Rozdział 2

1K 69 37
                                    

Wracałam z imprezy urodzinowej mojej koleżanki z klasy. Było już ciemno, ale nie bałam się sama chodzić w nocy, wręcz przeciwnie - lubiłam tą cisze, tą chwilową samotność. Nagle zza rogu wyszedł jakiś mężczyzna. Nie przykuł jakoś specjalnie mojej uwagi. Nie raz koło mnie przechodzili ludzie. Kiedy zbliżył się do mnie, powiedział:

- Co taka mała, śliczna dziewczynka robi sama tak późno na pustych ulicach New Yorku? - na twarzy malował mu się cwaniacki uśmiech, czułam od niego alkohol.

Wystraszyłam się, ponieważ pierwszy raz ktoś mnie zaczepił. Zazwyczaj tata przysyłał po mnie Happy'ego, by mnie odwiózł do domu. Lecz tego wieczoru postanowiłam wrócić sama.

- Ehmm... przepraszam, ale się spieszę, tata czeka na mnie za rogiem - skłamałam z myślą, że odsunie się i będę mogła w spokoju wrócić do wieży.

- Więc cię podprowadzę; jest już późno, nie powinnaś chodzić sama, o tej porze kręcą się tu niebezpieczni ludzie - powiedział, spoglądając na mnie.

Poczułam obrzydzenie do niego. Patrzył na mnie jak na jakąś rzecz.

- Nie trzeba, sama dam radę - uśmiechnęłam się sztucznie i próbowałam ominąć faceta, lecz ten chwycił mnie mocno za nadgarstek - Ah..! - syknełam z bólu, jaki mi sprawił jego mocny chwyt.

- Nie tak prędko, ślicznotko, myślisz, że możesz kusić i uciekać?- odparł, znowu uśmiechając się w ten sam obrzydliwy sposób.

Na sobie miałam krótką czarną sukienkę i futerko, które służyło mi za ozdobę. Byłam bardzo wystraszona i nie wiedziałam co robić, na ulicy nie było nikogo, więc krzyczenie byłoby bezcelowe.

Zaciągnął mnie do jeszcze ciemniejszej uliczki, zbliżając się do mnie. Dzieliło nas jedynie kilka centymetrów. Poziom mojego strachu sięgnął granic. Szybko kopnęłam go w czułe miejsce i zaczęłam uciekać. W tej chwili dziękowałam Natashy za tą pierwszą lekcje samoobrony. Po chwili facet mnie dogonił i chwycił brutalnie za zaczerwieniony nadgarstek. Szpilki nie były korzystne dla mnie podczas ucieczki. Odwrócił mnie w swoją stronę. Patrzył mi prosto w oczy, a ja zaczęłam trząść się z przerażenia. Popchnął mnie na zimny betonowy chodnik, następnie kopnął mnie w brzuch. Na jednym kopnięciu się nie skończyło. Kiedy widział, że opadam z sił i już nie spróbuje uciec,  pochylił się nade mną i położył swoją obrzydliwie zimną rękę na moim nagim udzie. Nie mogłam nic zrobić, ponieważ ból przeszył całe moje ciało.

- Proszę, proszę... Dam ci pieniądze, tylko zostaw mnie, nie musisz tego robić..! - szepnęłam ze łzami w oczach, gdy zaczął podwijać moją sukienkę.

- Wiem, że tego chcesz - szepnął mi do ucha i poczułam jego ciepły, obrzydliwy oddech na mojej szyi.

- Nie, nie! - krzyczałam ze łzami w oczach, ciężko oddychając.

Nagle poczułam zimną rękę na mojej. Przeszedł mnie dreszcz, gdyż dotyk przypominał tego faceta.

- Obudź się - powiedział spokojny głos - To tylko koszmar - dodał, a ja otworzyłam oczy.

Usiadłam na łóżku jak poparzona, jednak... zamiast swojego taty zobaczyłam jego. Tak, jak się założyłam sama ze sobą, jego oczy wyglądały jakby świeciły w ciemności.

- Co tu robisz? - otarłam spocone czoło, przykryłam się kołdrą szczelniej aż po sam czubek nosa.

- Obudziłaś mnie swoimi krzykami - powiedział pogardliwie.

- Oj, bardzo przepraszam za swoje koszmary - odpowiedziałam sarkastycznie, podkreślając ostatni wyraz - A ty nie masz koszmarów? - dodałam, spoglądając w te hipnotyzujące zielone oczy.

Love is fake // Loki LaufeysonWhere stories live. Discover now