Rozdział drugi

2.6K 127 4
                                    


Pogoda była adekwatna do okazji. Wiało i padało, a zawodzenie wiatru, mogło wywoływać dreszcze na całym ciele. Hermiona patrzyła na białą trumnę, stojącą obok tej z mahoniu. Czy Pansy byłaby zadowolona z tego wyboru? A kwiaty? Czy podobałyby jej się wiązanki, które wybrała Narcyza? Zapewne tak, starsza czarownica dobrze znała jej gust – przez wiele lat obie żyły w przekonaniu, że będą kiedyś rodziną. I to może dlatego, Narcyza płakała dziś bardziej niż rodzona matka Pansy. Regina Parkinson bez grama emocji, patrzyła na trumnę, w której spoczywała jej córka. Zimna i dumna, jak na prawdziwą arystokratkę przystało.

Hermiona starała się nie okazywać swojej jawnej wrogości – w końcu był to pogrzeb, ale dziwiła się, że rodzice Pansy w ogóle się tam pojawili, skoro oficjalnie kilka lat temu wyrzekli się córki i wykluczyli ją z rodziny.

Dwa rzędy dalej Molly Weasley szlochała w swoją chusteczkę, trzymając za dłoń Ginny. One też kiedyś uważały, że Harry będzie częścią ich rodziny i pomimo tego, że się nie udało, obie opłakiwały go, jak kogoś bliskiego.




✨✨✨



Po pierwszej części uroczystości, pozwolono, by każdy kto chciał - opowiedział kilka słów o Harrym i Pansy. Ta strata była bolesna dla całego, magicznego świata – Harry Potter, symbol zwycięstwa nad siłami ciemności i bohater narodowy. Jego nagłe odejście dotknęło całą społeczność. Pansy Potter była natomiast ikoną mody i stylu, a jej butik na Pokątnej cieszył się najznamienitszą klientelą. Była taka śliczna, urocza, zawsze uśmiechnięta i pełna życia... I nagle zgasła, osieracając wraz z mężem małego, ledwie dziesięciomiesięcznego synka. I to w zwykłym wypadku, który by się nie wydarzył, gdyby wybrali magiczne środki transportu. Strata, której nic nie zrekompensuje.

Hermiona bardzo chciała powiedzieć coś od serca, o dwójce jej najlepszych przyjaciół, jednak wiedziała, że jeśli wyjdzie przed ten tłum i spróbuje to zrobić, załamie się i będzie wyć przy nich wszystkich niczym ranne zwierzę. Od tygodnia – od dnia tej wielkiej tragedii zatrzymała się wraz z Jamesem w Dworze Malfoyów. Narcyza bardzo pomagała przy dziecku, choć Hermiona od razu zdecydowała się, że zatrzyma dla niego wynajętą przez Potterów nianię.

Draco zajął się załatwianiem spraw urzędowych i organizacją pogrzebu, a ona uporządkowaniem domu i pozamykaniem spraw w pracy, zarówno Harry'ego, jak i Pansy. Gdy późnym wieczorem wracała wykończona do przydzielonej jej we dworze sypialni, skrzat domowy czekał już na nią z kolacją i kubkiem ciepłej herbaty, doprawionej eliksirem Słodkiego Snu. Przeżyła ten tydzień tylko dzięki temu, że ciągle miała się czym zajmować, a Malfoyowie naprawdę jej pomagali. Dziś jednak ogrom tego wszystkiego, przygniótł ją niczym stalowe kowadło. Jak miała wyglądać teraz reszta jej życia? Co z jej planami? Co z karierą, którą wybrała zamiast własnej rodziny? Teraz to wszystko, stało się nagle tak bardzo nieistotne... Musiała podjąć jakieś decyzje i ułożyć te plany na nowo. Spojrzała na siedzącego obok niej Draco. On też obiecał, że to zrobi. Nie mogli zawieść zaufania, jakie powierzyli im ich przyjaciele. Wszystko musiało się wkrótce zmienić.

Hermiona nie była pewna, jak przebrnęła przez przemowy o tym, jak wspaniałymi ludźmi byli Harry i Pansy. Nie była świadoma tego, że płacze, dopóki Theodore Nott, siedzący po jej drugiej stronie, nie wsunął jej chusteczki w dłoń. Była wdzięczna za wsparcie wszystkim przyjaciołom. Neville wygłosił własną przemowę o Harrym, a Seamus zagrał piękną pieśń żałobną na fortepianie. Luna przyniosła talizmany, które włożyła do ich trumien, a Daphne Greengrass wsunęła pod poduszkę Pansy jej ulubioną szminkę i lusterko... Taki mały gest, ale Hermiona uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że Pansy by go doceniła.

Wiedziała też, że oczy wszystkich zebranych, uciekały często do niej i Malfoya. Siedzieli tu razem, bo jak powszechnie rozgłoszono - razem mieli opiekować się dzieckiem Potterów. Jak to miało wyglądać? Jak mieli się dogadać? Jak pogodzić swoje życia i kariery z tym, że teraz w ich świecie pojawił się mały człowiek, który zupełnie na nich polegał?
Hermiona odetchnęła lekko. Była zdruzgotana i zmęczona, ale wiedziała już dobrze, jak to powinno się ułożyć... Miała tylko nadzieję, że Malfoy się z nią zgodzi. Nigdy wcześniej nie musiała się z nim na nic umawiać, ale dla dobra Jamesa była gotowa spróbować się dogadać i pójść na kilka kompromisów. Wiedziała, że to będzie musiało stać się dziś. Zaraz po pogrzebie zapadną wiążące decyzje, na temat tego, co będzie się od teraz działo z całą resztą ich życia.


✨✨✨



Stypa odbyła się we dworze Malfoyów. Hermiona po wymienieniu kilku słów z gośćmi i odebraniu ich kondolencji, szybko uciekła na górę gdzie Angela – niania Jamesa obecnie się nim opiekowała. Gdy weszła do komnaty, którą Malfoyowie szybko zaaranżowali na idealny pokoik dziecięcy, James był właśnie w trakcie swojej popołudniowej drzemki.

Hermiona odprawiła nianię, każąc jej zejść na dół i coś zjeść, a sama stanęła nad kołyską, przyglądając się słodko śpiącemu maluchowi. Przez pierwsze trzy dni, James był bardzo niespokojny, wyraźnie wyczuwając, brak obecności mamy i taty. Teraz już chyba przyzwyczaił się, że to Narcyza i Hermiona pojawiały się przy nim, gdy zaczynał płakać w nocy.

Noc... To zawsze był czas, gdy Hermionie najlepiej pracowało się nad kolejnym ważnym prawem, które miało odmienić magiczny świat. Jak teraz miała to pogodzić z opieką nad dzieckiem, które właśnie wchodziło w poważną fazę ząbkowania? Nie miała pojęcia. Wizengamot, choć zrozumiał sytuację jej nagłej nieobecności na poprzednim głosowaniu, nie słynął z cierpliwości, a Dekret o Prawach Wilkołaka był przecież przełomowy...

- Z dnia na dzień, jest coraz bardziej podobny do Pottera.

Hermiona podskoczyła w miejscu, ledwo hamując pisk zaskoczenia. Była tak pogrążona w swoich myślach, że nie usłyszała, jak Malfoy wchodzi do pokoju. Nie miała nawet pojęcia, że podszedł tak blisko niej. Teraz mogła poczuć, jak ociera się o nią ramieniem, również pochylając się tuż nad kołyską.

- To prawda – zdobyła się na niewielki uśmiech. – Jedynie usta ma po Pansy... No i chyba charakterek.

- Wygląd Pottera i charakter Parkinson... Niech McGonagall już drży ze strachu – zaśmiał się cicho Draco.

- W przyszłym roku odchodzi na emeryturę – westchnęła Hermiona. – Podobno to Neville jest najmocniejszym kandydatem do jej zastąpienia.

- Jeszcze lepiej! Być może trzeba będzie dać spore dotacje na nowe szklarnie, by mały Potter jakoś się utrzymał w szkole – Draco delikatnie odgarnął czarny loczek z czoła dziecka.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak to będzie, gdy James będzie na tyle duży, by iść do Hogwartu. To wszystko wydawało się takie nierealne...

- Za jakieś pół godziny wszyscy się wyniosą. Poprosiłem Theodora, by został i przedstawił nam jakie dokładnie mamy opcje, zgodnie z testamentem Potterów – wyjaśnił krótko.

- Dobrze... Tak, myślę, że musimy to dziś przedyskutować. I... dziękuję, że mogliśmy tu zostać. To mi wiele ułatwiło – Hermiona spojrzała na niego przez ramię i uśmiechnęła się lekko.

Malfoy przez chwilę patrzył jej w oczy, jakby coś rozważał. Wreszcie jednak powoli odwzajemnił uśmiech.

- Nie ma za co. I przepraszam za to, co powiedziałem wtedy na korytarzu w szpitalu. Byłem strasznie zdenerwowany. Wiesz... Ja zawsze myślałem, że to ja będę pierwszy. Już na naszym szóstym roku w Hogwarcie, wymusiłem na niej obietnicę, by mi zapewniła godny pochówek i nie pozwoliła, by Theo i Blaise powiedzieli o mnie coś głupiego – Draco wciąż się uśmiechał, ale Hermiona widziała w jego oczach przebłyski prawdziwego ból.

- Byliście naprawdę świetnymi przyjaciółmi... - wyszeptała pocieszająco.

- Tak jak ty i Potter – Malfoy delikatnie uścisnął jej przedramię.

- Nie wyobrażam sobie swojego świata bez niego... - Hermiona poczuła, że kolejne łzy wypływają jej na policzki.

- Tak, dokładnie rozumiem o co ci chodzi – Draco obrócił ją i przycisnął do swojej piersi, pozwalając by wypłakała ostatnie łzy nad tragedią, która tak nagle dotknęła ich wszystkich.

Oboje potrzebowali teraz odrobiny bliskości i zrozumienia. To wszystko spadło na nich niczym grom z jasnego nieba, gwałtowny i pozostawiający wszystko w opłakanym stanie. Musieli się zebrać w sobie, by jakoś podołać tej sytuacji. Nie było innego wyjścia.



✨✨✨



Hermiona podziękowała krótkim skinieniem głowy, gdy Draco odsunął jej krzesło przed swoim własnym biurkiem w jego gabinecie, który znajdował się tuż obok biblioteki dworu. Theodore -wyjątkowo - zajął dziś miejsce w dużym, skórzanym fotelu po drugiej stronie, by móc na spokojnie wyjaśnić im wszystkie aspekty testamentu Potterów oraz nowych obowiązków, jakie na nich spadły. Draco bez skrępowania usiadł na drugim krześle, nie przejmując się, że przyjaciel przejął chwilowo jego królestwo.

- Testament Pansy i Harry'ego mówi jasno, że powierzają wam pełną opiekę na dzieckiem, w równych częściach. To oznacza, że o jego miejscu zamieszkania, sposobie leczenia i dalszej edukacji macie zawsze decydować wspólnie. Ponadto wyznaczyli Draco, jako osobę do zarządzania ich majątkiem zgromadzonym w kryptach oszczędnościowych oraz akcjach i obligacjach w imieniu Jamesa, aż do osiągnięcia przez niego pełnoletności oraz Hermionę, jako osobę do zarządzania ich rodzinnym domem i kryptą Blacków w celu poniesienia, wszelkich, niezbędnych kosztów utrzymania małego.

Hermiona i Draco spojrzeli na siebie krótko, doskonale rozumiejąc taki podział ról.

- Pozwól, że doprecyzuję. Jeśli na przykład chciałbym, by James poszedł do innej szkoły, niż chciałaby tego Granger, to żadne z nas nie może osiągnąć swojego celu bez zgody drugiego? – dopytał Draco.

- Wyjaśnię wam to na najprostszym przykładzie. Jesteście teraz jak dwójka rodziców po rozwodzie. Macie takie same prawa do dziecka i razem decydujecie o tym, gdzie on będzie mieszkał, uczył się, spędzał wakacje, kto będzie jego magomedykiem prowadzącym i jakie pieluszki będą dla niego najkorzystniejsze... – Theodore uśmiechnął się do nich nieco cynicznie.

- Czy... Jest możliwe zrzeczenie się tych kompetencji na rzecz drugiego? – zapytała cicho Hermiona.

Draco rzucił jej zaskoczone spojrzenie. Widać zupełnie nie spodziewał się takiego pytania.

- Pytam, tylko w kwestii formalnej – wyjaśniła pośpiesznie, choć obydwoje dobrze wiedzieli, że to nieprawda. Hermiona nigdy nie znosiła być od kogoś zależna. Myśl, że będzie musiała pytać o zdanie Malfoya w wielu kwestiach, wcale jej się nie uśmiechała.

- Nikt was do niczego nie może zmusić. Możecie oboje zrzec się opieki lub przekazać ją w pełni pomiędzy sobą. W takim wypadku musimy przygotować odpowiednie dokumenty. Jeśli jednak oboje zrezygnujecie z opieki...

- Nie! – padło z dwojga ust na raz.

Draco i Hermiona znów na siebie spojrzeli, a ona wzięła głębszy oddech.

- Nie zamierzam zrezygnować. Nigdy. Chcę, by James zamieszkał ze mną. Przysięgam, że zaopiekuje się nim najlepiej jak potrafię. Obiecałam to jego rodzicom.

- Też nie zamierzam zrezygnować z opieki. I też im to obiecałem. Musimy się jakoś dogadać – Draco posłał jej stanowcze spojrzenie.

- Jasne... Jestem pewna, że nie będzie potrzeba rozstrzygać tego w sądzie – odpowiedziała Hermiona, mając nadzieję, że od razu zrozumiał, że była skłonna to zrobić, jeśli będzie musiała.

- Macie dwie opcje. Opieka naprzemienna, albo regularnie wyznaczone terminy spotkań przez jednego z was – tłumaczył Theodore.

- Opieka naprzemienna byłaby trudna, zważywszy na nasze prace. Istnieje mała możliwość, byśmy się do tego dostosowali. Ja rzadko podróżuję, więc proponuję by James zamieszkał na stałe ze mną, a Draco może zabierać go na wakacje i weekendy, albo kiedy będzie miał wolny dzień – zaproponowała Hermiona.

Malfoy wydawał się wyraźnie zamyślony.

- Mogłabyś też zostać z małym na stałe we dworze. Mamy dużo miejsca. Moja mama mogłaby go codziennie doglądać razem z nianią, a my oboje widywalibyśmy go, kiedy każde z nas miałoby na to czas – zaproponował Draco.

Hermiona przyjrzała mu się przez chwilę, zastanawiając się czy w ogóle przemyślał to, co jej zaproponował.

- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. James potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Nie możemy tu zostać, bo jeśli się przyzwyczai, to później będzie mu przykro, gdy się stąd wyprowadzimy... - Hermiona poczuła, że zaczyna się rumienić.

- Nie słyszałaś, że mówiłem o pozostaniu na stałe? – zapytał cierpko Draco.

- A jak sobie to wyobrażasz, gdy wprowadzi się tutaj kiedyś twoja żona? – odpowiedziała w podobnym tonie Hermiona. – To byłoby kompletnie nienormalne!

- Ale będzie dla niego normalne, że kiedyś zamieszka z wami jakiś twój fagas? – warknął Malfoy, wyraźnie urażony jej odmową.

- Tak, bo nie będzie problemem, by zamieszkał on z nami w domu, który James już zna. Ponadto zanim to nastąpi, na pewno zdążą się dobrze ze sobą poznać. Gwarantuje ci też, że nigdy nie wyjdę za nikogo, kogo mały nie zaakceptuje – Hermiona nie mogła zdusić złowrogiego syku.

- Zawsze możesz wyjść za kogoś, kogo James już zna – Theodore rozpłynął się w szerokim uśmieszku. – Ja na przykład widziałem go przynajmniej z pięć razy...

- Naprawdę Nott? Teraz chcesz podrywać Granger? Nie możesz odczekać przynajmniej do chwili, aż chociaż wyjdzie z żałoby? – Draco sztyletował przyjaciela wzrokiem.

- To była tylko drobna sugestia – Theodore uśmiechnął się wrednie do kumpla.

- Dziękuję Theodorze, na pewno wezmę to pod uwagę – Hermiona posłała mu drobny uśmiech, w duchu przypominając sobie opinię wielkiego cassanovy, jaką miał w całym magicznym świecie Theodore Nott.

Kątem oka spojrzała na Malfoya. A on był drugi zaraz za nim. Krążyło wiele pogłosek o tym, że Draco lubił przygody na jedną noc, choć ostatnio coraz częściej mówiono też o tym, że wkrótce planował się ustatkować przy boku, którejś z sióstr Greengrass czy jeszcze innej czystokrwistej idiotki z nogami do nieba i totalnym brakiem mózgu.

- Umówmy się, że zostaniesz we dworze chociaż do czasu, aż przegłosujesz swoją ustawę. Słyszałem, że masz z tym mnóstwo roboty, a moja mama mówiła, że James jest ostatnio mocno marudny z powodu zębów. Tak będzie ci łatwiej – zaproponował Draco.

Hermiona skrzywiła się lekko pod nosem. Kolejne głosowanie zapowiedziano za dziesięć dni. To faktycznie nie było zbyt dużo czasu. Mogła to zrobić...

- Zgoda. Zostanę na kolejne dwa tygodnie. To da mi czas na przygotowanie w moim domu pokoiku dziecięcego i dogadanie z szefostwem ewentualnych zmian w moich godzinach pracy.

- Doskonale. Przygotuję jak najszybciej oficjalne dokumenty, byście mogli je podpisać – poinformował ich Theodore, wstając zza biurka.

- W razie czego, jesteśmy w kontakcie – Draco uścisnął dłoń przyjaciela, a Hermiona po chwili poszła w jego ślady.

- Wiecie, że to nawet trochę zabawne? – zagadnął Nott, gdy ona i Draco skierowali się do drzwi.

- Co takiego? – zainteresowała się Hermiona.

- To, że macie od teraz wspólne dziecko, a nawet nigdy wcześniej nie byliście ze sobą na randce – zaśmiał się prawnik.

Hermiona poczuła, jak gorąco uderza w jej policzki, a po zaciśniętej linii szczęki Malfoya, doszła do wniosku, że i jego nie rozśmieszył ten żart.

- Zamknij się i weź za swoją robotę, kretynie – poradził kwaśno Draco, otwierając Hermionie drzwi i wypuszczając ją przodem.

Oboje odeszli, nie oglądając się za siebie, choć chichot Notta słychać było nawet w momencie, gdy drzwi się zamknęły.


✨✨✨



Była wykończona, a jej stopy dosłownie odpadały. To był naprawdę długi tydzień, wypełniony pracą i zamykaniem ważnych spraw. Noce też nie były łatwe... Narcyza trzy dni temu wyjechała wraz z Andromedą do sanatorium dla starszych wiedźm, a Angela pracowała tylko do ósmej. To oznaczało, że wieczorami i w nocy, to na Hermionę spadał obowiązek opieki nad małym Jamesem. Starała się nie narzekać – to był przecież dopiero pierwszy tydzień, niemniej odczuwała pewien stopień irytacji, gdy uświadamiała sobie, że Malfoy w tym samym czasie wygodnie spał we własnych komnatach, najpewniej pod zaklęciem wyciszającym. Z tego co opowiadała jej Angela, wpadał do małego na około kwadrans każdego popołudnia. Przynosił mu nowe zabawki, bawił się z nim krótko, po czym natychmiast znów znikał z domu. Jeśli na tym miało polegać jego zaangażowanie w wychowanie Jamesa, to Hermiona już czuła, że to nie potrwa długo, zanim zostanie świątecznym wujkiem, widywanym raz w roku, gdy wpadał na chwilę w drugi dzień świąt z bożonarodzeniowym prezentem. Nie żeby tego nie chciała... Przecież chyba wiedział, że mógł jej oddać pełną opiekę nad dzieckiem i spokojnie zniknąć z ich życia. Poradziłaby sobie. Zawsze sobie radziła. Lepiej tak, niż jeśli miał tylko udawać, że chce się zaangażować, a potem tego nie zrobi. James był jeszcze mały, ale z czasem niespełnione obietnice mogły złamać jego wrażliwe serduszko. Hermiona postanowiła, że następnego dnia zlokalizuje Malfoya i przedstawi mu swoją opinie na temat tego, jak nie podoba jej się to, jak to wygląda.

Po trzech godzinach noszenia i nucenia kołysanek, dwóch partiach eliksiru przeciwbólowego na dziąsła oraz jednym wyjściu za drzwi, by pod zaklęciem wyciszającym wywrzeszczeć swoją frustrację, Hermionie udało się wreszcie uśpić małego. Ledwo widziała na oczy, gdy skończyła brać prysznic, a miękkość łóżka sprawiła, że miała wrażenie, że właśnie zasypia wśród chmur.

Była już na granicy pierwszego snu, gdy stukot obcasów i głupiutki chichot rozdarł ciszę. Hermiona gwałtownie usiadła. Przez krótką chwilę pomyślała, że to znów szalona Bellatrix chichocze gdzieś na dole w salonie. Szybko jednak do tego śmiechu dołączył drugi – bardziej głęboki i zdecydowanie męski.

- Nie... - wyszeptała w panice. – Nie! Nie! Nie! – błagała, wyskakując z łóżka i łapiąc za różdżkę.

Miała szczerą nadzieję, że to się nie stanie, lecz ledwo dobiegła do drzwi, gdy w komnacie obok rozległ się rozdzierający płacz.

Wypadła na korytarz, gotowa do przeklęcia Malfoya stąd do niedzieli... Zatrzymała się jednak w pół kroku, widząc scenę rozgrywającą się tuż przed nią.

- Nie mówiłeś mi, że masz tu jakieś dziecko Smoku... – wysoka, przepiękna blondyna uwiesiła się na szyi Malfoya, przyciskając go do ściany i wciąż chichocząc głupiutko, zaczęła powoli całować go po szczęce.

- Ups! Zupełnie zapomniałem, że oni tu są – zarechotał wyraźnie pijany Draco, odwracając głowę i patrząc z rozbawieniem na Hermionę.

Chciała mu w tej chwili tyle wygarnąć. Krzyczeć i uderzyć go naprawdę mocno, za to jakim był idiotą. Uznała jednak, że nie da mu tej satysfakcji. Wyrosła już z etapu atakowania ludzi dzikimi ptakami, wiedząc że chłodna obojętność działa nie mniej drażniąco. Szybko wyminęła przytulną parę i weszła do pokoju Jamesa, chcąc go jak najszybciej uspokoić. Była tak wściekła i sfrustrowana, że nawet nie zorientowała się, że ona sama też płacze.

- Już dobrze malutki. Ciocia jest przy tobie – szlochała, kołysząc malucha w swoich ramionach.

- Granger? – odezwał się stojąc w progu.

Nawet się nie odwróciła w jego stronę, przekonana, że jeśli to zrobi, będzie musiała go zabić. Poza tym naprawdę nie chciała, by zobaczył jej chwilę słabości. Zawsze dbała o to, by nikt nie widział jej w takim stanie.

- Hermiono...? - usłyszała tuż za sobą.

- Wyjdź stąd, jeśli chcesz ujść z życiem. Idź się zająć swoją panienką i dopilnuj proszę, by więcej nie chichotała na korytarzu jak rąbnięta szyszymora – syknęła przez zęby.

- Przepraszam cię, ja...

- Tak, słyszałam. Zapomniałeś o tym, że ja i James tu jesteśmy. Ułatwię ci Malfoy. Od jutra już nas tu nie będzie, a ty będziesz mógł się nawet pieprzyć na korytarzu jeśli to ci odpowiada. A teraz wyjdź. Usypiałam go trzy godziny i jeśli będę musiała znów tyle to robić, to po prostu oszaleję! – Nie udało jej się zdławić ostatniego szlochu.

- Naprawdę mi przykro, ja...

- Wynoś się kurwa! – krzyknęła, zupełnie wytrącona z równowagi, a James na nowo rozpłakał się na cały głos.

Następnym co usłyszała, był trzask zamykanych drzwi. Hermiona brała głębokie oddechy, wściekła, że straciła panowanie nad sobą przy dziecku. To nie powinno było się stać. Była jednak tak wściekła i sfrustrowana. I nienawidziła go teraz ze wszystkich sił. Co by dała, żeby to on umarł zamiast Harry'ego...

Szybko skarciła się za takie myśli, a nowe gorące łzy spływały jej po policzkach. Wiedziała, że nie powinna była mu tego życzyć i wcale tak naprawdę nie myślała. Po prostu czuła się wściekła, że w jego życiu tak naprawdę nic się nie zmieniło, a jej kompletnie wywróciło się do góry nogami. Nie miała jednak wyboru. Skoro Malfoy zawiódł, to ona musiała postarać się za dwoje. Nie mogła też dać ciała. James jej potrzebował. Westchnęła cicho, czując jak maluch ponownie zasypia w jej ramionach. Czas ugruntować nową rzeczywistość. Od jutra wracała do domu.



✨✨✨



Zaraz po sobotnim śniadaniu spakowała rzeczy i ubranka Jamesa, które przyniosła tutaj z domu Potterów. Zabawki, które kupił mu Draco postanowiła zostawić. Jeśli jednak od czasu do czasu będzie on chciał zabierać swojego chrześniaka do siebie, to mały powinien mieć się tu czym bawić. Angela miała wolną sobotę, a Narcyzy wciąż nie było, więc nie miała się nawet z kim pożegnać. A już na pewno nie miała zamiaru wpadać do sypialni Malfoya i wyrywać go z ramion jego ostatniego podboju.

Pomniejszyła wszystkie torby, poza swoją torebką, którą zarzuciła na ramię, wzięła Jamesa na ręce i zeszła do holu, uznając, że podróż Fiuu będzie dla nich najbezpieczniejsza. Ledwo jednak dotarła do szczytu schodów, gdy gdzieś w drugim końcu korytarza trzasnęły drzwi. Odruchowo spojrzała w tamtą stronę. Malfoy ubrany w ciemnozielony szlafrok i z resztkami snu na twarzy właśnie wyszedł ze swojej komnaty.

Hermiona ledwo zdusiła jęk niesmaku, widząc jego rozmierzwione włosy i wyraźne pozostałości kaca, odbite w szaro-niebieskich oczach. Widać naprawdę wczorajszy wieczór był dla niego udany. Ciekawe czy noc tak samo...?

- Cześć! – Draco uśmiechnął się do nich lekko. – Jak tam maluchu? Dałeś mocno cioci w kość w nocy? – zapytał wesoło.

Hermiona zacisnęła zęby i odwróciła się, żeby zejść ze schodów. Nie mogła dłużej na niego patrzeć, bez konieczności spoliczkowania go z całej siły w tę jego bladą, dumną twarz.

- Wychodzicie na spacer? – zagadnął idąc tuż za nimi.

- Jak bardzo byłeś wczoraj zalany, że nie pamiętasz, co ci powiedziałam? – spytała go cierpko, poprawiając Jamesa na swoim biodrze i podchodząc do kominka.

- Nie mówiłaś poważnie... Ustaliliśmy, że zostaniesz dwa tygodnie, a minął dopiero tydzień – Draco zbliżył się do nich wyraźnie spięty.

- Ustaliliśmy też, że wspólnie będziemy opiekować się dzieckiem. Co zrobiłeś od kiedy James tu jest? Ile razy go nakarmiłeś? Ile pieluch zmieniłeś? Ile razy wstałeś w nocy, by utulić go w płaczu? – wypytywała z goryczą.

- Granger posłuchaj...

Hermiona zacisnęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nie chciała go słuchać. Chciała go stłuc swoimi pięściami na miazgę. Rozgnieść go, niczym robaka.

- Skontaktuj się z Nottem i oddaj mi pełnie opieki – poprosiła oschle. – Będziesz mógł go od czasu do czasu widywać, a gdy podrośnie zabierać na mecze Qudditcha czy inne męskie rozrywki.

- Nie licz na to! Nigdy nie zrzeknę się swoich praw do niego! Wiem, że jesteś zła za wczoraj i przepraszam, ale miałem ciężki tydzień, wpadłem na chwilę do pubu i...

- Ty miałeś ciężki tydzień?! – wrzasnęła, zła, że znów ją ponosi przy dziecku. – Ty cholerny zakichany egoisto! Pracowałam po dziesięć godzin dziennie, po czym wracałam do domu i ledwo widząc na oczy zajmowałam się dzieckiem, w czasie gdy ty panie właścicielu wielkiej korporacji po wysłaniu kilku listów i zerżnięciu kilku sekretarek, śmiesz mi mówić o ciężkim tygodniu? – wyrzucała z siebie z nienawiścią.

Draco zacisnął szczękę i pięści, patrząc na nią z wyraźną pretensją, jakby naprawdę uparcie nie chciała go zrozumieć.

- Posłuchaj... Nie radzę sobie jeszcze najlepiej z tym, co się stało – przyznał cicho. – Potrzebuję trochę czasu.

- James nie ma czasu! To nie jedna z twoich mioteł, które możesz odłożyć, kiedy chwilowo nie masz ochoty na niej latać . On potrzebuje opieki i bliskości! – wygarnęła mu gorzko.

- Wiem o tym! Rozumiem, że najwyraźniej zawiodłem! – krzyknął z frustracją przeczesując włosy palcami.

- Zabieram go do siebie, a ty rób co chcesz. Przyślij mi sowę, jeśli się na coś zdecydujesz – powiedziała zrezygnowana, po czym sięgnęła po proszek Fiuu.

- Hermiono zaczekaj! Porozmawiajmy dłużej! Jestem pewien, że jakoś się dogadamy! – poprosił nieomal błagalnie.

- Chyba obydwoje potrzebujemy kilku dni na przemyślenie. Możemy umówić się w tygodniu na lunch i pogadać – zaproponowała ugodowo.

- Tyle, że w tym tygodniu nie mogę. Mam kilka ważnych rozmów biznesowych i...

Hermiona prychnęła ni to rozbawiona, ni zniesmaczona, po czym wrzuciła proszek do kominka i przeniosła się do siebie, nie słuchając go dalej. Zaraz po wejściu do swojego domu, zablokowała za sobą kominek. Nie miała ochoty go dłużej oglądać ani tym bardziej, słuchać jego żałosnych wymówek. Teraz liczył się dla niej tylko James.

Spojrzała na malucha, który był wyraźnie zafascynowany jednym z jej loków i właśnie owijał go wokół swoich małych, pulchnych paluszków.

- Witaj w domu kochanie. Będzie nam tu razem dobrze, obiecuję – wyszeptała, całując go w główkę. – I zapewniam, że ani ty, ani ja wcale nie potrzebujemy do szczęścia Draco Malfoya.

Dramione - Odpowiedzialność [Zakończone]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu