Nieboskłon usiany był miliardami błyszczących gwiazd, a maleńki księżyc srebrzył nocny krajobraz. Potężne góry w tym świetle zdawały się być uśpioną bestią. Drzewa szumiały cicho razem z rzeką, lekki wietrzyk przynosił orzeźwienie. Cały świat spał głęboko, spokojny i bezpieczny. Aż dziwną zdawała się być myśl że gdzieś w oddali trwała rozstrzygająca bitwa wojny ze sługami Primów. Choć dźwięki śmierci i zniszczenia nie dolatywały jednak do audioreceptorów Skrzydlatej Femme, zdawała sobie ona doskonale sprawę, że jej poddani w tej chwili przelewali energon w obronie swego domu... a ona nie mogła do nich dołączyć. Położyła dłoń na Komorze Iskier, wzdychając cicho. Gdyby nie spękana Iskra, już dawno stałaby razem z nimi, ramię w ramię, na przeciw niebezpieczeństwa.
Zatrzymała się tuż przed płynącymi spokojnie wodami rzeki. Weszła spokojnie na jedną z nabrzeżnych skał i spojrzała w szemrzącą toń. Po chwili jej znaki na plecach, udach i skrzydłach błysnęły blado.
To idealne miejsce. Nikt nas tu nie zobaczy, ani nie usłyszy.
Femme milczała, patrząc pusto przed siebie.
O co chodzi?
- Czy mogłabyś... dać mi chwilę prywatności? - spytała cicho. Głos w jej umyśle prychnął cicho
Dobrze. Pamiętaj jednak o tym, że emocje zaburzają osąd. Spójrz z dystansu na swoje działania.
Zbroja przestała się świecić, a głos umilkł. Femme usiadła, spuszczając nogi w dół. Jej podeszwy zanurzyły się w wodzie.
- Przebaczyć sobie...
Z jej piersi wydostało się ciche westchnienie. Głęboko zakorzenione poczucie winy i silne emocje uniemożliwiały jej chłodny sąd nad samą sobą. Żal ściskał Iskrę. Po dłuższej chwili uniosła głowę, spoglądając w gwiazdy.
- Ileż was przeminęło... Rodzice, Deathplay, Redstar, Skyfighter... Moi opiekunowie, poddani, przyjaciele... - przymknęła optyki.
Życie przesunęło się jej pod powiekami, znów ujrzała wszystkie śmierci i zniszczenie, jakiego była świadkiem. Smutek i żal po stracie ukochanych oraz wściekłość na zdrajców... To wszystko było zbyt silne. Spojrzała w wodę, w swoje ruchome odbicie. Światło padało na jej twarz tak, że tylko połowa jej twarzy była dobrze widoczna, zupełnie jakby miała dwa, oddzielne oblicza. Patrzyła chwilę na siebie, po czym znów zamknęła optyki, koncentrując się. Z pewnym trudem uspokoiła Iskrę i znów zaczęła przyglądać się wspomnieniom, tym razem jednak z pozycji obserwatora. Czy mogła jakkolwiek ocalić rodziców? Według siebie samej tak, ale... Primowie wzięli ich podstępem. Przypomniała sobie stan, w jakim znalazła swoich Stwórców. Nie... i tak zgaśliby w kilka nanocykli. A Death? Walczyła jak lwica o jej życie, a potem tyle godzin szukała jej w innym wymiarze... Nie miała jak jej odzyskać. Redstar wpadł w pułapkę, której nikt się nie spodziewał, Skyfighter był poza jej zasięgiem. W bezpieczeństwo poddanych włożyła całą Iskrę, gdy walczyli, lecz przecież nie mogła być wszędzie i wszystkiego dopilnować!
A wojna domowa? Przecież przewidziała ją dawno... Tylko czy gdyby pozostała zmieniłoby to cokolwiek? Prędzej czy później musiałaby wybrać stronę i stanąć do otwartej bitwy. Przyszedł jej na myśl wygląd botów, które opuszczały z nią Cybertron i zmarszczyła łuki optyczne. Dała słowo, że będą bezpieczni i dopełniła przysięgi. Otworzyła optyki i spojrzała w gwiazdy.
- Zrobiłam wszystko co było w mocy młodej, niedoświadczonej Femme, by was ocalić. I jestem pewna, że o tym wiecie. - uśmiechnęła się blado.
Ulga rozlała się po jej zmęczonej Iskrze, jakby zrzuciła z niej wielki ciężar. Było jej... lżej. Odetchnęła cicho, rozkoszując się nareszcie spokojem. Wiatr zaszumiał, przynosząc słodki zapach łąk. Gwiazdy migotały nad nią, a ich blask odbijał się w ciemnych wodach.

YOU ARE READING
Dwa Oblicza - Transformers Prime
FanfictionNa samym początku był Primus i był też Unicron. Pierwszy był wcieleniem stworzenia, a drugi zniszczenia. Przez wieki Primus i Jednorożec walczyli, a szala zwycięstwa przechylała się niezliczoną wręcz ilość razy. Dopiero po stworzeniu 13 Primów Primu...