Rozdział pierwszy

2.7K 128 20
                                    


Biegła tak szybko, na ile pozwalały jej wysokie obcasy. Czuła się, jakby chłodny, płynny metal oblał jej narządy wewnętrzne, raz po raz przypominając sobie treść, krótkiego liściku z podpisem jakiegoś uzdrowiciela.

„Jest pani proszona o pilne przybycie do szpitala św. Munga, jako jedna z osób wyznaczonych do kontaktu medycznego pana Harry'ego Jamesa Pottera".

Podpisano: Magomedyk Aron Fromm.

Hermiona wciąż nie mogła dojść do tego, jakim cudem Harry wylądował w szpitalu, skoro od dziś miał być z rodziną na wakacjach? I dlaczego to ją poproszono o przybycie, a nie jego żonę...? Czyżby akurat nie miała z kim zostawić ich dziecka? Niemożliwe! Przecież Potterowie od jakiegoś czasu, specjalnie zatrudniali nianię dla małego.

To nie była specjalnie nowa sytuacja, bo akurat tak się złożyło, że wielokrotnie odwiedzała przyjaciela w szpitalu. Akcje aurorów niosły za sobą wysokie ryzyko kontuzji i Harry od czasu do czasu trafiał na dzień lub dwa pod oko uzdrowicieli, którzy szybko go naprawiali. Jednak teraz nie mogło chodzić o pracę, bo z tego co wiedziała, Szef Biura Aurorów wreszcie wziął swój od dawna zasłużony urlop. To dlatego dziś bała się iść do Świętego Munga bardziej niż zwykle. Nie miała pojęcia, dlaczego Harry miałby być w szpitalu. Pozostawało jej mieć nadzieję, że to znów nie było nic groźnego.

Zaraz po wejściu do holu szpitala, skierowała się do lady, za którą siedziały dwie czarownice ubrane w kitle pomocy pielęgniarskich.

- Nazywam się Hermiona Granger – przedstawiła się im na jednym wydechu. – Wezwano mnie w sprawie Harry'ego Pottera. Jestem wymieniona w jego dokumentacji medycznej, jako osoba upoważniona do kontaktu.

- Rozumiem – starsza czarownica z siwymi pasemkami we włosach, posłała jej niepewny uśmiech. – Proszę chwilę poczekać, magomedyk Fromm zaraz do pani przyjdzie.

- Dziękuję – Hermiona podeszła do stojących pod ścianą niebieskich, plastikowych krzeseł i opadła na jedno z nich, czując, jak wciąż mocno wali jej serce. Niepokój zalewał ją fala po fali, a sekundy zdawały się teraz trwać w nieskończoność.

Po chwili do holu wszedł młody, dość niski brunet w okularach, ubrany w dziwny, szary uniform. Hermiona, jako osoba, która dość często odwiedzająca, swoich przyjaciół w szpitalu, wiedziała że na chirurgii zaklęciowej obowiązywały zielone szaty, na urazach pozazaklęciowych niebieskie, a na położnictwie, gdzie była kilka miesięcy temu, by powitać na świecie pierworodnego synka Potterów - różowe. Ciekawe na jakim oddziale uzdrowiciele nosili taką ponurą szarość?

- Pani Granger? – mężczyzna podszedł prosto do niej.

- Tak, to ja – odpowiedziała wstając.

- Dzień dobry. Nazywam się Aron Fromm i jestem patologiem sądowym.

- Patologiem? – powtórzyła drżącym głosem.

- Owszem. Bardzo mi przykro, ale wezwaliśmy tu panią w celu okazania – Fromm spojrzał na nią ze współczuciem.

- Okazania czego? – zapytała, czując, że przez kilka sekund robi jej się ciemno przed oczami.

- Proszę za mną... Zaraz wszystko pani wyjaśnię – Fromm wskazał w stronę wyjścia na korytarz, na którym Hermiona nigdy nie była, jednak strzałka wisząca na ścianie z napisem „Kostnica" sprawiała, że w najmniejszym nawet stopniu nie chciała tam pójść.

Wstała jednak na trzęsących się nogach, w duchu przekonując samą siebie, że to na pewno tylko pomyłka. Nie było opcji, by mogła naprawdę iść tam w celu zidentyfikowania zwłok. Nie. To było niemożliwe.

Dramione - Odpowiedzialność [Zakończone]Kde žijí příběhy. Začni objevovat