Rozdział III - "Samobójca o brązowych oczach"

138 12 11
                                    

Naprzeciw mnie stanął młody mężczyzna około lat osiemnastu*, którego lodowate niczym lód spojrzenie zdawało się na wskroś przeszywać duszę. Jego szare, wąskie oczy z pewną pogardą przyglądały się mojej osobie, idealnie współgrając z pozbawionym uczuć wyrazem bladej jak śnieg twarzy. Ubrany w długi do kolan, czarny płaszcz oraz spodnie owego koloru, sprawiał wrażenie niezwykle dostojnej, aczkolwiek okrutnej osoby. Co zresztą niewiele mijało się z prawdą... Mimo iż w Portówce panowała nadwyraz rodzinna atmosfera, niemal każdy z pracowników był wprawdzie istną maszyną do zabijania.

Przechyliłam głowę lekko w bok, wodząc zamyślonym wzrokiem po postaci mafiozo. Jego kruczoczarne włosy okalające twarz, bezwiednie opadały po obu jej bokach w postaci dłuższych, jasnych na końcówkach pasm, przywodząc na myśl wręcz jakąś postać z anime. Zaś zauważywszy śnieżnobiały żabot umiejscowiony tuż pod szyją mężczyzny, o mało nie parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie bruneta w roli francuskiego rewolucjonisty.

— A tobie co? — głos szarookiego wydawał się tak oziębły i nieszczery, iż niemal pewnym było, że prędzej zadał owe pytanie z formalności aniżeli faktycznie martwiąc się o mój stan zdrowia.

— Wypadek przy pracy — zaśmiałam się nerwowo, z trudem pojmując jego zachowanie. Po czym ocierając cieknącą po twarzy szkarłatną ciecz, niepewnie wyciągnęłam dłoń w stronę rozmówcy z zamiarem wręczenia czegoś, co teraz w mizernym stopniu przypominało ważne dokumenty. — Trochę się pogniotły...

Mężczyzna otworzył szerzej oczy, bez wahania przyjmując pozostałości aktów.

— Trochę? — zmarszczył czoło, wyraźnie niezadowolony.

— Spokojnie, Aku... Bez nerwów... Tylko nie zabijaj — podrapałam się nerwowo w kark, starając się okiełznać wszechobecną sytuację. — Pamiętam wszystko co do słowa. Przysięgam! — mówiąc to, niosłam rękę kładąc ją "na sercu", by dodać swej wypowiedzi więcej autentyczności.

Ryunosuke (gdyż tak miał na imię, zaś "Aku" to zdrobnienie od nazwiska "Akutagawa") westchnął ciężko, wyglądając przy tym niczym człowiek ubolewający nad sensem istnienia.

— Daj mi pięć minut, czystą kartkę i pióro. — złożyłam dłonie w proszącym geście, mając w duszy jedynie nadzieję, iż wyjdę cało z owej, wyjątkowo niekomfortowej sytuacji.

— A może jeszcze frytki do tego?

Nie mogąc powstrzymać rozpierającego mnie rozbawienia wywołanego wypowiedzianymi przez młodzieńca nadwyraz poważnym tonem słowami, mimowolnie wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem.

— Nie, dziękuję. Ale jeśli masz bandaże, to nie odmówię — dodałam żartobliwie, widząc wyraźne zmieszanie na twarzy rozmówcy.

Dziwnym trafem, mimo iż Akutagawa wywierał powszechnie negatywne wrażenie, a jego sposób bycia zdawał się niemal odpychający, lubiłam go. Lecz powód, dla którego bez skrupułów potrafiłam nawiązać z nim nawet najbardziej bezsensowną konwersację, wciąż stanowił dla mnie niemałą zagadkę.

Według Memento-Mori'ego* byłam osobą posiadającą niezwykłą zdolność. I nie chodzi tu o nadnaturalny dar, taki jak "Rashoumon" bądź "Zatracenie", ale o coś zupełnie innego. Mianowicie - umiejętność dogadania się niemal z każdą żywą istotą na Ziemi. Początkowo, słysząc owe stwierdzenie po raz pierwszy, trwałam w pełnym przekonaniu o słuszności tych słów. Jednak dzisiejszego dnia, tuż po nagłym, nieprzyjemnym spotkaniu z pewnym osobnikiem (czyt. z Chuuyą), zaczęłam tę pewność tracić. Szczerze mówiąc wątpię, czy kiedykolwiek dane mi będzie nawiązać z tym przewrażliwionym na punkcie swojego wzrostu agresorem choć w miarę normalną konwersację, nie będąc przy tym wściekłą do granic możliwości. Sam widok tego alkoholika-kurdupla przyprawiał mnie o mdłości... Nie wspominając nawet o jego nadzwyczaj denerwującym, uszkadzającym słuch głosie à la ''zepsuta kosiarka".

Antigravity | Chūya Nakahara x OCWhere stories live. Discover now