*4* Bucky Barnes *4*

217 14 4
                                    

- Błagam... Zabierzcie mnie stąd...

Po tylu latach wreszcie udało im się go złamać. Sprawić, że był ich własnością. Największą z broni. Tą najbardziej udaną. I wystarczył jeden człowiek, aby zniszczyć marzenia i ciężką pracę HYDRY? To niedorzeczne. Ma ich potrzebować jak tlenu, pragnąć, by zatrzymali go przy sobie. Sprawili, że nie wiedział, kim jest. Że nie potrafił funkcjonować bez ich pociągania za sznurki. Jeśli będzie potrzeba, zrobią to jeszcze raz. I ponownie, aż do skutku. Bez wyrzutów sumienia. Bo Bucky Barnes, Zimowy Żołnierz nie był człowiekiem. Był maszyną, kukiełką. Właśnie do tego został stworzony. Takie było jego przeznaczenie.

- Proszę... przestańcie...

Nie pozwolą na to. Jest ich dziedzictwem. On, Zimowy Żołnierz. Maszyna do zabijania z metalowym ramieniem i resztkami człowieka w pustej skorupie. Własność HYDRY. Nikt im go nie odbierze. Był ich dziełem, a krew na jego skórze na zawsze będzie mu o tym przypominać. Nie odbiorą im go. Żaden głupi bohater, żaden przeklęty złoczyńca. Był ich własnością. Maszyną stworzoną przez HYDRĘ. Zimnem otaczającym stare wspomnienia. Otoczką bólu, krwi i gniewu wokół HYDRY. Cierpiał, by ich zadowolić. Nie z własnej woli. Ale dopóki był skorupą, dopóty będzie na ich rozkazy. Aż do śmierci. Jak pieprzona marionetka.

- Przestańcie... Ja go... Znałem...

Widział Kapitana Amerykę. Steve'a Rogersa. Wiedział, że go znał, pamiętał jego głos. Jego dotyk. Małego dzieciaka z Brooklynu. Ciche szepty, które próbowały dodać mu otuchy. Nie pomagało. Zamiast tego jeszcze bardziej pogrążały go w odmętach ciemności. Skorupie bez duszy. A Bucky Barnes czuł, że coraz bardziej spada. Jego walka z Zimowym Żołnierzem wkrótce dobiegnie końca.

- Zabiłem go... Zabiłem...

Szkarłat na rękach. Tylko ten w słowach. Proch i strzał, to właśnie słyszał. Huk i krew. Puste oczy. Pozbawione życia. Wieczny sen nadszedł dla niego, a Bucky... Zimowy Żołnierz nie mógł nic zrobić. Ponieważ był marionetką. Narzędziem w rękach wroga, kogoś, komu nigdy w życiu z własnej woli nie zdecydowałby się służyć. Był cieniem przeszłości, pozbawionym możliwości powrotu. Jedynie wiatrem, który zdmuchiwał ogień życia. Był szaleńcem, ale na to nie miał wpływu. I znów krzyczał. Głośno, aby każdy mógł poczuć jego ból. Co z tego, że oni nigdy nikomu nie współczuli? Dzięki niemu przecież nie musieli. Bo to właśnie na niego, na resztki Bucky'ego Barnesa, został rzucony ciężar tych wszystkich wydarzeń. Wszystkich zabitych ludzi, każdy koszmar i wrzaski błagania. To nie należało do HYDRY, ten ciężar dźwigała marionetka. Bucky Barnes przez lata nie ugiął się pod jego masą. Ale powoli nastawał czas, kiedy w końcu będzie mógł załamać się pod jego naciskiem. Upadek będzie nieunikniony, bo każda z broni HYDRY upadła. Zepsuła się. Ale to, czy się podniesie zależy tylko od niego. Pierwszy raz od dawna będzie mógł wybrać.

- Przepraszam...

Normalność. Czym była? Dla jednych robieniem co ranek śniadania, dla innych śmiech każdego dnia. A dla Bucky'ego Barnesa? Ulotną chwilą. Czymś, czego nie mógł zaznać przez kilkadziesiąt lat swojego istnienia pod maską Zimowego Żołnierza. I później też. Wtedy nie było dobrze. Bo wszystkie duchy przeszłości, cienie, które zostały przyspawane do jego lewego ramienia, one będą za nim podążać. I nigdy go nie opuszczą. Był wrakiem statku, którego kawałki jeszcze unosiły się na wodzie. Kiedyś zatonie, ale na razie będzie musiał się zmierzyć z rzeczywistością.

- Przestańcie... Przepraszam, błagam, przestańcie...

Był tylko maszyną. Narzędziem do zabijania, które nie mogło zrobić nic innego. Tylko odbierać życia, pozbawiać rodziny radości i w niewyjaśnionych okolicznościach zniknąć w mroku ulicy. Ciągnąc za sobą ich krew, ciągnął i dusze. A one nie dadzą mu spokoju. Kiedy zamykali go w komorze, kiedy szedł spać na lata, wtedy widział ich twarze. Przeżywał to po raz kolejny, każdą z tych śmierci z osobna. I nic nie mógł zrobić, bo nawet w snach... w koszmarach nie miał kontroli nad swoimi ruchami. Zabijał jak z automatu. Jakby miał zapisane we krwi, aby ich zgładzić i ukryć ciała w ten sposób, by nikt nigdy ich nie rozpoznał. W tych snach wrzaski i błagania stawały się coraz głośniejsze. A on nie mógł zrobić nic, jak po prostu je zignorować. Ponieważ HYDRA odebrała mu wolną wolę i do jego ciała przyczepiła sznurki. Jedyną kontrolę nad nim miała właśnie ona. Bo był ich dziełem, ich własnością. Tą najbardziej udaną bronią.

- Proszę... Przestańcie...

Krew na jego rękach ponownie zamarzła, gdy tylko dziesięć rosyjskich słów wybrzmiało w pomieszczeniu.

- Żołnierzu?

Resztki człowieka zniknęły, a on upadł, tak jak tego chcieli.

- Gotowy na rozkazy.

Ponieważ upadek Bucky'ego Barnesa był nieunikniony, a on nie miał zamiaru się podnieść.



724 słowa

Hermiiona200001 może nie wyszło dokładnie tak jak chciałam i jest trochę krótkie, ale mam nadzieję że ci się spodoba chociaż trochę

[23.04.2021r.]

🎉 Je bent klaar met het lezen van Ludzie widzą wszystko, gdy jest za późno | Stucky | One Shots 🎉
Ludzie widzą wszystko, gdy jest za późno | Stucky | One ShotsWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu