęt lekarski oraz unoszący się w powietrzu charakterystyczny zapach, nie dawały najmniejszej wątpliwości, iż znajdowałam się w szpitalnej sali.

Lecz pozostawało pytanie... Jak?

Zerknęłam ospałym wzrokiem na swe dłonie. Oczywistym było, iż moje ciało pokrywały bandaże, pod którymi ukrywały się prawie niebolesne już rany i zadrapania. Jednak wbita w moje żyły kaniula dożylna, nazywana potocznie wenflonem, przyprawiła mnie o lekkie oszołomienie. Uniosłam lekko dłoń kierując ją w stronę, dawniej pokołtunionych, zniszczonych włosów, teraz zaś - czystych, schludnych oraz pięknie uczesanych w długi do pasa warkocz.

- Obudziłaś się - usłyszałam dziwnie znajomy, męski głos.
Mój wzrok powędrował w górę, zatrzymując się na autorze owych słów. Stojący w progu mężczyzna o czarnych jak smoła włosach, posłał w moją stronę delikatny uśmiech.

Skupiłam na nim całą swoją uwagę, w milczeniu wyczekując dalszego toku jego wypowiedzi.

- Pamiętasz mnie? - spytał nieznacznie zaciekawiony, unosząc brew.

Przyjrzałam mu się dokładniej, powracając myślami do ostatnich, pamiętanych przeze mnie wspomnień. Przed oczyma ponownie ujrzałam obraz owego, deszczowego dnia, w którym stałam na krawędzi życia, gotowa na własną śmierć.

Moim ciałem wstrząsnęły nieprzyjemne dreszcze, a ja zdołałam jedynie delikatnie skinąć twierdząco głową w odpowiedzi na jego pytanie.

Nie miałam najmniejszych wątpliwości...

Antigravity | Chūya Nakahara x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz