Rozdział V - "A5158"

84 11 0
                                    

Szłam przed siebie w nieco przyspieszonym tempie, tuż przed oczyma mając jedną z najwyżej postawionych osób mafijnej społeczności. Mój nadgarstek tkwił teraz w silnym, zdecydowanym, aczkolwiek niezwykle delikatnym uścisku czerwonowłosej kobiety, która od momentu wydania rozkazu, nie odezwała się do mnie więcej ani słowem. Mknęła przed siebie bez zastanowienia, doskonale wiedząc, co należy robić. Stawiała kroki cichsze niż szara myszka, a o dziwo tak zdecydowane, iż wydawać by się mogło, że owy atak wrogiej organizacji nie robi na niej żadnego wrażenia, nie wzbudza lęku czy niepokoju, po prostu - wręcz dodaje jej odwagi.

— Już prawie jesteśmy — z nieznacznie rozchylonych ust Kōyō wydobył się ledwo słyszalny szept. 

Wówczas kobieta skręciła w stronę schodów prowadzących do najpilniej strzeżonej strefy budynku.

Zdziwiłam się owym faktem, jednak ciągnięta przez Japonkę, posłusznie podążałam w ślad za nią. Choć ze zmęczenia i dzisiejszych wrażeń nieco plątały mi się nogi, nie zatrzymałam się choćby na chwilę, ufając członkini zarządu*.

—Dlaczego idziemy w stronę gabinetu Mori'ego? Myślałam, że masz mnie odprowadzić w bezpieczne miejsce... — szepnęłam niezwykle cicho, nie wytrzymując buzującej wewnątrz mnie ciekawości. Mimo iż wiedziałam, że odzywając się w tym momencie, łamię dany mi rozkaz, doskwierająca mi niewiedza, wywoływała w sercu pewnego rodzaju niepokój.

Rubinowooka zatrzymała się odwracając nieznacznie głowę w mą stronę.

— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, moja droga - rzekła z powagą, ponownie skupiając się na zadaniu. — Po prostu słuchaj moich rozkazów, a nic ci się nie stanie.

Słysząc to, westchnęłam cicho pod wpływem frustracji.

Tajemnice, bycie niedoinformowanym; ślepe i bezpodstawne wykonywanie poleceń... – czyli coś, czego serdecznie nienawidziłam, a niejednokrotnie byłam na to skazana. Zarówno w przeszłości jak i teraźniejszości.

Po zaledwie kilkunastu sekundach marszu, stanęłyśmy przed ogromnymi, wykonanymi z mahoniowego drewna drzwiami, prowadzącymi wprost do gabinetu szefa nielegalnej organizacji. Spokojna niczym u porcelanowej lalki twarz pani Ozaki, wpatrzona była w owe wrota, zaś sama jej postać zdawała się zawierać cień niepewności.

— Tu Kōyō Ozaki. Przyprowadziłam pańską podopieczną — odezwała się dostojnym głosem, mając na uwadze, iż bez pozwolenia, nawet jako jedna z najwyżej postawionych tu osób, nie może od tak wtargnąć do najbardziej strzeżonego pomieszczenia w całej Jokohamie – nawet jeśli w chwili obecnej z powodu tajemniczego zniknięcia pracowników, poziom bezpieczeństwa znacznie zmalał.

— Wejdźcie — z wewnątrz dobiegł charakterystyczny, niski głos Mori'ego. — Naprawdę wciąż potrzebujesz mojego pozwolenia nawet na coś tak prymitywnego jak otwarcie drzwi, Kōyō? Po tylu latach współpracy wciąż się mnie boisz?

W owej chwili zauważyłam, iż na twarzy czerwonowłosej pojawił się szeroki uśmiech obrazujący pewnego rodzaju kpinę.

— Boję się? — prychnęła rozbawiona tym stwierdzeniem. — Robię to jedynie z grzeczności. Dobrze wiesz, że dzięki swojej zdolności mogłabym z łatwością poderżnąć ci gardło... Nawet w tej chwili... — słowa wypływające z ust Japonki były niczym sopel lodu — z pozoru niewinne, wypowiedziane melodyjnym, spokojnym tonem, zaś zimne i ostre niczym sztylet. Słysząc je, kierowane bez cienia lęku w stronę samego szefa mafii, na moim całym ciele pojawiła się gęsia skórka.

— Masz rację. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jesteś silną kobietą. — odrzekł bez krzdy zawahania. — Wejdziesz czy wolisz rozmawiać przez dzielącą nas ścianę?

Antigravity | Chūya Nakahara x OCWhere stories live. Discover now