prolog

3.5K 130 22
                                    

Pewna jasnowłosa nastolatka siedziała w fotelu w jednym z pokoi, trzymając w ręce kubek z owocową herbatą, którą uwielbiała, a naprzeciw niej siedział Profesor, właściciel domu. Mężczyzna żył w głębi kraju, na wsi, dziesięć mil od najbliższej stacji kolejowej i dwie mile od najbliższej poczty. Profesor nie miał żony i mieszkał w wielkim starym domu, ze swoją gospodynią, panią Macready, i jej trzema pomocnicami oraz siedzącą naprzeciwko niego nastolatką, Ailey. Profesor był bardzo stary i miał krzaczastą, białą brodę, która łączyła się z równie siwą czupryną, a rosła tak gęsto i obficie, że na twarzy pozostawało już niewiele wolnego miejsca.

Ailey natomiast była nie za niską, ani nie za wysoką, nastolatką o ciemnych blond włosach sięgających połowy pleców. Oczy koloru ciemnego brązu świeciły nieokreślonym błyskiem, nadając dziewczynie tajemniczości.

Siedziała po turecku, a na nogach trzymała poduszkę, na której opierała swoje ręce i kubek.

- Profesorze, czy to prawda, że wkrótce mają przybyć tutaj jacyś goście? - spytała blondynka, biorąc łyk ciepłego napoju, który przyjemnie ogrzał ją w środku.

- Tak jest, moja droga. Dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Na pewno ich polubisz. - odparł mężczyzna, uśmiechając się w jej kierunku delikatnie.

- Nie wątpię. Ale gorzej z polubieniem mnie. Wie pan, jaka jestem.

- Zdążyłem się już tego doskonale dowiedzieć. Ale nie martw się, nie powinno być tak źle, jak sobie wyobrażasz.

Dziewczyna nie była za bardzo przekonana, co do słów mężczyzny, ale nie odezwała się. Całkiem niedawno dowiedziała się, że ktoś jeszcze miał przybyć do tego miejsca, a dzisiaj chciała się tylko upewnić, czy to rzeczywiście była prawda. Była w tym tajemniczym domu już sporo czasu i zdążyła bardzo dobrze poznać Profesora oraz gospodynię. Mężczyzna wydawał jej się tajemniczy, z resztą ona sama też taka była, ale pani Macready nie wzbudziła jej sympatii za grosz. Zastanawiała się jacy mogą być ci goście.

~*~

Jakiś czas później w domu Profesora pojawiło się czworo dzieci: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja. Z tego, co zdążyła się jeszcze dowiedzieć Ailey, rodzeństwo wysłano z Londynu na wieś, aby byli bezpieczni w okresie bombowych nalotów na miasto. Nastolatka nie była się z nimi przywitać, z ukrycia patrzyła na całą czwórkę przybyłych gości.

Dzieci dość szybko polubiły Profesora, choć przy ich pierwszym spotkaniu w drzwiach starego domu wydawał się im postacią tak bardzo dziwaczną, że Łucja ( która była najmłodsza ) trochę się go przestraszyła, a Edmund ( który był następny w kolejności wieku ) o mało nie wybuchnął śmiechem; uratowała go chusteczka, w której ukrył twarz udając, że wyciera nos. Ailey uśmiechnęła się mimowolnie na ten widok.

Pierwszego wieczora, kiedy dzieci powiedziały już Profesorowi dobranoc, pobiegły na górę do swoich sypialni. Tyle było jednak spraw do omówienia, że przed położeniem się do łóżek chłopcy przyszli do pokoju dziewczynek na krótką naradę. Jasnowłosa natomiast przechadzała się cicho przez znajome jej korytarze domu. I tak nie miała niczego lepszego do roboty.

- No to się nam udało, nie ma co. - powiedział Piotr, patrząc po reszcie swojego rodzeństwa. - Założę się, że tu będzie fantastycznie. Ten stary pozwoli na wszystko, co tylko nam przyjdzie do głowy.

- Uważam, że to strasznie miły staruszek. - dodała Zuzanna z delikatnym uśmiechem.

- Och, dajcie spokój. - przerwał im Edmund, który był już zmęczony, a pragnął sprawiać wrażenie nie zmęczonego, co zawsze wprawiało go w zły humor. - Przestańcie tak gadać.

- To znaczy jak gadać? - spytała starsza z dziewczyn. - A w ogóle powinieneś leżeć już w łóżku.

- Próbujesz przemawiać jak mama. - odparł Edmund, przypominając sobie matkę. - A kim ty właściwie jesteś, że mówisz mi, kiedy mam iść do łóżka? Sama sobie idź do łóżka.

- Myślę, że lepiej będzie, jeśli wszyscy pójdziemy już spać. - wtrąciła się Łucja. - Jak usłyszą, że rozmawiamy, będzie awantura.

- Nie będzie żadnej awantury. - powiedział Piotr. - Mówię wam, że to taki dom, w którym nikt nie będzie sobie specjalnie zawracał głowy tym, co robimy. A z resztą, i tak nas nie usłyszą. Z jadalni idzie się tu prawie dziesięć minut przez te wszystkie korytarze i schody.

Ale Piotr nie miał racji. Owszem, nikt nie zamierzał zawracać sobie głowy tym, co będą robić, ale z całą pewnością był ktoś, kto ich słyszał. I to nie byle jaki ktoś, tylko Ailey, która właśnie przechodziła koło pokoju, w którym byli. Nie słyszała dokładnie ich rozmowy, ale wiedziała, że o czymś rozmawiają.

- Co to za dziwny odgłos?! - spytała nagle Łucja. Nigdy jeszcze nie była w tak dużym domu i na samą myśl o tych wszystkich długich korytarzach, z rzędami drzwi wiodących do pustych pokojów, ciarki przebiegły jej plecach.

W przeciwieństwie do nastolatki, która wciąż stała pod drzwiami, było to coś normalnego. Odwiedziła już chyba wszystkie pokoje i korytarze po kilka razy i już niczego się nie bała. I choć początkowo odczuwała pewnego rodzaju strach i odrazę do niektórych pomieszczeń, teraz było to dla niej w stu procentach naturalne i normalne.

- To tylko jakiś ptak, głuptasie. - powiedział Edmund.

- To sowa. - dodał blondyn, mimo że nawet nie widział ów zwierzęcia. - Wygląda mi na to, że trafiliśmy do prawdziwego raju dla ptaków. Jeśli chodzi o mnie, to idę do łóżka, a wam radzę zrobić to samo. Od jutra rozpoczynamy badanie okolicy. W takim miejscu można znaleźć rzeczy, o jakich wam się nie śniło. Widzieliście te góry w pobliżu? A te lasy? Tu mogą być orły. Mogą być jelenie. I jastrzębie.

- Borsuki! - dodała Łucja.

- Lisy! - dopowiedział Edmund.

- Króliki! - rzekła Zuzanna.

Kilka minut później dwaj bracia otworzyli drzwi, by udać się do swojego pokoju. Ailey totalnie nie była przygotowana na takie coś i szybko ruszyła biegiem za jakąś zbroję, która stała na korytarzu. Zdążyła ukryć się w ostatniej chwili, tak że chłopcy jej nie zauważyli.

Mało brakowało - pomyślała.

Jeden z nich był wysokim blondynem i chyba był najstarszy z rodzeństwa. Wydawał się Ailey ciut arogancki, ale miły, jakby chciał zapanować nad swoim młodszym rodzeństwem, ale nie do końca mu to wychodziło. Drugi natomiast był brunetem, dziewczyna zauważyła, że jego włosy są wręcz czarne. Już od samego początku, gdy po raz pierwszy ich zobaczyła, wydał jej się nad wyraz złośliwy, szczególnie w stosunku do młodszej siostry, Łucji.

Obaj bracia bez żadnego słowa udali się do swoich pokoi, jakby niczego nie zauważając. Dziewczyna aż sama się zdziwiła, że niczego nie dostrzegli, w końcu stała bardzo niedaleko od nich, a zbroja napewno nie zasłaniała jej całkowicie. Zaczęła się zastanawiać, czy nie zauważyli jej, tylko dlatego, że byli zmęczeni, czy byli aż tak ślepi.

Opowieści z Narnii: Córka Wielkiego LwaWhere stories live. Discover now