6

134 21 0
                                    

— Jak można się tak upodlić? — jęknął zrezygnowany chłopak, rzucając się na kanapę w niewielkim mieszkanku należącym do dwójki jego przyjaciół. Od jego spotkania ze śmietnikiem minął tydzień, w ciągu którego ani razu nie ściągnął maseczki i kaptura w budynku uczelni ani nigdzie obok niej. 

Topił się w basenie wstydu i porażki, unikając swojego obiektu westchnień, którego zdjęcie trzymał za różowym casem z wizerunkiem kotka, nie rozstawał się przez to z telefonem nawet na krok, nie mógł pozwolić, aby ktoś odebrał mu jego misia, miłość życia, kochanie, największy skarb oraz wiele innych przymiotników jakimi określał ten chodzący ideał.

— Ja nie chcę nic mówić, ale on nawet nie zwrócił na ciebie uwagi, a nawet jeśli, to już tego nie pamięta — mruknął najwyższy, unosząc wzrok z nad swojego podręcznika. Próbował uczyć się do nadchodzącego kolokwium, ale jęki przyjaciela skutecznie przeszkadzały mu w tym i utrudniały zapamiętywanie. Choi zdecydowanie lubił dramatyzować i przesadzać, w tym był wręcz mistrzem. 

— Głupi Beomgyu! Głupi, głupi, głupi... — zaczął powtarzać, wbijając jedynie mocniej swoją twarz w granatową poduszkę. Machał zrezygnowany nogami, godząc się już w głowie z wizją samotnego życia w towarzystwie dziesięciu kotów, a także innych zwierzaków, które przygarnąłby bez zastanowienia ze schroniska. 

— Wyłącz to jego marudzenie, próbuję w spokoju film oglądać — wtrącił się najstarszy, wyraźnie zirytowany faktem, że młodszy nie dość, że leży częściowo również na nim, wierci się, to na dodatek wciąż się odzywa i przeżywa głupi wypadek jak coś wielce ważnego.

— Noona, ale ty nie rozumiesz — jęknął z twarzą w poduszce.

— Mógłbyś przestać mnie tak nazywać? — uniósł brwi i zatrzasnął klapę laptopa, przerywając film w momencie, gdy samochód Natashy Romanoff wybuchł na moście. 

— Noona~ 

— Zrobię mu coś zaraz — rzucił pod nosem z grobową miną, w tej samej chwili Soobin podniósł się z podłogi. Rzucił w swojego chłopaka podręcznikiem od botaniki i zmarszczył gniewnie nos, jakby miało to kogokolwiek przestraszyć. 

— Nie zdam przez was — prychnął, kierując się do pomieszczenia obok z zamiarem zaparzenia sobie jakiś ziółek, bo nerwowo powoli już z nimi nie wytrzymywał. 

— Noona, bo ja go kocham — stwierdził rozmarzony chłopiec. Oparł policzek na swojej dłoni, wrócił do błogiego machania nogami, przez co prawie sprzedał Yeonjun’owi kopniaka prosto w nos. 

Ten na to jedynie zaśmiał się drwiąco, znosił jakoś jego humorki i wszystkie nużące go monologi, jakich wysłuchiwał. Tym razem zwyczajnie rozbawił go, może sam aktualnie zbliżał się do pisania dość obszernej pracy na swojej studia filozoficzne, ale w swoich przekonaniach wciąż był bliżej realizmu. Miłość traktował zdecydowanie inaczej niż młodszy, nie dostrzegał w niej tej magicznej bajki o wróżkach, tylko twarde postępowanie krążące dookoła zaufania. Zaufanie budowało się razem z poznawaniem drugiego człowieka, zatem nie wierzył w bzdury takie jak “miłość od pierwszego wierzenia”, jak już mógłb,  zmienić tę sentencję na zwyczajne pożądanie. 

Bez poznania drugiego człowieka nie jesteśmy w stanie go kochać, przynajmniej on tak uważał. Każde uczucie stanowiło indywiduum człowieka, w tej kwestii wszyscy mogli różnić się diametralnie, ale gadanie takich bzdur dla niego uszu było zwyczajnie odtrącające. 

— Nawet z nim nie rozmawiałeś — pokręcił głową, prychając kpiąco pod nosem. — Nie kochasz go. 

— Kocham! — odparł natychmiast z pewnością w głosie i zerwał się z wcześniejszej pozycji. Usiadł naprzeciwko wyższego chłopaka, zakładając ręce na klatce piersiowej. Wydawał się być wielce oburzony odpowiedzią jaką otrzymał. 

— Nie kochasz, tylko pierdolisz głupoty — wzruszył ramionami. 

Soobin w tym czasie zdążył wrócić do niewielkiego saloniku z swoją melisą, kubkiem kakao dla najniższego oraz zwyczajną wodą dla swojego chłopaka. Wpatrywał się w pozostałą dwójkę zrezygnowany, szczerze miał nadzieję, że nie zaczną się zaraz bić poduszkami i nie rozwalą przy tym drugiego w tym tygodniu wazonu pełnego kolorowych kwiatów. 

— Daj mu spokój, niech sobie dziecko marzy — wtrącił się wreszcie, gdy tylko zauważył, że Beomgyu przymierza się do odpowiedzi, która może rozpocząć istny sztorm, tylko zamiast na morzu, to na kanapie. Znał dobrze swojego partnera, podobnie zresztą jak niższego przyjaciela. 

— Nie jestem dzieckiem! — przewrócił oczami wielce urażony i rzucił poduszką w jego stronę. 

— Masz kakao — wepchnął mu różowy kubek z kaczuszką w dłonie, co spowodowało natychmiastową zmianę jego nastawienia. 

— Chodzi mi po prostu, że brakuje ci racjonalnego podejścia do tematu. Ryczysz co najmniej jakbyście byli po ślubie pięć lat, a on cię zdradził z kurwą spod latarni, a w rzeczywistości zwyczajnie się potknąłeś, przy okazji nawet nie wiesz, czy on byłby w stanie cię polubić...

— Nie potrzebujemy tu twoich rozważań, oglądaj dalej ten swój film — uciął jego wypowiedź. Sprowadzanie najmłodszego Choi na ziemię nigdy nie skutkowało tym czego byśmy chcieli, najczęściej kończyło się płaczem i skutecznym zamknięciem się w świecie własnej wyobraźni na jeszcze dłużej. 

Nie był w nastroju do uspokajania teoretycznie dorosłego już mężczyzny, ale szczerze określenie tak Beomgyu nawet w swojej głowie stawało się śmieszne i irracjonalne. 

— Anyway — odezwał się w końcu najstarszy i podniósł się z kanapy, laptop zostawił na stoliku do kawy, który stał niedaleko. — Przeszedłbym się do klubu, może w weekend — to powiedziawszy zniknął za ścianą, zostawiając Soobina razem z Gyu samych.

.・゜゜・.・。.・゜✭・.・✫・゜・。.

Siedzę na okienku, trochę umieram z nerwów, ale jak obiecałem, to dodaje wam taegyu. Have fun!

Miłego dnia!!

ghostingOnde as histórias ganham vida. Descobre agora