20.

87 7 2
                                    

- Więc, mrok, hm?

Rose usiadła na podłodze na przeciwko niej ze skrzyżowanymi nogami i oparła się na wyciągniętych za sobą dłoniach. Faye siedziała w podobny sposób i czekała na instrukcje czarownicy. To była jej pierwsza oficjalna lekcja i miała przejść ją pod okiem Rose. W pomieszczeniu było cicho; żadnego z pozostałych czarowników nie było w zasięgu wzroku i mogła tylko gdybać, czy przydzielone zostały im inne zajęcia czy też wciąż cieszyli się ciepłem własnych łóżek.

- Ferran tak sądzi.

- Rzadki dar - stwierdziła. - Zupełnie jak mój. Jak to możliwe, że nie potrafisz się nim posługiwać?

Faye spuściła wzrok na własne dłonie - jej zdradzieckie dłonie, takie same jak przed kilkoma tygodniami, a jednak inne, obce.

Cały czas czuła na sobie przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu czarownicy.

- Do niedawna nie wiedziałam nawet, że mam magię - przyznała. - Rodzice... - co mogła o nich powiedzieć? - Rodzice nie przekazali mi tej wiedzy. Matka zmarła, gdy byłam niemowlęciem, a ojciec pewnego dnia zostawił mnie u wujostwa i nie wrócił. Wychodzi na to, że wiem o nich jeszcze mniej niż mi się wydawało.

- Rozumiem - rzekła czarownica i posłała jej lekki uśmiech, który chyba miał podnieść ją na duchu. - Próbowałaś dowiedzieć się czegoś od wujostwa?

Nie próbowała. Nie miała jednak wątpliwości, że jej wujostwo nie miała we krwi ani krzty magii, a zdradzenie im faktu, że sama jest czarownicą było ryzykiem zbyt wielkim, którego nie była gotowa ponieść. Nie ze względu na siebie, a przede wszystkim na nich. Najmniejsza wzmianka o magii w wiosce skutkowała niepokojem i wzburzeniem mieszkańców. Czarownice wzbudzały strach, nie mówiąc już o tym, że nikt nie chciał by pomówiono go o rozprawianie o tym, co zakazane.

Nie mogła. Nie zrobi tego. 

Rose podparła brodę na dłoni. Jej milczenie było dla czarownicy wystarczającą odpowiedzią.

- W normalnych warunkach nie uczy się magii bez podstawowej wiedzy o naszej historii i obyczajach - zaczęła czarownica poważnym tonem, który aż za bardzo przypominał jej profesorów królewskiej akademii - ale skoro czas nie jest luksusem, na który możemy sobie pozwolić... zobaczmy co tam się kryje - spojrzała na nią znacząco. - Pokaż co potrafisz.

To nie powinno być aż takie trudne - próbowała przekonać samą siebie Faye. Potrafiła przywołać cienie. Przynajmniej tak jej się wydawało. Zrobiła to już wcześniej, gdy próbowała ćwiczyć na własną rękę.

Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jak jej dłonie zaczynają mrowić, jak w nieproszony sposób przewraca jej się w żołądku, jak ogarnia ją chłód, a cienie zaczynają krążyć wokół niej niczym luźne pierścienie gotowe na jej rozkazy.

Na jakie rozkazy i jak miała je wydać - nie wiedziała. Za każdym poprzednim razem gdy chroniła się za pomocą magii kierowana była najczystszym strachem i paniką.

Mimo szczerych chęci nie poczuła jednak żadnej z sensacji, które próbowała przywołać w myślach. Rozchyliła powieki.

Nic. Ani jednego cienia w zasięgu wzroku. 

- Widziałaś coś? - zapytała, chociaż i tak znała już odpowiedź.

Rose rzuciła jej pełne sympatii spojrzenie.

- Nie całkiem.

Faye ponownie zamknęła powieki, próbując odnaleźć w sobie i chwycić choć najcieńszą nić magii. 

Ale ona się jej wymykała. 

Zmarszczyła brwi.

Walczyła orężem, które było dziełem ludzkich rąk, nie magią. Miecz? Sztylety? Noże do rzucania? Łuk? Bardzo proszę, nie sprawiało jej to żadnego problemu. Ale magia? Nie potrafiła jej zrozumieć. Była kapryśna i nie pozwalała władać sobą tak łatwo jak łuk lub miecz, jakby miała własny rozum. 

Nadworna ObrończyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz