Rozdział 12

1.6K 148 462
                                    

Trzy dni później Louis budzi się w środku nocy, nagle, nieoczekiwanie, z bijącym sercem. Przez chwilę jest zdezorientowany, oddycha szybko, próbując zlokalizować, co go tak nagle obudziło. W jego mózgu nie ma żadnego snu, nie ma posmaku koszmaru, który mógłby być sprawcą i przełyka, marszcząc brwi. Mruga w ciemności, na wpół śpi, jego oczy próbują się przyzwyczaić. Siada z roztargnieniem, spoglądając w dół na podłogę swojej sypialni, próbując znaleźć tam kształt Clifford'a. W końcu byłby najbardziej oczywistym podejrzanym, ale nie wydaje się, że jest w pokoju, a przynajmniej nie tam, gdzie Louis może go zobaczyć. Ponownie marszczy brwi, oczy automatycznie kierują się na zamknięte drzwi. Z drugiej strony nie słychać jęków ani drapania, co oznacza, że Cliff prawdopodobnie nadal śpi w salonie, nieporuszony tym, co przeszkadzało Louis'owi w śnie.

Ponownie mruga, przeczesując dłonią włosy i wzdychając. Cokolwiek to było, nie mogło być tak ważne, myśli Louis z roztargnieniem, ponownie kładąc się na materac. Właśnie zamknął oczy, pozwalając sobie znowu zasnąć, kiedy nagle zdaje sobie sprawę, że dzwoni telefon.

Gwałtownie siada na łóżku, serce bije mu w piersi i czuje lekkie mdłości.

– O Boże, o Boże. – Mamrocze Louis, gdy zaczyna ślepo szukać swojego telefonu pod poduszką. – Co do cholery, gdzie on kurwa jest? – Mówi przez zaciśnięte zęby, gdy jego palce owijają się wokół telefonu.

Wyciąga go spod kołdry, wciskając niezdarnie palcami przycisk home, a ulga rozprzestrzenia się w jego żyłach natychmiast po włączeniu telefonu, kiedy tylko zdaje sobie sprawę, że nie ma żadnego nieodebranego połączenia.

Każdy, kto zadzwoniłby do niego w nagłych wypadkach w środku nocy, wiedziałby, że najpierw powinien wypróbować jego telefon komórkowy.

Jego ulga jest jednak krótkotrwała, ponieważ nagle telefon przestaje dzwonić, a słaby dźwięk, który cudem przenosił się przez oba budynki, znika. Louis marszczy brwi, czekając przez kilka napiętych sekund, aż telefon znów zacznie dzwonić i wyskakuje z łóżka, biegnąc korytarzem między wieżą a chatką, aby dostać się do recepcji.

Cokolwiek to jest, nie może to być dobra wiadomość. Kiedy w końcu dociera do recepcji, z sercem w gardle przegląda w myślach swoich starszych sąsiadów, próbując odgadnąć, kto najprawdopodobniej cierpi z powodu nagłego wypadku. Niemal upada, kiedy nagle się zatrzymuje, trzyma się kontuaru, sięgając po słuchawkę.

– Tak! – Mówi Louis, lekko zdyszany, głosem zachrypniętym przez sen. 

Jest trochę trzaskania na linii, dźwięk oddechu dochodzi do uszu Louis'a, ale niewiele więcej. Może jakaś muzyka, coś słabego.

– Halo? – Próbuje ponownie, bardzo ciężko pracując, aby panika nie przeszła przez jego ton. – Czy jest tam ktoś?

Następuje długa przerwa, którą przerywa głos.

– Louis?

Serce Louis'a boleśnie przerywa bicie na ten dźwięk.

– Harry. – Odpowiada Louis, próbując przełknąć kulkę, która utknęła mu w gardle.

Harry brzmi okropnie. Powiedział tylko jedno słowo, ale szalone drżenie paniki było źle ukryte w jego głosie, czego Louis nie mógł zignorować.

– Hej. – Mówi Harry z westchnieniem.

Wydaje się wyczerpany. Louis marszczy brwi, próbując w myślach obliczyć, która jest teraz godzina w Los Angeles, ale nie jest nawet pewien, która jest godzina w Fair Isle i tak naprawdę nie zna dokładnej różnicy czasu między nimi. Poza tym fakt, że jego ostatnia pocztówka pochodziła z LA, nie oznacza, że Harry wciąż tam jest. Ma pieniądze i czas, o ile Louis wie, może być w dowolnym miejscu na świecie. Louis nie ma pojęcia.

Tired Tired Sea  PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz