Rozdział 43 - część 1

196 27 144
                                    

20.07.1978



Jeśli chodzi o bywanie w kawiarniach, doświadczenie Regulusa Blacka nie było zbyt imponujące.

Żeby nie powiedzieć — znikome.

Czarodziejskie rody nie uznawały wyjść do lokali za zajęcie w dobrym tonie. Po cóż to zresztą robić, skoro ich rezydencje, sprawnie zarządzane przez magię skrzatów, dysponowały wszystkim, czego potrzeba podczas towarzyskiego spotkania?

Zapraszanie ludzi do własnego domu, a później dokonywanie rewizyt, łączyło się z wrażeniem pewnej wyłączności. Także z poczuciem bezpieczeństwa. Dyskrecji.

Co jednak Regulus potrafił wręcz doskonale, to myśleć, planować i udawać. Dlatego opuścił dom sporo czasu przed umówionym spotkaniem, by zbadać teren. Przyjrzawszy się kawiarni dyskretnie przez duże okno, wybrał dobre miejsce, z widokiem na ulicę, ale takie, by on sam pozostał z niej niezauważony. Umył starannie ręce w niewielkiej, acz czystej toalecie. Strzepnął niewidzialne pyłki z czarnej tkaniny koszuli. Wreszcie, zapoznał się z menu i zamówił herbatę. Rozłożył przed sobą książkę, po czym zatonął w lekturze, usiłując siedzieć ze swobodą bywalca.

Przyszła o czasie. To już był jakiś plus.

– Punktualna jesteś – powiedział, mało odkrywczo, bo mimo całej swojej kreatywności, nadal nie wiedział, o czym poza zadaniem mieliby rozmawiać. Podniósł się z krzesła i grzecznie odczekał, aż ona usiądzie. Nie była co prawda damą, a jeszcze dzieckiem, jednak jakieś zasady grzeczności nadal obowiązywały.

– Czemu miałabym nie być? – odparła, wzruszając ramionami – Zresztą, to blisko. Często tu przychodzę. Widzę, że zamówiłeś. Czekasz jeszcze na coś do jedzenia?

– Herbata wystarczy. Jadłem śniadanie w domu.

– Ale nie będzie ci przeszkadzało, jak ja coś wezmę? Padam z głodu.

Pokręcił przecząco głową. Później dowiedział się, że Lina Dawson znała większość lokali w okolicy. Wiele dni wolnych od szkoły spędzała, przesiadując w nich z książką. Często wychodziła na śniadanie, by wrócić do domu dopiero po kolacji.

Już wtedy miał ochotę spytać, czy z braku skrzata jej ojciec nie mógł zatrudnić kucharki. Nie pozwolił mu na to takt, chyba. Poniekąd wyczuł potencjalnie drażliwy temat, a przecież na tamtym etapie wcale nie chciał o niej wiedzieć niczego poza rzeczami stricte niezbędnymi.

Z czasem nauczył się czytać między wierszami. Zrozumiał, że nie chciała jeść sama w wiecznie pustym domu.

Za to od razu dostrzegł jej zaskakująco dobre maniery. To, jak ułożyła serwetkę, ale też fakt, że obrzuciła szybkim spojrzeniem jego dziwnie wyglądające w upalny dzień długie rękawy i nie powiedziała nic. Znów zaplusowała. Wizja pracy z nią wyglądała nieco lepiej, niż wcześniej myślał.

– A w ogóle – rzuciła, złożywszy swoje zamówienie – wszystkiego najlepszego.

Uniósł brwi zaskoczony.

– Wczoraj były twoje urodziny, tak? Pamiętam, bo moje też są dziewiętnastego, ale stycznia.

– Dziękuję – powiedział tylko.

– Siedemnaste urodziny to nie byle co. Dostałeś coś ciekawego?

Z jednej strony, chciał szybko przejść do tego, co musieli zrobić i mieć wszystko z głowy. Z drugiej, obowiązywała przecież jakaś kurtuazja, zwłaszcza że dziewczyna grzecznie zapytała. Wyciągnął dłoń w jej stronę, pozwalając, by padające zza szyby słońce zagrało w czarnym kamieniu rodowego sygnetu.

A Perfect Happy Ending [Syriusz Black x OC]Where stories live. Discover now