Rozdział 9

720 38 28
                                    

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Już chyba nigdy nie napiję się alkoholu... Poczułam obejmującą mnie rękę, uśmiechnęłam się pod nosem. Musiał przyjść do mnie w nocy, to było słodkie... Pewnie się martwił, dlaczego nie było mnie tak długo. Wtuliłam się mocniej, po chwili podniosłam głowę, zamierzałam go obudzić pocałunkiem, jak w bajkach. 

CHOLERA!

To nie Loki, to Steve. Gwałtownie wstałam z łóżka, miałam na sobie bieliznę, chwyciłam pierwszy lepszy koc i owinęłam się szczelnie. Co on tu robi? Nie pamiętam, co się działo już po dwóch drinkach.

Steve otworzył oczy i usiadł na łóżku. Przetarł zaspane oczy i spojrzał na mnie.

- Cześć. - powiedział zaspanym głosem.

Cześć?! Dlaczego spał ze mną?!

- Co ty tu robisz? - zapytałam zdenerwowana, nadal stojąc owinięta w koc.

- Byłaś pijana, przyniosłem cię do pokoju, a kiedy chciałem wyjść, kazałaś mi zostać.

Zostać? Co ja sobie myślałam?

- Dlaczego jestem w samej bieliźnie? - ten palant uśmiechnął się na wspomnienie tego faktu.

- Ciesz się, że w ogóle ją masz, mówiłaś, że ci gorąco i zaczęłaś się rozbierać. Powstrzymałem cię, zanim zdjęłaś wszystko. - podkreślił ostanie słowo. Zawstydziłam się. Jezu, co ja odchrzaniłam! Steve zachował się dobrze w stosunku do mnie, nie wykorzystał okazji, by się zbliżyć, co nie jeden by zrobił.

- Dziękuję. - spuściłam wzrok - i przepraszam za swoje zachowanie, byłam pijana, jeżeli coś powiedziałam, to nie kontrolowałam słów i czynów. Byłam pijana! To wykorzystam na swoją obronę. - dodałam, uśmiechając się delikatnie.

- Nic się nie stało, a teraz... chyba już pójdę.

Dziękowałam mu w duchu, że sam zrozumiał , iż wolałabym zostać sama. Dziwnie się czułam, owinięta w koc. 

- Do zobaczenia, ale nie w łóżku. - zażartowałam, by rozluźnić atmosferę, blondyn zaśmiał się i wyszedł z pokoju.

Udałam się do łazienki, aby wziąć szybki prysznic i się odświeżyć po imprezie. Gdy skończyłam, wyszłam i ubrałam pierwsze lepsze dresy i bluzkę.

Miałam wczoraj wrócić jeszcze do Lokiego, ale nie spodziewałam, że tyle nam to zajmie w tym klubie. 

Wyszłam z pokoju, ustałam przed ciemnymi drzwiami i zapukałam.

Nic. Cisza.

Może jeszcze śpi? Ale Loki był porannym ptaszkiem.

Zapukałam jeszcze raz. Ta sama cisza.

- Loki, to ja - powiedziałam głośniej, by usłyszał zza drzwi mój głos. 

Dlaczego nie odpowiada? 

Zestresowana chwyciłam za klamkę i spróbowałam otworzyć drzwi. 

Zamknięte na klucz? Zestresowałam się bardziej. Co się dzieje? Zanim wyszłam, było normalnie. Może się obraził, że nie przyszłam w nocy? Ale jak miałam to zrobić, skoro i tak nie pamiętam nic? No, właśnie, nie pamiętam; może spotkałam go wczoraj, jak wraz Stevem szłam do pokoju i coś mu powiedziałam. 

A jeśli go obraziłam?

Tysiąc myśli przechodziło mi przez głowę.

- Porozmawiamy, czy wolisz siedzieć w pokoju sam? - powiedziałam zdenerwowana, nie tylko swoim, ale i jego zachowaniem. Najlepiej zamknąć się w pokoju i uważać, że problem rozwiąże się sam. - Jak chcesz, idę na śniadanie. - skierowałam się w stronę kuchni.

Jeżeli nie chce rozmawiać, to niech tak będzie.

Na wejściu zauważyłam Natashę, ewidentnie w złym humorze, może to nienajlepsza chwila, by spytać, jak tam z Vik. 

- Hej... - nie skończyłam, gdy spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem, jakby była taka możliwość, leżałabym martwa na podłodze.

- HEJ?! Żartujesz sobie?! - mówiła, a raczej krzyczała, chyba każdy, kto był w wieży i jeszcze spał, obudził się.

- Co ja wczoraj zrobiłam, że już druga osoba jest na mnie zła? - zapytałam głośno sama siebie. Usiadłam przy stole, palce wplatając we włosy.

- Upiłaś się. - wzięła głęboki wdech, gdy zrozumiała, że krzykami nic nie zdziała. - A Steve ci na to pozwolił, chciałam, byście się bawili, a nie pili.- dodała, siadając na przeciwko mnie.

- Bawili? Bez ciebie? - spytałam, gdy przeanalizowałam jej słowa. 

- No... tak, widzę jak na ciebie patrzy i chciałam was do siebie zbliżyć, myślałam, że będziecie tańczyć i... takie tam.

- Żartujesz?! - teraz to ja byłam zła - Dobra, nieważne, zapomnijmy o wczoraj, tak będzie lepiej. - dodałam. Natasha nie odpowiedziała. Wstała i podeszła do ekspresu do kawy. Wróciła z dwoma kubkami i usiadła na wcześniejsze miejsce.

- Na zgodę? - podała mi kubek z potrzebnym w tej chwili mi napojem

- Zgoda - powiedziałam, upijając łyk kawy z naczynia - Czemu nie powiedziałaś nam o Vik? - zmieniłam temat

- To świeża sprawa i nie wiedziałam, jak zareagujecie. Cały czas myślałaś, że to mężczyzna, wystraszyłam się, że nie zaakceptujesz tego. - spojrzała mi w oczy, zestresowana, obracała kubek w dłoniach.

Bała mi się powiedzieć? Ale dlaczego, pewnie dlatego, że męczyłam ją tym gadanie o chłopakach. Byłam głupia.

- Następnym razem nie bój się, po prostu nie wiedziałam. Nieważne, co mi powiesz czy zrobisz, zawsze będziemy przyjaciółkami i rodziną. Pamiętaj o tym - wstałam, by ją przytulić - Opowiesz mi trochę o niej? Wydaję się być bardzo towarzyska. - stwierdziłam, siadając z powrotem przy stole.

- Jest śliczna, miła i zabawna. - uśmiechnęła się na same jej wspomnienie - Poznałam ją w kawiarni, siedziała sama przy stoliku, inne miejsca były zajęte przez pary i grupki ludzi. A ona była sama. Postanowiłam, że się do niej przysiądę, i no... i tak wyszło, że teraz jesteśmy razem.

Przypadkowe spotkanie! Jakie to słodkie.

- Ile już jesteście oficjalnie razem? - ciekawiło mnie, ile czasu udawało jej się to przed nami ukrywać.

- Oficjalnie dwa tygodnie, ale znamy się miesiąc. - uśmiechnęła się, popijając kawę.

- Tak się cieszę twoim szczęściem..! Ale możesz mi zrobić śniadanie? Nie mam na nic siły. - wykorzystałam jej dobry humor. Podeszła do wyspy kuchennej, chwyciła jakiś talerz, kładąc go przede mną. Naleśniki z bitą śmietana i borówkami. Pyszności. 

- Wiedziałam, że będziesz tego potrzebować, by zregenerować siły. - uśmiechnęła się - Muszę iść, Fury ma dla mnie robotę, smacznego. - udała się w stronę windy.

- Miłego dnia! - krzyknęłam, zanim drzwi windy się zamknęły.

***

Zjadłam śniadanie i zaczęłam zmywać naczynia. Kiedy jadłam naleśniki, do kuchni przyszli tata z mamą i Steve. Thor wczoraj wrócił na Asgard, bardzo często tam przebywał, ale w sumie to jego dom. 

Loki nie zszedł na śniadanie, przez te chwile, od kiedy spaliśmy razem i rozmawialiśmy, przekonałam go do wychodzenia z pokoju, na przykład na śniadania, obiady i kolacje, czasami nawet udawało mi się do namówić na spędzenie trochę czasu w towarzystwie Avengersów, w salonie.

Nie może nie jeść. Miałam już dziś z nim nie rozmawiać, ale to przecież mój chłopak. Źle czułam się, wiedząc, że jest na mnie zły. Zależało mi na nim, naprawdę czułam, że chyba się zakochuję, a teraz nie chce mnie nawet widzieć...

Zrobiłam mu śniadanie. Nie obchodzi mnie to, że chce mnie unikać. Będę walczyć o nas, dalej nie wiedząc, co zrobiłam. Wyszłam z kanapkami z kuchni, zostawiając rodzinę samą. 

Ustałam przed ciemnymi drzwiami. Głęboki wdech... i wydech...



Love is fake // Loki LaufeysonWhere stories live. Discover now