Rozdział 34

467 29 2
                                    

- Witaj córeczko. - powiedziała z uśmieszkiem, kiedy weszliśmy do środka.

- Dziś nie jest zbyt gadatliwa. - stwierdził mój kat. Oj jakbym tylko miała siłę, to od razu wykorzystałabym lekcje Natashy.

- Może to i lepiej. - patrzyłam na nią zmrużonymi oczami. Usadzili mnie na kanapie, a kobieta zajęła miejsce na przeciwko. Tyler zniknął, ale nie interesowało mnie gdzie. Najlepiej mógł w ogóle nie wracać. - To co masz pytania, czy milczymy? - spytała sarkastycznie. Muszę się czegoś dowiedzieć.

- Jedną rzecz już wiem, pomogłaś temu idiocie wyjść. Nie obchodzi mnie jak tylko po co? - chce rozmawiać to porozmawiamy, może ona będzie delikatniejsza.

- Ach, nie domyślasz się? Myślałam, że jesteś mądrzejsza. - zmarszczyłam brwi. Próbowałam wszystko poukładać sobie w głowie, ale ten ból... przeszkadzał w racjonalnym myśleniu. - Kiedy chciałam z tobą porozmawiać, miałam zamiar wykorzystać cię. Wiedziałam, że Tony przepisał na ciebie firmę...

- Słucham? Nic o tym nie wiem. - przerwałam jej. Pierwszy raz słyszę, że firma jest przepisana na mnie. Nigdy o to nie prosiłam.

- Nie przerywaj, tylko słuchaj ty szmato! - krzyknęła, zdenerwowana - Myślałam, że ucieszysz się na mój powrót, ale dumę odziedziczyłaś po tym palancie. Gdybyś przejęła Stark Industries powiedziałabym, że nie mam pieniędzy, a ty zlitowałabyś się nad biedną mamusią. - podkreśliła teatralnie ostatnie słowo - Pokrzyżowałaś mi plany, więc wpadłam na nowy, a Tyler mi go podsunął. Ożenisz się z nim i cześć majątku będzie jego, umówiłam się na podzielenie zyskiem. Lecz mu jedynie chodzi o ciebie. Co w tobie widzi? Na pewno nic szczególnego. - wzięłam głęboki wdech, układając sobie wszystko co powiedziała i analizując wszystkie informację.

Jej plan był dobry, ale ja jestem lepsza. Nigdy nie dostanie ani grosza ode mnie i pewnie od Tonego też.

- Nie uda się. - powiedziałam pewnym głosem uśmiechając się. - Nikt nie uwierzyłby, że po tym co mi zrobił za niego wyjdę, to jest absurd. Nie umiałaś wymyśleć czegoś lepszego? - gwałtownie wstała, łapiąc mocno ręką moją szyje. Wystraszyłam się, zacisnęła ją mocniej czułam jak tracę dopływ tlenu. Jeszcze chwila i udusiłaby mnie, lecz przerwała w ostatnim momencie. Łykałam chciwie powietrze. Zrobiłaby to bez zawahania, gdyby nie plan. Co za idealna mamusia.

- Zdziwisz się. - odsunęłam się siadając na swoje poprzednie miejsce.

- Urzędnik już jest. - usłyszałam głos chłopaka za plecami. Mój pomysł z urzędem właśnie się zawalił.

- Masz siedzieć cicho i powiedzieć tak, rozumiesz? Inaczej wolisz nie wiedzieć, co się stanie z tobą i z tym niewinnym człowiekiem, który umrze przez ciebie. - Wyszeptała odwiązując moje ręce. Nie pozwolę, by ktoś umarł przeze mnie. Nawet jeżeli to będzie błąd mojego życia. W tej chwili myślę tylko o nim, o moim ukochanym.

***

Dochodziła północ, co za idiota organizuje takie rzeczy późno w nocy, może dlatego, że jeżeli coś poszłoby nie po ich myśli, łatwiej pozbyć się ciała nocą. Urzędnik wyglądał jak każdy inny. Siedziałam obok Tylera, który trzymał mnie za rękę. Za nami stała Alexsis, a przed siedział mężczyzna wypełniający jakieś dokumenty.

- Czy ty Tylerze Marshalu bierzesz za żonę Melanie Stark i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że jej nie opuścisz aż do śmierci? - spytał uśmiechnięty, nie zdając sobie sprawy, w co jest zamieszany facet.

- Tak.- opowiedział szybko bez zamysłu pan młody.

- A czy ty Melanio Stark bierzesz za męża Tylera Marshala i ślubujesz mu miłość i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci? - przełknęłam ślinę i nerwowo spojrzałam na chłopaka, a później na kobietę, która kiwnęła głową, bym odpowiedziała.

- Ja...

- Mel! - przerwał mi tak ukochany głos, który mogłabym słuchać godzinami. Pojawił się znikąd, ale to nie miało znaczenia. Znalazł mnie i tu jest. Naprawdę tu jest.

- Co się tu wyprawia! - zdezorientowany urzędnik przyglądał się bogu jakby ujrzał najstraszniejszą osobę w życiu. Loki bez zastanowienia podbiegł do Tylera, powalając go na podłogę. jak kiedy ostatnio się z nim widział. Alexis rozglądała się zestresowana całym zdarzeniem.

- Jak to możliwe! - krzyczała, gdy kłamca podchodził w jej stronę. Zakręciło mi się w głowie. Poczułam tępy ból w całym ciele i bezwładnie runęłam na podłogę.

Pov. Loki

Już miałem zając się tą kobietą, gdy usłyszałem opadające ciało najdroższej na podłogę. Nie zdążyłem jej złapać, za co się skarciłem.

- Alexis twój czas wolności się skończył. - irytujący głos Tonego nigdy nie brzmiał dla mnie tak miło, jak w tej chwili. On się nią zajmie.

Podbiegłem do Mel, była taka krucha, tyle siniaków i ... Wyglądała strasznie źle. Torturowali ją, tylko po co? Podniosłem ją i teleportowałem do naszego pokoju. Najdelikatniej położyłem jej bezwładne ciało no łóżku. Więź dusz musiała ją osłabić. Nic jej nie będzie, ale i tak musi odpocząć. Ucałowałem jej czoło i usiadłem na krześle obok chwytając jej dłoń.

***

- Gdzie ona je... O mój boże skarbie! - zdenerwowany Stark wszedł do pokoju, od razu podchodząc do nieprzytomnej dziewczyny. Nie oderwałem od niej wzroku, nawet na sekundę. Muszę jej pilnować. - Co oni ci zrobili? - zapytał z łzami w oczach.

- Nic jej nie będzie musi odpocząć. To może potrwać kilka dni, zaklęcie było bardzo silne. - wytłumaczyłem spokojnie gładzac dłoń blondynki.

- Takie jak na mnie rzuciłeś? - do pokoju weszła ciężarna Pepper, skierowała się do Tonego, który od razu objął ją ramieniem.

- Nie, silniejsze...

***

Minęły już 3 dni, a moja ukochana wciąż spała. Nie wychodziłem z pokoju, czuwałem, w każdej chwili może się obudzić. Obwiniam się o jej stan, wiedziałem, że takie będą skutki i że to najlepsze rozwiązanie, ale miałem wyrzuty sumienia. Taka młoda, bezbronna, śliczna dziewczynka przeżyła więcej niż wiele osób w całym swoim życiu, a dopiero je zaczyna.

- Miałem dziś sen. - zacząłem do niej mówić, nie wiem czy słyszy, ale pomaga mi to - Byliśmy na plaży, zachód słońca. Spacerowaliśmy po brzegu trzymając się za ręce. Byliśmy tacy szczęśliwi i ... podbiegło do nas... dziecko. Nasze dziecko. - przełknąłem ślinę - Mówiło jak bardzo cię kocha, a ja cieszyłem się razem z wami. - nastała chwila ciszy - Kiedyś się pobierzemy i będziemy mieli dzieci, nie... może najlepiej jedno. Nie wytrzymam z kilkoma, zapewne jak ty. Ale mamy jeszcze dużo czasu na to. - ucałowałem jej dłoń - Obudzisz się niedługo, a ja będę tu czekać. Wróć kochanie. - wyszeptałem. Nagle do pokoju weszła Natasha, która odwiedzała ją codziennie o tej samej porze.

- Loki możesz się przejść, zwariujesz tutaj. Popilnuje jej. - zaproponowała.

- Nie ma mowy. Zostanę do puki nie wróci. - wywróciła oczami i wyszła.

- Dlaczego ją lubisz? - spytałem kobietę, która mi nie odpowiada od kilku dni. Uśmiechnąłem się mimowolnie wyobrażając sobie ją w moich objęciach. - Tonego już trawie, ale ona i Steve? Serio? - zaśmiałem się sam do siebie, wyobrażając sobie, że i ona to robi.

Love is fake // Loki LaufeysonWhere stories live. Discover now