4

9.7K 265 25
                                    

Zapraszam Was na rozdział 4 ❤

---

William: Wszystko w porządku? Nie odzywasz się od tygodnia

William: Na policji coś poszło nie tak?

William: Martwię się

Nina spojrzała na telefon i go wyciszyła. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nie po awanturze z tatą. Dowiedział się o sprawie z policją i zwyzywał ją na czym świat stoi. Nawet nie zapytał czy wszystko w porządku. W końcu ta sytuacja nie miała by miejsca, gdyby nie mężczyzna z parku.

Nie rozumiała tego. Dlaczego obcy człowiek mógł ją zrozumieć i pocieszyć, a jej własny tata stwierdził, że sama jest sobie winna?

"Gdybyś nie ubierała się jak lafirynda, to do tego by nie doszło". Te słowa ją zmroziły. Jej kochany tatuś nigdy by czegoś takiego nie powiedział. Zawsze stał za nią murem, więc dlaczego teraz tak nagle się zachował? Rozumiała, że miał urwanie głowy w pracy i dodatkowo sytuacja z mamą trochę się skomplikowała, ale to nie był powód do wyżywania się na niej.

"Lafirynda" to słowo budziło w niej obrzydzenie. Właśnie tak cała rodzina nazywała mamę zanim odeszła. Przecież dziewczyna wcale nie była do niej podobna. Nie ubierała krótkich sukienek z wielkim dekoltem. Nie nakładała mocnego makijażu i nie starała się zwrócić na siebie uwagi innych. Zawsze chodziła ubrana... normalnie.

William: Jak zaraz nie odpiszesz, to do Ciebie dzwonię

Przeczytała i westchnęła. Wyłączyła telefon. Nie chciała być dla niego niemiła, ale nie potrafiła znaleźć słów, aby wytłumaczyć to, jak teraz się czuje. Musiała po prostu przez to przebrnąć. Sama. Rozmawianie o swoich emocjach... To nie było dla niej. Nie potrafiła tego robić. Była typem osoby, która dusi wszystko w sobie. Było tak od zawsze.

Postanowiła, że dzisiaj skupi się na wszystkim tym, czego do tej pory unikała lub nie miała na to czasu. Nauka w kąt. Telefon do szuflady. Zmartwienia do kosza.

Przebrała się w dres, założyła czarne adidasy i związała swoje sięgające do łopatek włosy w kucyk.

Przejrzała się w lustrze. Wyglądała zupełnie jak nie ona. Czarny dres, lekko przyduży zasłaniał jej ciało. Ukrywał całą jej kobiecość. Jednak czuła, że tak będzie lepiej. Po ostatnim incydencie w parku wolała nie ryzykować. Skoro zwykłe legginsy i koszulka sięgająca tylko nieco ponad pępek mogły kogoś sprowokować, to nie chciała żeby zdarzyło się to ponownie.

Była wściekła. Kobiety nie powinny bać się mężczyzn. Nie powinno się ich uczyć, jak zabiezpieczyć się przed gwałtem. To mężczyzn powinno się edukować. To oni powinni pilnować siebie i myśleć mózgiem, a nie dolną częścią ciała. Bezpieczeństwo? Takie słowo nie istnieje, gdy kobieta sama ma przejść nocą po parku. Chociaż w dzień najwyraźniej też już nie...

Spojrzała w swoje niebieskie niczym niebo oczy. Były wzburzone. Smutek został przysłonięty przez wściekłość. Dobrze. Mogła zastąpić myśli czymś innym.

Chwyciła jeszcze gaz pieprzowy i butelkę wody, i wyszła z domu. Miała ochotę pobiegać. Rzadko miała na to czas i ochotę, dlatego postanowiła dzisiaj z tego skorzystać.

Bieganie było dla niej czymś wyjątkowym. Wiatr przyjemnie muskający jej skórę, atakujący niesforne kosmyki. Biegnąc z nim czuła się silna, biegnąc przeciwko niemu czuła, że jest w stanie pokonać każdą przeszkodę. Bieganie było dla niej lekarstwem. Leczyło jej duszę. Ona miała w przyszłości podawać ludziom pigułki, ale wiedziała, że to nie jest wyjście z każdej sytuacji.

Biegła przed siebie. Biegła ile sił w nogach. Biegła aż czuła ogień w płucach. Nogi miały zaledwie kilka sekund na dotknięcie podłoża. Czuła się jakby latała. Cudowne uczucie. Wszystkie troski zostawały za nią.

Biegała przez godzinę. Po wszystkim czuła się niezwykle spokojna. Zmęczona fizycznie, ale wypoczęta psychicznie. Nabrała energii na walkę z kolejnymi przeszkodami.

Spojrzała na zegarek. Była prawie osiemnasta.

Wzięła szybki prysznic, założyła swoje onesie pandę i położyła się do łóżka. Wzięła ze stoliczka książkę i pogrążyła się w lekturze. Czytanie było kolejną rzeczą, którą uwielbiała, a zwykle brakowało jej na to czasu.

Przed snem wzięła jeszcze telefon i go włączyła. Czuła, że może już to zrobić. Mogła skonfrontować się ze światem.

William: 4 nieodebrane połączenia

William: Naprawdę się martwię

William: Wiesz co? Nie mam zamiaru się narzucać. Jak stwierdzisz, że jeszcze chcesz ze mną rozmawiać to się odezwij. Cześć

Wzięła głęboki oddech. Zraniła go. Czuła, że go zraniła. Wiedziała również, że jest zły. Musiała go przeprosić. Nie chciała go stracić przez swoją głupotę.

Nina: Opowiem Ci wszystko jutro. Przepraszam, że Cię zmartwiłam ❤

Masz wiadomośćWhere stories live. Discover now