Rozdział 10

605 42 394
                                    

Deportował się w zaułku opodal katedry Westminster. Gdyby zwracał uwagę na cokolwiek, poza ściganym celem, czułby na twarzy chłodną lepkość jednego z tych dni, gdy widmo deszczu dopiero wisi w powietrzu. Zauważyłby pewnie, że sinoszare niebo zdaje się aż opierać o neobizantyjskie, rudo-białe wieże kościoła, a zza jego drzwi dobiegają dźwięki nabożeństwa.

Była niedziela, pierwszy dzień listopada. Dokładnie za miesiąc katedra miała zostać przyozdobiona choinkami i światełkami na cały okres Adwentu, poprzedzającego Boże Narodzenie. Syriusz Black nie należał do ludzi religijnych ani w ogóle nadmiernie uduchowionych. Potrafił jednak słuchać uważnie, nawet jeśli nie sprawiał takiego wrażenia. O ludziach uznawanych przez siebie za bliskich wiedział naprawdę wiele. Nigdy tego nikomu nie powiedział, ale gdy ktoś wspominał swoje dzieciństwo, lubił w wyobraźni stawiać się na miejscu tej osoby. Zawsze zadawał sobie pytanie, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby nie był Blackiem, a tym aktualnie opowiadającym, w jego odbiorze pochodzącym jakby z innego świata.

Na przykład Peterem, który wychował się w dużym, czynszowym domu kawałek dalej, przy jednej z uliczek przytulonych do Vauxhall Bridge Road. Zanim zmarła jego mugolska babka, co niedziela chodził z nią pod rękę do katedry, na ostatnią przedpołudniową mszę. Po zakończeniu nabożeństwa zabierała go do siebie na obiad, obowiązkowo zwieńczony ciastem. Kupowali je w cukierni po drodze, a babcia zawsze pozwalała Peterowi wybrać, znając jego słabość do wszelkich słodyczy. Śmiała się, że jest w tym zupełnie jak jego tata.

Chłopak uwielbiał niedzielne wypady, nie tylko z tego powodu. Odkąd w jego własnym domu pojawił się ojczym, coraz mniej lubił tam przebywać. Wysoki, postawny właściciel jednego z pobliskich sklepów był mugolem, a pani Pettigrew nie miała odwagi powiedzieć mu prawdy o czarodziejskich zdolnościach swoich i syna. Zrezygnowała z tego ostatecznie, widząc lęk oraz gniew, który wzbudziły w jej nowym partnerze pierwsze, nieśmiałe przebłyski mocy, pojawiające się powoli u Petera. Chłopczyk początkowo lgnął do mężczyzny, ale nie potrafił przecież walczyć z magią, dającą o sobie znać w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Ojczym początkowo po prostu go od siebie odsuwał. Z czasem uznał, że być może prawdziwie męska ręka oraz dyscyplina będą w stanie wyplenić z podopiecznego dziwaczne zapędy. Peter nigdy nie mówił o tym, czy matka nie chciała, czy nie potrafiła go obronić - w jego wspomnieniach jej osoba pozostawała bez żadnych wad. Podobnie jak babcia, u której szukał schronienia, łatwo usprawiedliwiając nieobecności koniecznością dotrzymania towarzystwa staruszce. Gdy był już dość duży, poprosiła miejscowego proboszcza, by pozwolił jej wnukowi służyć do mszy. Niezwykła aura starej katedry, dźwięk dzwoneczków, tajemnicze światełko w tabernakulum - to wszystko zdawało się Peterowi magią podobną do tej, o której kiedyś opowiadała mu mama. Wstęp do prezbiterium był czymś niezwykłym, patrząc spod ołtarza na zgromadzonych w kościele wiernych, czuł się wybrany, wyjątkowy. Nawet ojczym, który pochwalał pobożność, musiał pokornie zostawać w swojej ławce, podczas gdy on, Peter, miał prawo dotykać uświęconych przedmiotów, oglądać z bliska akt przemienienia.

Po latach śmiał się sam z siebie, że wtedy jeszcze nie wiedział, co to prawdziwe czary. Lubił jednak wspominać, jak katedra stała się dla niego kolejnym domem, jak poznawał jej sekrety, dzięki swojemu darowi odkrywał nieznane nikomu przejścia, zakamarki piwnic oraz dzwonnic.

Tym bardziej wtedy, gdy babcia umarła, a drzwi jej przytulnego mieszkanka zamknęły się przed nim na zawsze. Na szczęście, Peter niedługo po tym trafił do Hogwartu (ojczymowi powiedziano, że do szkoły z internatem prowadzonej przez szkockich zakonników). Wkrótce zaczął poznawać zamek tak, jak niegdyś odkrywał Westminster, u boku swoich towarzyszy z dormitorium Gryffindoru, podziwiających jego zdolności do wyszukiwania kryjówek. Dopiero później dowiedzieli się, skąd pochodził ten talent, a raczej złożyli sobie tę historię z tego, co zdarzało mu się czasem przebąknąć.

A Perfect Happy Ending [Syriusz Black x OC]Onde histórias criam vida. Descubra agora