Chapter 27 //

788 54 2
                                    

"The scariest thing about the distance is that you don't know whether they will miss you or forget you."

Byłam szczęśliwa gdy wreszcie poczułam nastrój zbliżających się świąt. Całe centrum ozdobione zostało milionem świecących lampek, a na samym środku postawiono masywnych rozmiarów choinkę. Każdy sklep oferował liczne świąteczne promocje, a z głośników płynęły chwytliwe jingle.

Wchodziłyśmy z Danielle do Starbucks, zmęczone zakupami, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni jeansów i przesunełam palcem po ekranie.

- Halo?

- Vicky, możemy pogadać? - usłyszałam głos Harrego po drugiej stronie słuchawki.

- Coś ważnego? - zapytałam zmartwiona jego nagłym telefonem, jednocześnie przytakując przyjaciółce kiedy znalazła dla nas wolny stolik.

- Muszę z Tobą porozmawiać.

- Mogę oddzwonić do ciebie za dziesięć minut? Właśnie weszłyśmy z Danielle do Starbucksa, tylko coś zamówimy i do ciebie zadzwonię, okay? - zaproponowałam rozwieszając płaszcz na oparciu fotela.

Chłopak rozłaczył się bez słowa co wywołało u mnie zdziwienie.

- Coś się stało? - zapytała dziewczyna.

- To Harry. Chciał pogadać, a kiedy zaproponowałam, że do niego oddzwonię, rozłączył się bez słowa. - odparłam, zaglądając jeszcze raz na ekran telefonu, gdzie czekało na mnie 7 nieodebranych połączeń od loczka. Musiałam nie usłyszeć kiedy dzwonił. - To chyba coś ważnego.

- Zadzwoń do niego, a ja wezmę dla nas to co zawsze. - zaproponowała dziewczyna udając się do baru.

Harry odebrał po trzech sygnałach.

- Hej! Co się stało?

- Jestem na lotnisku. Za 30 minut mam samolot do LA. Ojciec zagroził, że jak nie przyjedziemy z mamą na święta nie opłaci mi studiów i przestanie przesyłać pieniądze. - usłyszałam jego szorstki, jednak dziwnie opanowany głos.

- Co takiego?! - zareagowałam zdecydowanie za głośno, gdyż wszystkie twarze w lokalu, były skierowane na mnie. Skuliłam się w fotelu zażenowana.

- Dzwoniłem do Ciebie wcześniej, bo chciałem się z Tobą zobaczyć przed wyjazdem. Kurwa, Victoria, dlaczego nie odbierałaś tego cholernego telefonu?! - sfrustrowany głos wywołał u mnie wyrzuty sumienia.

- Możemy się jeszcze spotkać? - zapytałam cicho z nadzieją w głosie.

- Nie zdążysz przyjechać na lotnisko.

- Ale my zawsze spędzaliśmy drugi dzień świąt razem. Nie chcę tego zmieniać, tym bardziej teraz kiedy jesteśmy razem. - święta bez Stylesa to nie to samo. Dlaczego jego ojciec jest takim cholernym egoistą? To, że ma pieniądze nie znaczy, że może szantażować innych.

- Muszę już iść. Masz życzenia Wesołych Świąt od mamy. Kocham Cię i będę tęsknił. - pożegnał się, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Ja też Cię kocham.

I rozłączył się, a ja musiałam wyglądać żałośnie, rycząc do słuchawki, kiedy do stolika wróciła Danielle, z naszymi napojami.

- Hej, Vicky! Co jest? - brunetka zamknęła mnie w swoich ramionach w geście pocieszenia.

- Ojciec Harrego...

- Co z nim?

- Zagroził, że jak nie spędzą razem świąt to nie opłaci mu studiów. Właśnie jest w drodze do Los Angeles. - wychlipiałam, co chwilę pociągając nosem.

- O matko! Kochanie, nie płacz. Ubieraj się, jedziemy do domu. O wszystkim mi na spokojnie opowiesz. - wstała podając mi płaszcz i razem opuściłyśmy lokal.

Dlaczego ten koleś im to robi. Rujnuje cudze plany dla jego zachcianek. Ma pieniądze, więc wydaje mu się, że ma nad nimi władzę. Ale to nieprawda. Anne równie dobrze poradziłaby sobie bez niego. Problem w tym, że ona nadal kocha ojca Harrego i dlatego mu się nie przeciwstawia, raniąc tym swojego syna.

* * *

Obudziłam się, wczesnym południem, gdyż poprzedniego dnia nie mogłam zasnąć. Próbowałam się dodzwonić do Harrego, ale bez skutku. Zastanawiałam się czy dlatego, że nie może rozmawiać, czy może jest na mnie zły za to, że nie odbierałam kiedy to on do mnie dzwonił...

Postanowiłam zająć się czymś, żeby o nim nie myśleć. Jutro święta i nie chcę ich spędzić w ponurym nastroju.

Postanowiłam przygotować kilka potraw, głównie rybnych. Zrobiłam też ciasta, a wieczorem, przy kubku gorącej czekolady z piankami i świątecznych piosenkach zapakowałam wszystkie kupione wcześniej prezenty.

- Co robisz? - do pokoju, jak zawsze bez pukania, wparował James.

- Skończyłam pakować prezenty. - odparłam podnosząc się z dywanu i dopijając słodki deser. - Czemu pytasz?

- Nie chciałabyś ze mną zagrać? - no nie wierzę. James nigdy nie proponował abym z nim zagrała na jego konsoli. Twierdził, że dziewczyny się do tego nie nadają i że to męskie zajęcie.

Brak Harrego był nie tylko odczuwalny dla mnie, ale dla mojego brata również. Zawsze zastanawiałam się jak to się stało, że jedenastoletni chłopiec tak bardzo się do kogoś przywiązał. Loczek był autorytetem dla dorastającego chłopca, gdyż w jego życiu nie było ojca i za to jestem mu dozgonnie wdzięczna...

- Pokaż mi tylko co mam robić, a jeszcze z Tobą wygram. - zaśmiałam się mierzwiąc mu włosy i razem zeszliśmy na dół do salonu.

Would you hurt the one you love? // H.S.Where stories live. Discover now