3. Niespodziewany gość. A może goście?

188 15 0
                                    

Nie musiałam długo czekać, aż ktoś zainteresowany przyjdzie zapytać się o dom.

Puk! Puk!

Otworzyłam drzwi, a w nich zobaczyłam Tewksburego. Teraz nic mnie już nie zdziwi.

Tylko czego on tu znowu szukał?

- Ty tu? Co chcesz? – rzuciłam wpatrując się w niego.

- Cześć... Możesz mi to wyjaśnić? Sprzedajesz dom? Wyprowadzasz się?! – był chyba naprawdę zdenerwowany. Widać było, że powstrzymywał się, aby nie wydrzeć się na mnie z całego gardła, co zdradzały jego czerwone policzki. Ten widok był wręcz przekomiczny.

- A co? Czytasz gazetę? Chcesz kupić dom? – wypytywałam uśmiechając się z ironią.

- Tak. Potrzebuję ziemi. Cena jest do negocjacji? – nasza rozmowa po mału przeradzała się w kłótnię.

- Nie zależy mi na pieniądzach tylko na pozbyciu się domu, ale parę groszy zawsze się przyda. A co do reszty pytań, jadę do braci i razem szukamy mamy – byłam coraz bardziej nie miła. Ale dodawało mi to pewności siebie.

- Aha... Trzymaj. – powiedział wręczając mi odliczoną sumę. Tewky był bardzo bogaty. Ale czemu się dziwić, w końcu był Markizem. Po chwili odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę bramy.

Wiem, że to nie było zbyt miłe, ale to dla jego dobra. No i przede wszystkim mojego. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, zostawiłam tylko chustkę.

Niech o mnie pamięta.

Opuściłam nowo nabyty teren Tewksburego.

Kiedy dochodziłam już do bramki, zaczepił mnie mężczyzna stojący obok.

- Czy ten dom jest na sprzedaż? - zapytał. Był dosyć niechlujnie ubrany, na twarzy miał kilkudniowy zarost i wyglądał na dość młodego.

- Nie. Dom został przed chwilą sprzedany, oferta z gazety jest już nieaktualna.

- To młodzieniec kupił dom? – dziwnie było słyszeć, kiedy ktoś zwracał się do mnie w rodzaju męskim. Muszę się przyzwyczaić, bo teraz coraz częściej będę ukrywać się pod postacią chłopaka.

- Wybaczy pan, ale bardzo się śpieszę. - powiedziałam wymijając go i idąc w przeciwną stronę. Czułam na sobie jego wzrok, więc przyśpieszyłam kroku.

. . .

- Co?! Jak mogłeś! Czemu jej tu nie przyprowadziłeś?! Żałuję, że pozwoliłem ci się nią opiekować. Jedziemy tam! – krzyczał wzburzony Mycroft na Scherlocka, kiedy ten powiedział mu o wizycie u mnie.

. . .

- Dzień dobry młodzieńcze! – powiedział uroczystym głosem Mycroft, witając się z Tewksburym. - Czy zastałem w tym domu... o tą damę? – zapytał wyciągając z kieszeni garnituru moje zdjęcie.

- Nie. Kupiłem ten dom przedwczoraj od wdowy z siedmiorgiem dzieci. A teraz żegnam pana, jestem bardzo zajęty. – po czym chciał zamknąć drzwi, ale odezwał się Scherlock

- A my się przypadkiem nie znamy? – zapytał podejrzliwie.

- Raczej nie. Do widzenia. – powiedział zakłopotany, zatrzasnął drzwi i zaczął pisać list.

Droga Enolu!

Znów do ciebie piszę, tym razem z troski. Ostatnio nie za dobrze nam się rozmawia... Mam wrażenie, że mnie unikasz, ale cóż. Byli u mnie Twoi bracia. Szukają cię. Powiedziałem, że kupiłem dom od wdowy z siedmiorgiem dzieci. Czyżbyś ich nie poinformowała o swoim przyjeździe? Enola, co ty planujesz? Wiem, że kiedy coś sobie wymyślisz, potrafisz podjąć różne kroki, ale... Naprawdę się o Ciebie martwię. Nie chcę żebyś mnie okłamywała. Jestem twoim przyjacielem.

Twój zapewne również natrętny Tewksbury

Co tak na prawdę czuję? | Enola & TewksburyWhere stories live. Discover now