5.

205 13 7
                                    

Szmer szeptów i ekscytacji niczym morska fala zalał zgromadzony w sali tronowej tłum ważnych gości. Oto kroczył przed nimi nieobecny od trzech lat książę, przyszły generał królewskiej armii.

Ubrany w barwy królestwa - granatowo biały mundur ze złotymi znaczeniami i wysokie buty do jazdy konnej - szedł zdecydowanym, żołnierskim krokiem w kierunku podestu, na którym czekali na niego rodzice i siostra.

Faye natomiast czuła się jakby ktoś wyjątkowo złośliwie oblał ją kubłem lodowatej wody. Bo jak inaczej można było opisać tą sytuację? Mężczyzna, który wiedział o jej umiejętnościach... na którego nakrzyczała, a nawet groziła był nikim innym jak księciem w królestwie, w którym nawet podejrzenie takich praktyk mogło skończyć się śmiercią. W jednej chwili kałuża, w której stała po kostki zamieniła się w grząskie bagno. Pewne było, że w końcu ją pochłonie. Pytanie jak długo będzie się w nim szamotać zanim to się stanie. Przełknęła nerwowo ślinę, wycierając w suknię dłonie, które zaczęły się pocić. Wyjątkowo okrutny żart losu.

Skinąwszy głową przed ojcem i puściwszy oko do siostry, Książę stanął po prawej stronie matki.

Ktoś z tłumu krzyknął:

Ostra jak brzytwa, twarda jak głaz, nigdy bezbronna.

Niech żyje Nadava! Niech żyje Książę Kieran! - odpowiedział mu chórem wiwatujący tłum.

Zaraz potem Król Tibald zaczął wygłaszać swoje przemówienie, lecz Faye nie potrafiła zmusić się do skupienia na tyle by dotarło do niej choć słowo. Kątem oka cały czas obserwowała Księcia kontemplując w myślach nad jego pozbawionym jakiegokolwiek sensu zachowaniem. Po co ją nachodził? Jaki cel miały te podchody?

Sfrustrowana zmarszczyła czoło i przyjrzała mu się uważniej. Był raczej przystojny - wyraźnie zarysowana, kwadratowa szczęka pokryta lekkim zarostem, jasnobrązowe włosy spięte z tyłu w niewielki koczek - zdecydowanie nie był nieprzyjemnym widokiem dla oka. Zdawał się słuchać słów ojca z powagą i skupieniem, zupełnie niewzruszony zainteresowaniem, z którym śledzono każdy jego gest. Nie podlegało wątpliwości, że był do niego przyzwyczajony - w końcu owe zainteresowanie towarzyszyło mu od najmłodszych lat.

Nagle Faye zorientowała się, że patrzy prosto w szaro-niebieskie tęczówki Księcia. Delikatny rumieniec oblał jej twarz, a w żołądku coś podskoczyło, gdyż najzwyczajniej w świecie została przyłapana na gorącym uczynku. Rozbawienie, które dostrzegła na jego twarzy ani trochę jej się nie podobało - najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę z jej chwilowego zakłopotania. A więc tak będzie? Będzie się z nią bawił w kotka i myszkę, a kiedy już się znudzi wyda jej tajemnicę ojcu? Z trudem powstrzymała się by nie uciec wzrokiem, co byłoby jedynie oznaką tchórzostwa. Choć można jej było zarzucić wiele rzeczy, z pewnością nie była tchórzem. Wyprostowała się jak struna i uniosła wyżej brodę utrzymując jego spojrzenie, a nawet rzucając mu nieme wyzwanie, by pierwszy zerwał kontakt wzrokowy. Niech sobie nie myśli, że się boi. Nawet jeśli tak było.

Gdy przemowa Króla finalnie dobiegła końca, ogłoszono czas biesiady. Rozbrzmiały nuty tradycyjnych dla Nadavy melodii granych przez pałacową orkiestrę, które choć piękne nie zachęcały specjalnie do tanecznej zabawy. Największym zainteresowaniem miały teraz cieszyć się suto zastawione stoły z wolnym dostępem, które wabiły zarówno widokiem jak i zapachem. Wkrótce to napoje rozlewane przez lawirującą między gośćmi służbę miały skraść im chwilę glorii.

Sięgała właśnie po kolejny kieliszek wyjątkowo smacznego szampana gdy usłyszała głos przyjaciółki:

- Faye! - Rhia podążała do niej entuzjastycznie z drugiego końca sali, przeprosiwszy wcześniej jakiegoś namolnego lorda. Jej ciemnozłote, częściowo upięte fale lśniły w świetle kryształowych żyrandoli. Towarzyszyła jej o wiele od niej wyższa, męska sylwetka. Oczywiście, że szła pod rękę z bratem.

Nadworna ObrończyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz