rozdział 9

1.7K 88 8
                                    

W pomieszczeniu zapanowała złowroga cisza. Nie minęła nawet chwila, gdy nagle wszyscy - z wyjątkiem Ailey - zaczęli zadawać bezładne pytania: "Kto go widział ostatni?" - "A może wyszedł na dwór?" - "Od jak dawna go nie ma?". Cała trójka rodzeństwa rzuciła się do drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Śnieg sypał gęsto, zielonkawy lód na powierzchni rozlewiska pokrył się już całkowicie białą pierzyną, a ze środka tamy, gdzie stali, ledwo można było dostrzec oba brzegi. Wyszli z domku i zapadając się po kostki w miękki, sypki śnieg, krążyli wokoło, nawołując aż do zachrypnięcia: "Edmund! Edmund!". Ale cicho padający śnieg wydawał się tłumić ich głosy i nie było nawet echa w odpowiedzi.

- Chodźcie. Nie ma sensu szukać go w taką pogodę. - zawołała Ailey, stojąc w progu drzwi, skąd miała doskonały widok na rodzeństwo i państwa Bobrów. Jako pierwszy odwrócił się do niej Piotr, który od razu posłuchał rady dziewczyny i zaczął podążać w stronę domku.

- Och, jakie to okropne! - biadała Zuzanna, kiedy wszyscy znaleźli się znów w środku. - Och, jak żałuję, że w ogóle tu przychodziliśmy!

- Przestań w końcu gadać. - mruknęła pod nosem jasnowłosa, nie będąc już w stanie dalej słuchać nastolatki. 

- I co teraz mamy robić, panie Bobrze? - zapytał Piotr, zwracając się do zwierzęcia, które przeniosło na niego swój wzrok.

- Robić? - powtórzył gospodarz, który już wkładał długie buty. - Co robić? Musimy natychmiast ruszać w drogę. Nie mamy ani chwili do stracenia.

- Będzie lepiej, jak podzielimy się na cztery grupy poszukiwawcze. - oznajmił Piotr, gotowy, by wyruszyć w nieznany mu las w nieznanej krainie. - I rozejdziemy się w różnych kierunkach. Jeśli ktoś z nas go znajdzie, musi tu wrócić i...

- Nie zapędzaj się tak, chłopcze. - powiedziała Ailey, przerywając tym samym wypowiedź chłopaka. Lubiła go, choć on też już powoli zaczynał działać jej na nerwy. Był drugą, co kolejności osobą, którą polubiła jako tako.

- Grupy poszukiwawcze? - spytał pan Bóbr, patrząc na nastolatka. - A po co?

- Jak to? Aby szukać Edmunda!

- Nie ma najmniejszego sensu go szukać. - oświadczył bóbr oczywistym tonem. Ailey w duchu przyznała mu rację.

- Co pan chce przez to powiedzieć? - odezwała się Zuzanna. - Przecież nie mógł odejść daleko. A my musimy go znaleźć. Co pan miał na myśli mówiąc, że nie ma sensu go szukać?

- Powód, dla którego nie ma sensu go szukać jest prosty: ponieważ dobrze wiemy, dokąd poszedł. - odpowiedział spokojnie pan Bóbr.

Cała trójka rodzeństwa Pevensie spojrzała na niego ze zdumieniem.

- On poszedł do NIEJ. To oczywiste. Zdradził nas wszystkich. - powiedziała spokojnie lwica, czując narastającą nienawiść do Edmunda. 

- Och, naprawdę! - zawołała Zuzanna. - Przecież nie mógł tego zrobić!

- Masz pewność, że tego nie zrobił? - zapytała Córka Wielkiego Lwa, patrząc uważnie na troje dzieci, i wszystko, co chciały powiedzieć, zamarło im w ustach, ponieważ każde z nich nagle poczuło, że Edmund na pewno to zrobił.

- Czy sądzisz, że on wie, jak tam trafić? - zapytał Piotr po chwilowej ciszy.

- Łucjo, mam pytanie. - zwróciła się do dziewczynki, która spojrzała na nią, nie do końca wiedząc, o co chodzi. Kiedy Ailey dostrzegła, że Łucja jej słucha, zaczęła mówić dalej. - Edmund był już kiedyś w Narnii, prawda? Był tu sam, bez ciebie, tak?

- Tak. - powiedziała Łucja prawie szeptem, przypominając sobie dzień, w którym go spotkała w ów krainie. - Obawiam się, że był.

- A czy mówił wam, co tu robił i kogo spotkał?

- No więc... Nie, nie mówił. - odpowiedziała dziewczynka, zaczynając rozumieć, co chodziło po głowie dziewczyny.

- A więc posłuchajcie, co wam powiem. - oświadczył pan Bóbr, wiedząc, że musimy wytłumaczyć dzieciom pewne rzeczy. - A powiem wam, że on już spotkał Białą Czarownicę, już jest po jej stronie i już wie, gdzie ona mieszka. Nie chciałem wam wcześniej tego mówić..., Ostatecznie to wasz brat! Ale kiedy go tylko zobaczyłem, powiedziałem sobie: "On mi  wygląda niepewnie". On mi wyglądał na takiego, co spotkał się z tą wiedźmą i jadł to, co mu dała. Jeśli będziecie długo żyli w Narnii, zawsze to poznacie. Jest coś takiego w ich oczach...

- A jednak. - powiedział Piotr zdławionym głosem. - Musimy iść i szukać go. Ostatecznie to nasz brat, nawet jeśli prócz tego jest małym potworem. No, i to jeszcze dziecko.

- Iść do domu Czarownicy? - zapytała pani Bobrowa. - Czy nie rozumiecie, że jedynym sposobem na to, aby uratować jego i siebie, jest trzymanie się od niej z daleka?

- Co pani ma na myśli? - zapytała Łucja.

- Przecież ona właśnie tego pragnie: dostać was wszystkich czworo w swoje szpony. Przez cały czas myśli o czterech tronach w Ker-Paravelu. Kiedy już raz znajdziecie się w jej pałacu, przestanie się niepokoić; po prostu do jej kolekcji przybędą cztery nowe posągi, i to zanim zdążycie wypowiedzieć choćby jedno słowo. A dopóki ma tylko jego, to myślę, że nie zrobi mu krzywdy, bo to najlepsza przynęta, aby zwabić was troje.

- Och, czy NIKT nie może nam pomóc? - jeknęła głucho najmłodsza, która znajdowała się w pomieszczeniu.

- Tylko Aslan. - powiedział pan Bóbr. - Musimy iść i spotkać się z Aslanem. To jest teraz nasza jedyna szansa.

- Wydaje mi się, moi kochani. - wtrąciła się znowu pani Bobrowa. - Że jest bardzo ważne, aby ustalić, KIEDY on się wymknął z domu. Bo to, co może jej powiedzieć, zależy od tego, co usłyszał. Na przykład, czy zaczęliśmy mówić o Aslanie, zanim wyszedł? Jeżeli nie, to jesteśmy górą, bo wobec tego ona nie będzie wiedziała, że Aslan przybył do Narnii oraz że miała się z im spotkać, a w takim razie nie będzie się miała na baczności, przynajmniej jeśli o TO chodzi.

- Nie mogę sobie przypomnieć, czy tu jeszcze był, kiedy rozmawialiśmy o Aslanie. - zaczął Piotr, ale Łucja szybko mu przerwała:

- Och, tak, był! Pamiętacie, to właśnie on zapytał, czy Czarownica nie może zmienić Aslana w kamień.

- A więc był. - powiedział blondyn, ukradkiem patrząc na nastolatkę pod postacią lwa. Wciąż zastanawiał się, skąd znała ich imiona, skoro widzieli się po raz pierwszy. - Tak, i to jest ten rodzaj pytania, który bardzo do niego pasuje.

- Coraz gorzej, coraz gorzej. - zamruczał pan Bóbr. - A teraz następna sprawa: czy był tu jeszcze, kiedy wam powiedziałem, że mamy się spotkać z Aslanem przy Kamiennym Stole?

I naturalnie nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.

- Bo jeśli był... - ciągnął pan Bóbr. - To ona bardzo szybko popędzi saniami w tym kierunku, zagrodzi nam drogę do Kamiennego Stołu i będzie chciała nas złapać, jak będziemy tam szli. W ten sposób zostaniemy odcięci od Aslana.

- Jak ją znam... - dodała pani Bobrowa. - To akurat nie będzie pierwszą rzeczą, jaką zrobi. Jak tylko Edmund powie jej, gdzie jesteśmy, wyruszy, aby nas wszystkich złapać jeszcze tej nocy. A jeżeli uciekł jakieś pół godziny temu, to ona tu będzie za jakieś dwadzieścia minut.

- Masz świętą rację, moja żono. - powiedział pan Bóbr. - Musimy natychmiast stąd uciekać. Nie ma nawet chwili do stracenia. 

Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego LwaWhere stories live. Discover now