Rozdział piąty

4K 127 16
                                    


Bała się. Jednak nie był to taki strach, jak ten który odczuwała w czasie wojny. To było gorsze. Bała się bólu, bała się upokorzenia, bała się rozczarowania.

Dziś były urodziny Jamesa. Zorganizowali je w ogrodzie dworu Malfoyów. Minęły prawie dwa tygodnie od dnia, ogłoszenia w prasie zaręczyn pary Malfoy-Granger, a cały magiczny świat dosłownie oszalał. Posypały się propozycje wywiadów, a dziennikarze czyhali w atrium ministerstwa i pod budynkiem firmy Draco, niczym stado głodnych harpii. Oficjalnie jednak ich stanowisko mówiło tylko o tym, że nie udzielają na razie żadnych komentarzy, poza tym, że są razem bardzo szczęśliwi i chcą stworzyć ze sobą prawdziwą rodzinę.

Hermiona nie była pewna, jak dokładnie to przetrwała, ale czasami wszystko wydawało jej się tylko jakimś irracjonalnym snem. Draco, zaraz na drugi dzień po spotkaniu w kancelarii Notta, wysłał jej wiadomość, że musi pilnie wyjechać i że porozmawiają kiedy wróci. Przez prawie dwa tygodnie, wciąż podróżował po świecie, by załatwić sprawy swojej firmy. Ich interakcje, opierały się głównie, na wymianie kilku zdawkowych zdań w listach, z czego większość dotyczyła zdrowia i samopoczucia Jamesa.

Czuła, że od chwili, gdy zdecydowali się zaręczyć, a w konsekwencji pobrać, by wytrącić argumenty z ręki rodziny Parkinson, gdzieś zniknęła ta swoboda, którą zdążyli ze sobą poczuć. Hermiona bardzo tego żałowała, ale też nie miała pomysłu, jak temu zaradzić. Chciała ustalić jakieś zasady i przedstawić Draco swoje pomysły na to, by ich fikcyjne małżeństwo mogło jakoś funkcjonować, ale najwidoczniej blondyn miał zamiar unikać poważnej rozmowy pomiędzy nimi, aż do dnia ceremonii.

Dziś jednak, dotarł wreszcie do domu. Obydwoje musieli być tu razem dla Jamesa, w końcu byli teraz jego rodzicami. Ogród wyglądał naprawdę pięknie, o co zadbała Narcyza. Zaprosili wielu znajomych ze swoich szkolnych lat, a zwłaszcza tych, którzy również mieli małe dzieci. Setki balonów, dmuchany zamek, magiczne mini-zoo, bąbelkowa fontanna i największy tort, jaki w życiu Hermiona widziała, spełniły swoje zadanie. Dzieciaki były zachwycone, a James śmiał się całym sobą i klaskał w swe małe, pulchne rączki, siedząc na kolanach Narcyzy, która już oficjalnie kazała nazywać samą siebie Babcią Cyzią. Andromeda i Teddy siedzieli tuż obok, by móc pomóc zdmuchnąć małemu jedną świeczkę z mini-wersji tortu, który postawiono tuż przed nim, gdy wszyscy inni śpiewali dla niego głośne i huczne happy birthday.

Hermiona stała obok, wyraźnie wzruszona widząc, jak bardzo James się cieszył tym, że był w centrum uwagi. Draco stał zaraz za nią, trzymając swoje dłoń na jej talii i śmiejąc się równie radośnie, jak jego przybrany syn. Przez cały dzień, wszyscy podchodzili gratulować im zaręczyn i z podziwem komentowali gustowny brylant na palcu Hermiony. Ona sama uśmiechała się i dziękowała, w duchu czując się zażenowana faktem, że narzeczony przysłał jej ten klejnot przez swoją sowę, nawet nie fatygując się, by wręczyć jej go osobiście. I jak miała nie panikować ze strachu przed tym wszystkim?

- Jest taki szczęśliwy... Zupełnie nieświadomy tego, jak wiele złego wydarzyło się już w jego życiu – westchnęła, czując nagły napływ bólu, gdy uświadomiła sobie, że Pansy i Harry nie mogli doświadczyć wraz z nimi tego cudownego dnia.

Draco najwyraźniej wiedział o czym myślała, bowiem musnął delikatnie ustami jej ucho mówiąc:

- Nie chcieliby byśmy się dziś smucili. Ich syn jest zdrowy, szczęśliwy i bezpieczny. To jest najważniejsze.

- Próbuję nie dopuszczać złych myśli, ale to wszystko jest bardzo trudne. Theo przekazał mi dziś, że Parkinsonowie wycofali się z pierwszej propozycji ugody na wieść o naszych zaręczynach – mruknęła, zakładając ręce na piersi i ledwo powstrzymując grymas, by nie wywołać niepotrzebnych pytań u ich gości.

Dramione - Odpowiedzialność [Zakończone]Kde žijí příběhy. Začni objevovat