– Jaki on jest? – dobiegający z kominka głos Scrimgeoura dla kogoś, kto by go kiepsko znał, mógłby brzmieć obojętnie. Lina zawsze wyczuwała w nim tę nutkę napięcia, niemal tak szybko jak zapach z pizzerii, jeśli akurat jakąś mijała.
– Zaskakujący.
– To znaczy?
Rozmasowała sobie skronie, wzdychając głośno. Towarzyszące jej od wczoraj zdenerwowanie zastąpiła migrena, pełznąca powoli od karku ku oczodołom. Jej pierwszy dzień w roli nauczycielki dobiegał końca, miała za sobą męczące odświeżanie sali oraz dwugodzinne spotkania z nowymi podopiecznymi. Szczerze powiedziawszy, wolałaby aktualnie opróżnić umysł po takiej ilości bodźców, na przykład w wannie ze szklaneczką brandy, ale przecież nie odmówiłaby Rufusowi zaspokojenia jego ciekawości.
– To znaczy, że jak na osobę, która przez ostatni rok była na świeczniku ze złych powodów, zastanawiająco mocno szuka uwagi.
Minister przez chwilę przetrawiał jej słowa.
– Czy według ciebie to, co pisał o nim wcześniej ,,Prorok" może być prawdą... częściowo? Wiemy już, że nie wymyślił sobie powrotu Voldemorta, ale ogólna skłonność do mitomanii, robienia z siebie ofiary, to rzeczy, które się zdarzają. Zdradza jakieś objawy?
– Na Merlina, Rufusie, miałam dwugodzinną lekcję i nie spędziłam jej na wywiadzie z Potterem – mimo wszystko przywołała do siebie tę brandy – Chyba przeceniasz mój szósty zmysł, jeśli myślisz, że tak od razu potrafię dokonać analizy osobowości.
Nalała nieco karmelowego, przejrzystego płynu do kryształowej szklanki i z przyjemnością wciągnęła jego zapach. Piorunujące spojrzenie Scrimgeoura, zwłaszcza na odległość, było do zniesienia.
– Daj spokój. Tobie też by się nic nie stało, jakbyś czasem wychylił szklaneczkę lub dwie. Ty i ja mamy nad sobą kontrolę. A co do Pottera, ujmę to tak: sprawdza. Trochę nawet prowokuje, wystawia palec za linię. Myślę, że dużo mu tutaj wolno i przywykł do tego. Znajdujemy się w szkole Albusa Dumbledore'a, więc to mnie nie zdziwiło.
– Nie da się przeoczyć, że dyrektor ma do chłopaka ogromna słabość – Rufus wzniósł oczy ku niebu i sięgnął gdzieś poza zasięg jej wzroku. Na chwilę zapadła cisza, przerywana jednak jak zwykle zbyt głośnym waleniem łyżeczki o szkło, gdy słodził sobie herbatę.
– Kiedy poprosiłem o spotkanie z Potterem, zachował się jakbym co najmniej zamierzał go porwać ze szkoły i zamknąć w piwnicy, żeby udzielał wywiadów. A przecież chciałem tylko... wiesz, tak luźno porozmawiać.
Lina uśmiechnęła się, nie kryjąc odrobiny rozczulenia.
– Nie mam pojęcia, jak zamierzałeś to zrobić, bo nigdy nie słyszałam w twoim wykonaniu luźnej konwersacji z kimś obcym. Jak to sobie w ogóle wyobrażałeś? Harry Potterze, Ministerstwo Magii cię potrzebuje, dużo płacimy, pomóż nam, bo wszyscy trafimy do piachu?
– Coś w tym stylu – Rufus skrzywił się, widząc, jak Lina przewraca znacząco oczami – Ja jestem prostym aurorem, nikt mnie nie uczył technik perswazji, poza takimi, za których użycie na Potterze musiałbym sam siebie wysłać do Azkabanu. W dodatku przez co najmniej dziesięć ostatnich lat nie rozmawiałem z żadnym nastolatkiem.
– I myślisz, że ja ci powiem, jak do niego trafić? Możemy chyba w końcu wyjąć ten temat ze strefy niedopowiedzeń?
– Przyznam – Rufus wyprostował się z godnością sięgając po jedną ze swoich okropnych, złoconych obficie filiżanek – Trochę nie wiedziałem, jak to podjąć, ale uznałem, że na szczęście nie muszę, sama się domyślisz.
CZYTASZ
A Perfect Happy Ending [Syriusz Black x OC]
FanfictionPóźne lato 1996 roku. Po wydarzeniach w Departamencie Tajemnic świat czarodziejów musi zmierzyć się z prawdą o powrocie Lorda Voldemorta, do tej pory tuszowaną przez Ministerstwo Magii. Zakon Feniksa, który dzięki interwencji Dumbledore'a zakończył...