rozdział XXVIII

986 130 112
                                    

Toril

Wyjęłam telefon z kieszeni bluzy i spojrzałam na jego wyświetlacz. Ukazał się na nim numer telefonu mojej mamy. Widząc go od razu dopadły mnie wyrzuty sumienia, gdyż od swojego przylotu na Florydę nie skontaktowałam się z nią ani razu.

Nie chcąc przeszkadzać swoją rozmową reszcie wstałam z miejsca (otulając jeszcze Dreama swoją połową koca) i odeszłam kilka kroków wchodząc tym samym na taras. Bez dłuższej zwłoki nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.

- Hej mamo! - przywitałam się z entuzjazmem ale i słyszalną skruchą. - Wybacz, że się. Je odzywałam ale wzięłam sobie do serca twoje słowa z lotniska - dodałam dla złagodzenia.

- Cieszy mnie to skarbie, jednak muszę cię zmartwić. Wydaje mi się, że powinnaś wracać - powiedziała niecodziennym dla jej głosu tonem.

- Co? Ale dlaczego? - spytałam obawiając się najgorszego.

- Twój ojciec wie.

Ta informacja sprawiła, że ciężej było mi złapać oddech, a serce jakby stało na moment. Z wrażenia aż musiałam usiąść na ławce, która stała na tarasie.

- Ale skąd? - spytałam załamana, opierając ręce na kolanach.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziała przyciszonym głosem. - Późnym południem pojechał spotkać się z Fritzem, a kiedy wrócił był wściekły i powiedział, że o wszystkim wie. O tym, że nie jesteś teraz na żadnym obozie naukowym oraz o tym, że streamujesz. Zdemolował cały twój pokój w poszukiwaniu dowodów i... - tutaj zatrzymała się na chwilę, aby westchnąć głośno. - Tak mi przykro Toril, ale nie mogłam zaradzić jego agresji.

Wzmianka o spotkaniu mojego ojca z Fritzem od razu zapaliła w mojej głowię czerwoną lampkę. Nawet nie musiałam się wysilać, aby dojść do tego kto za tym stoi. Zacisnęłam dłoń w pięść nabierając niebywałej dla mnie ochoty na przywalenie nią prosto w twarz Adnana, na której zapewne gości teraz bez przerwy triumfalny uśmiech. 

- Nie przejmuj się mamo, to nie twoja wina - westchnęłam, wracając na ziemię. - Wrócę najszybciej jak to możliwe - zapewniłam. 

Nie czekając na jej odpowiedz zakończyłam połączenie. Przez wszystkie emocje jakie we mnie buzowały miałam ochotę rzucić telefonem o ziemię i zacząć krzyczeć. Powstrzymałam się jednak i zamiast tego schowałam twarz w dłoniach. Zdruzgotana wyobrażałam już sobie co będzie miało miejsce kiedy wrócę. Obawiam się tego, jednak to nieuniknione. 

Lekko drżąc z panującego zimna oraz wszystkich emocji, przysłuchiwałam się śmiechom i żywym rozmową chłopców toczących się niewielki kawałek przede mną. Próbując się uspokoić, zastanawiałam się jednocześnie co mam powiedzieć reszcie. W końcu po kilku długich minutach wstałam miejsca stwierdzając, że nie pozostało mi nic innego jak okłamanie ich z ciężkim sercem. 

Wróciłam do towarzystwa, nie od razu jednak zajmując miejsce. Próbując ogrzać dłonie w kieszeniach bluzy stałam za Dreamem i przyglądałam im się z wahaniem. W końcu zauważył mnie Wilbur, który skończył stroić gitarę.

- Hej Toril! Co to za niemrawa mina?! Stało się coś?

W ułamek sekundy wzrok wszystkich znalazł się na mojej osobie. Próbowałam wysilić się na uśmiech jednak jestem pewna, że wyszedł z tego dziwny, bliżej nieokreślony grymas.

- Właściwie to tak - wydukałam przystępując z nogi na nogę. - Zaszła pewna nagła sytuacja, przez którą muszę wracać do Norwegii. Mojego psa potrąciło auto i nie jest z nim najlepiej, dlatego chciałabym wrócić możliwie jak najszybciej aby się nim zaopiekować. 

- O nie! To straszne! Biedny psiak - powiedział z żalem Karl, przez co po raz kolejny tego dnia poczułam wyrzuty sumienia.

- Tak - westchnęłam, spuszczając wzrok. - Nie przejmujcie się jednak i wybaczcie, że tak nagle ale przed snem zarezerwuję najwcześniejszy lot i wrócę. 

Chłopcy zaczęli mówić abym się nie zadręczała i wracała zająć się swoim pupilem, któremu jednocześnie życzyli powrotu do zdrowia. Czułam się źle, naprawdę źle. Aż skręcało mnie w żołądku, przez co totalnie straciłam apetyt na pieczone wcześniej pianki. Dlatego po prostu usiadłam. Clay od razu objął mnie ramieniem, tym samym ponownie otulając ciepłym kocem i dodając otuchy. 

×××

Do końca zabawy siedziałam obejmowana przez Dreama, tępo wpatrując się w ognisko. W końcu po północy, kiedy zapadł zmrok i zrobiło się naprawdę zimno, postanowiliśmy zebrać się do snu po kolejnym dniu wrażeń. Na piętro dotarłam idąc ramie w ramie z blondynem. Kiedy przystanęliśmy pod moim pokojem postanowiłam zebrać się na odwagę i złapać go za rękę zadając pytanie:

- Dream? Czy dziś również mógłbyś ze mną spać? 

Chłopak przyglądał mi się przez chwilę badawczo, aż w końcu bez słowa pokiwał delikatnie głową i dał mi się wprowadzić za rękę do pomieszczenia. Po zamknięciu za nami drzwi oparłam się o nie i spuściłam wzrok na podłogę. Dream zmniejszył dzielący nas dystans i objął mnie delikatnie.

- Przecież ty nie masz psa. Powiesz mi teraz o co naprawdę chodzi? Dlaczego musisz tak nagle wracać? - spytał ostrożnie, opierając swoją głowę na mojej. 

- Mój ojciec wie - powiedziałam przyciszonym głosem wtulając się w niego. - Wie o wszystkim i jest wściekły. Nie mam pojęcia do czego może się posunąć, dlatego wolę od razu wracać. 

- Wracam z tobą - oznajmił zdeterminowany. 

- To nie jest za dobry pomysł, Dream.

- Przestań Toril. Moim pomysłem było aby cię tu ściągnąć, więc wina leży po części we mnie - powiedział, spoglądając mi w oczy. - Wracam z tobą aby to rozwiązać i bez dyskusji, jasne? 

Nie chciałam się z nim kłócić, dlatego po prostu westchnęłam, tym samym zgadzając się niemo.  W duchu jednak cieszyłam się i dziękowałam, że mam teraz u swego boku kogoś takiego jak Dream. 

ibf [Dream]✓Where stories live. Discover now