Yin i Yang

77 6 0
                                    

Działo się to w ciemną, acz rozgwieżdżoną noc, głęboko pod powierzchnią Cybertronu. W dobrze ukrytym zaułku, przy stole stanęły dwie grupy transformerów: po jednej stronie kilku bogatych urzędników w otoczeniu uzbrojonej po zęby ochrony, natomiast po drugiej tylko trzy młode Femme. Rzucały wilcze spojrzenia obecnym, ale ich przywódczyni zachowywała kamienną twarz, podpisując spokojnie kontrakt podsunięty przez grubego, uśmiechniętego mecha.

- Witamy w rodzinie. – zahuczał basem, szczerząc się tępo.

- Będziemy w kontakcie. - odparła drętwo Skrzydlata, patrząc na nich bez emocji.

Nim ktoś zdołał coś dodać, botki znikły za drzwiami. Błyskawicznie wydostały się na powierzchnię i schowały na dachu najbliższego budynku.

- Nie podoba mi się ten pomysł. – oznajmiła botka o czarnym lakierze z czerwonymi wstawkami.

- Deathplay ma rację. Zgoda z nimi to niemal zdrada! – zasyczała jej koleżanka o różowych optykach.

- Już o tym rozmawialiśmy Arachnid. – westchnęła przywódczyni, wpatrując się w nie poważnie – Też mi się nie podoba ta sytuacja, uwierzcie, ale nie mamy wyboru. Jesteśmy zbyt słabe, by liczyć się na scenie politycznej, nie mamy szansy na lukratywny sojusz... Podporządkowując się im zyskujemy czas i protekcję.

- Dalibyśmy sobie radę sami!

- Nie wiadomo. – odparła dyplomatycznie – Tak wiem, nie podoba się to nikomu. Ale tu nie chodzi o nasze sympatie i antypatie, a o przetrwanie. Myślałam nad tym długo i to jedyne wyjście. – spojrzała na swoje towarzyszki i uśmiechnęła się niebezpiecznie – Poza tym, to nie jest permanentne zobowiązanie. Niech tylko wzrośniemy w siłę, a sami będziemy ich sądzić, nim zorientują się co się stało. – botki spojrzały na nią krzywo, ale nie przejęła się tym – Deathplay i Arachnid będą wkrótce budzić postrach w Iskrach swych wrogów! Wytrzymajcie proszę tylko trochę, by zrozumieli z kim mają do czynienia.

- Niech ci będzie... Masz z resztą pewnie jak zwykle rację. – burknęła wreszcie Death.

- Nie zapominaj o sobie. – rzuciła pajęczyca, rzucając jej mdły uśmieszek – Ty będziesz miała sławę potwora.

- Beautifuldeath... Nie brzmi źle jak na dziwadło. – stwierdziła Deathplay, trącając ją w ramię – Niech nigdy nie zapomną o tobie! Będziesz siać grozę wśród tych zardzewiałych Scrapletów! – zachichotała mrocznie.

Stanęłam na krawędzi mostu, patrząc przed siebie. Ponure ruiny szczerzyły na mnie sczerniałe szkielety budynków i błyskały złowrogo pokruszonymi szybami. Z naszej pozycji widać było już odległą arenę Kaonu. Wielka rzeźba Lorda wieńczyła wejście, grożąc nam uniesionym ostrzem, niczym podpis pod tym przygnębiającym „arcydziełem". To nasza droga...

- To jedyna droga. Chyba, że zaryzykujesz teleportację. – zasyczała Ciemność, stając przede mną – Skończmy to wreszcie.

Machnęłam na nią ręką i odwróciłam się do moich towarzyszy. Obaj patrzyli ze zgrozą na nasz dom, nie wierząc własnym optykom. W ich pamięci jeszcze nie tak dawno miasto tętniło życiem. Orion zdawał się być jednak bardziej pogodzony z rzeczywistością niż Smoke. Czarne zgliszcza wstrząsnęły nim do głębi, choć starał się maskować to dzielną miną.

- To już koniec bezpiecznej ścieżki. Kiedy wejdziemy na most, rozpocznie się wyścig z czasem. Musicie obaj się skupić. – popatrzyłam po nich z powagą – Tam nie będzie czasu ni miejsca na błąd.

- Jesteśmy gotowi. – odparł uspokajająco, acz bez przekonania Orion. Młody tylko pokiwał głową.

- Będzie dobrze. Uda się. – uśmiechnęłam się ciepło, z pewnością, po czym kiwnęłam na nich głową. Mechy synchronicznie transformowały się i ustawiły bliżej mnie. Odetchnęłam i przystawiłam palce do komunikatora – Bustfire?

Dwa Oblicza - Transformers PrimeWhere stories live. Discover now