2

200 29 2
                                    

— Nie wiedziałem, że można wyglądać jak Chris Hemsworth, Shawn Mendes i Kim Jongin jednocześnie... 

— On się kiedyś zamknie, czy trzeba mu pomóc? — uniósł brwi najstarszy i spojrzał na chłopca, który maślanymi oczkami wpatrywał się w kawałek papieru. 

Od dobrych piętnastu minut nie uczestniczył nawet w rozmowie, mamrotał pod nosem bliżej nieokreślone słowa składające się na dość wymyślne komplementy. Yeonjun jego zachowaniem był nieco znudzony, zirytowany. Nie spotkali się w końcu tylko po to, żeby słuchać jego zachwytu nad jakimś idiotycznym zdjęciem, którego nie pokazuje dosłownie nikomu. 

— Zostaw go, niech sobie marzy — westchnął najwyższy Choi, przysuwając do siebie bliżej zamówiony wcześniej koktajl. Wziął łyk, a następnie kopnął pod stołem siedzącego naprzeciwko chłopca. 

— Aua! Uważaj trochę! Mogło mi zdjęcie wypaść — burknął praktycznie zatroskany. Wszystko byłoby normalnie, ale jednak mówimy o kawałku papieru pokrytego tuszem. Kiedy podniósł spojrzenie, aby zmrozić im wzrokiem oboje parsknęli cicho, widząc malujące się na jego twarzy niezadowolenie. 

— Może chociaż nam pokażesz tego swojego Leonardo DiCaprio, ale z lepszym podbródkiem — parsknął Soobin, był już zwyczajnie ciekawy kogo przedstawia fotografia. 

Minął tydzień od odkrycia tego ideału, a Choi nawet na chwilę nie przestawał sobie tak dumać, przeklinać się, że odebrał ten pieprzony telefon i nie mógł zauważyć chłopaka-anioła. Najchętniej już szykowałby dla nich ślub, ale co mu po tym, skoro nie wie, jak zmieni własne nazwisko i komu będzie ślubował wieczną miłość. W Simsach co prawda mieli już dwójkę słodkich dzieci w wieku przedszkolnym, do tego rudego kota imieniem Kebab z nadwagą, ale rzeczywistość, a gra to spora różnica. 

Z chęcią zamieszkałby w parku tylko po to, żeby natknąć się znowu na nieznajomego. Tym razem szansę wykorzystałby zdecydowanie lepiej, w własnej głowie był absolutnie pewien, że rozkochałby go w sobie już samym sposobem oddychania bądź wiązania sznurówek. Musiał po prostu te myśli ziścić, nic mu raczej po zwyczajnie rzucanych słowach. 

— Jeszcze będziecie chcieli mi go ukraść, nie ufam wam, nie ufam nikogo — syknął na nich, dociskając wycinek papieru do swojej klatki piersiowej. 

— Kochanie... Zadzwoń do mnie, jak on przestanie. Jeszcze chwila i chyba wyrzucę mu to do kosza, dzieci uzależniają się od Internetu, a on od jebanego zdjęcia — prychnął najstarszy brunet i na raz dopił kawę, odsuwając się na krześle. 

— Ty chcesz mnie z nim zostawić? 

— Dzięki, ja was też kocham — przewrócił oczami. Słowa przyjaciół wielkiego wrażenia na nim nie zrobiły, wepchnął do ust kolejne czekoladowe ciasteczko i odchylił się na krześle, wracając do dumania na temat swego tajemniczego obiektu westchnień.

Niezbyt obchodziło go samo zaliczenie, szczerze wierzył w miłość, więc dla niej był gotowy nawet oblać rok. Studia mógł powtórzyć zawsze, a chłopak, którego darzył uczuciem oddalał się w szybkim tempie coraz bardziej. Próbował za nim biec na oślep, nie gubić się pomiędzy zakrętami, wszystko na nic. Wyciągał ręce do przodu, jednak moment bycia wystarczająco blisko minął i nic nie wskazywało na to, aby mógł się powtórzyć. 

Znając historię miłosną własnych dziadków, z przekonaniem twierdził, że jest pewny faktu, iż odnalazł tego jedynego na całe życie. Pani i Pan Choi poznali się w dzikim sadzie pośrodku lasu, gdzie kobieta wymykała się z chęcią uniknięcia kłótni skonfliktowanych rodziców oraz rodzeństwa, a dziadek Beomgyu zjawiał się tam przy każdej sprzyjającej grzybobraniu pogodzie. Pewnego dnia los chciał, że pewna dziewczyna spadła prosto z nieba (praktycznie dosłownie, bo spadła z gałęzi wysokiej jabłoni) i wpadła do głowy młodzieńcowi (również prawie dosłownie, spadła prosto na niego). Cały szok, kilka siniaków oraz zadrapań przemieniło się w leśny romans, bijące uczucie, a na końcu ślub razem z gromadką dzieci, które szczerze obaj kochali. 

Skoro dziadkowi miłość zrzuciło jakieś głupie drzewo, to czemu on nie może męża znaleźć na własnym zdjęciu? 

Przeznaczenie może wszystko, także na pewno doprowadzi do ich wtórnego spotkania — Beomgyu mocno w to wierzył i liczył na krótki czas oczekiwania, odczuwał pewną tęsknotę. Obawiał się, że gdy już zapamięta najmniejszy detal ukazanej na fotografii twarzy to zacznie przypominać wszystkie inne oblicza, chciał tego uniknąć. Wolał prawdziwego blondyna, a nie jego niezliczone cechy wśród dziesiątek ludzi. 

Yeonjun wykorzystał rozmarzenie młodszego, nie czekał dłużej. Wyrwał mu z dłoni fotografię i odsunął się tak, aby nie był w stanie zabrać mu jej w zbyt prosty sposób. Sam chciał się przyjrzeć nieznajomemu chłopakowi. 

— Chyba go kiedyś widziałem — stwierdził po chwili, kompletnie niewzruszony piskami Gyu. 

— Może ma po prostu taką typową twarz — wzruszył ramionami najwyższy, również przyglądał się uwiecznionemu obrazowi. 

— Ja ci kurwa dam typową twarz! To moje! Kto wam kazał dotykać mojego misia!? — rzucił do nich rozeźlony, bez zawahania wylał na nich swoją zimną herbatę i odebrał zdjęcie, które na szczęście nie ucierpiało.

.・゜゜・..・✫・゜・。..・。.・゜✭・

Lekko spóźnione, ale jest!

ghostingWhere stories live. Discover now