Rozdział 6

3.3K 192 18
                                    

Biorąc głęboki oddech dla odwagi, Hermiona po raz ostatni rozejrzała się po swoim ministerialnym biurze. Spakowała wszystkie osobiste rzeczy do pudełka, które skurczyła i schowała do kieszeni, po czym zgasiła światła i wymknęła się za drzwi.

W głębi duszy wiedziała, że ​​będzie tęsknić za pracą w Ministerstwie, jednak oferta stanowiska Łamaczki Klątw dla Gringotta okazałą się ostatecznie zbyt dobra, by potrafiła z niej zrezygnować. Już od miesięcy wiedziała, że jej najpiękniejsze dni w Ministerstwie Magii już dawno minęły i nadszedł czas na zmianę.

Niefortunnym było jednak to, że zmiany od zawsze wywoływały w niej niepokój.

Pod koniec tygodnia, po przepracowaniu ostatnich dni w Ministerstwie, miała rozpocząć swój staż ze Starszym Łamaczem Klątw. Tennyson zasugerował, że możliwym jest, iż to on będzie ją szkolił. Sama myśl o pracy z kimś tak doświadczonym i utalentowanym była dla Hermiony zarówno onieśmielająca, jak i ekscytująca.

Draco był zadowolony, że przyjęła ofertę od Gringotta, bo sam w końcu najbardziej ją do tego namawiał. Hermiona zdawała sobie jednak sprawę, że chciał tylko, żeby była szczęśliwa, bo doskonale wiedział, że od jakiegoś czasu nie była specjalnie zadowolona ze swojej pracy w Ministerstwie.

Jej Departament był już z lekka opustoszały, gdy pakowała ostatnie rzeczy. Kiedy wyszła ze swojego starego biura, w pomieszczeniu zastała tylko garstkę współpracowników. Po kilku cichych i spokojnych pożegnaniach, w końcu wróciła do domu.

***

Obudziła się wczesnym rankiem pierwszego dnia szkoleń z łamania klątw, odkrywając, że jej nerwy zdążyły ostygnąć przez noc.

Po chwili z jej gardła wydostał się zduszony pisk, gdy nagle zdała sobie sprawę, że nie jest sama.

— Merlinie! — wykrzyknęła, krzywiąc się i przecierając oczy. — Mogłeś zapukać.

Draco opierał się o ścianę jej sypialni, z uśmiechem na ustach i spojrzeniem pełnym oczekiwania.

— Przecież nic ci nie jest — odparł, machając lekceważąco ręką.

— Nie możesz po prostu wpraszać się... — Urwała na widok rozbawienia, które wciąż malowało się na jego twarzy, gdy potrząsał lekko głową. Naciągając kołdrę pod samą szyję, wbiła w niego swoje twarde spojrzenie.

— Oj, daj spokój — zaśmiał się Draco, siadając po drugiej stronie jej łóżka. — Przecież wiesz, że widziałem cię już w stroju kąpielowym, prawda? — Szarpnął palcami za chaotyczną plątaninę jej loków. — Zabieram cię na śniadanie przed twoim pierwszym dniem w nowej pracy.

Zmarszczyła brwi, gapiąc się na niego.

Rażąco naruszyłeś moją prywatność, żeby móc zabrać mnie na śniadanie?

— Dramatyzujesz.

— Ja...

Hermiono.

Skrzywiła się ponownie, marszcząc lekko czoło, ale nie odpowiedziała. Draco postukał lekko palcem w czubek jej nosa, przewracając oczami.

— Wstawaj. Weź prysznic, ubierz się, czy co tam jeszcze musisz zrobić... Masz dwadzieścia minut.

Po tych słowach wyszedł z pokoju, pozostawiając Hermionę z umysłem przepełnionym falami zmieszania i resztek snu.

***

Dwadzieścia minut później Hermiona znalazła go w swojej kuchni. Przeglądał poranny egzemplarz Proroka Codziennego, jakby nie było nic złego w tym, że praktycznie włamał się do jej mieszkania i obserwował ją podczas snu.

[T] Nigdy w sercu | DramioneWhere stories live. Discover now