Rozdział 8

3.2K 200 35
                                    

Trzydziestka.

Kiedy Hermiona była jeszcze zabieganą nastolatką, uwięzioną w poszarpanym namiocie ze swoimi dwoma przyjaciółmi, bojącą się o swoje życie, często zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie miała szansę się zestarzeć.

Z jakiegoś powodu skupiała się wtedy na liczbie trzydzieści. Ta młoda, przerażona wersja Hermiony myślała, że ​​jeśli kiedykolwiek uda jej się dożyć tego wieku, z całą pewnością będzie mieć już wszystko pod kontrolą.

Oczekiwała, że będzie miała stabilną pracę, prawdopodobnie wyjdzie za mąż i może zacznie zastanawiać się nad założeniem rodziny.

Ta myśl pomagała jej zasypiać przy odgłosach wiatru za cienkimi płóciennymi ścianami namiotu, kiedy strach przed szmalcownikami patrolującymi tereny tuż za krawędziami ich osłon stawał się zbyt trudny do zniesienia. Wiara w przyszłość pozwalała jej wygrywać z obawami, że nie zdołają znaleźć horkruksów na czas i że Harry może nie pokonać Voldemorta.

Słabe próby ustalenia, jak będzie wyglądało jej życie, gdy dorośnie, zmieniły się czasem w swego rodzaju zabawę.

Obecnie nie czuła się jednak ani trochę dorosła i zdecydowanie nie miała wszystkiego pod kontrolą.

Zaledwie kilka miesięcy wcześniej porzuciła swoją karierę w Ministerstwie i rozpoczęła nową przygodę w Banku Gringotta. Była zdecydowanie niezamężna, i to w najbardziej możliwie zawiły sposób. No i jak mogłaby rozważać założenie rodziny, skoro przez większość dni nawet nie czuła własnych móg?

Aby uspokoić bicie serca, Hermiona szukała w pubie szmaragdowego spojrzenia Harry'ego. W końcu dostrzegła go zaangażowanego w jakąś gorącą debatę z Teodorem i Draco. W pobliżu stał stół pełen jej współpracowników, dyskutujących zawzięcie o zaletach nowej formy wykrywania zaklęć, a w całym pomieszczeniu dostrzegała wiele znajomych twarzy kolegów z dawnych czasów szkolnych.

Nawet nie chciała imprezy, ale wiedziała, że to ​​nie do niej należała ostateczna decyzja. Zastanawiała się, czy jej przyjaciele w ogóle zdawali sobie sprawę, jak bardzo obawiała się ukończenia trzydziestki.

Widząc, że ludzie zebrani w pubie to głównie jej znajomi, w końcu uwolniła się od stresującego napięcia i ruszyła naprzód, by powitać przyjaciół i współpracowników.

Po chwili Draco przysunął się do niej, wciągając ją mocno w swoje ramiona. Bez wahania wtopiła się w jego objęcia.

— Wszystkiego najlepszego, Granger — mruknął jej do ucha.

— Dziękuję — szepnęła, wypuszczając długi oddech, kiedy ją puścił.

— Nie chciałbym cię dziś zbytnio rozpraszać — ciągnął, rzucając jej ukradkowe spojrzenie i biorąc łyk whisky — ale mam pewne wieści.

Odwróciła się twarzą do niego z wyczekującym uniesieniem brwi.

Jego usta drgnęły nieznacznie, kiedy ponownie upił łyk ze szklanki.

— Udało mi się wczoraj dokonać dość znaczącego zakupu. — Kiedy jego słowa dotarły do Hermiony, prawie pisnęła z ekscytacji. — Chciałem powiedzieć ci wcześniej, ale wolałem najpierw mieć pewność, że wszystko zostanie dopięte.

Przez dłuższą chwilę tylko patrzyła na niego, z ustami otwartymi w szoku.

— Masz na myśli aptekę?

Draco przewrócił oczami z uśmiechem.

— Tak, aptekę.

— Draco! — wykrzyknęła, gdy zalała ją fala radości. Nawet się nie zastanawiając, ponownie wpadła mu w ramiona. — Jestem z ciebie taka dumna.

[T] Nigdy w sercu | DramioneWhere stories live. Discover now