Rozdział 18

620 32 428
                                    

Wyjątkowo zimny lipiec 1975 roku

Opuściła Grimmauld Place, zmierzając w stronę najbliższego zaułka, idealnego do deportacji. Fakt, że musiała zrobić to dyskretnie, zamiast po prostu teleportować się spod drzwi własnego domu, powodował u niej, jak zawsze, głęboki niesmak. Przeklęte zasady tajności jedynie utrudniały życie czarodziejom, podczas gdy jedyne, co należało zrobić, by z nich na zawsze zrezygnować, to w końcu oczyścić centrum Londynu z mugolskich śmieci. Od razu można by było przestać się czaić niczym złodziej we własnej okolicy, tej, w której jej przodkowie mieszkali od kilku pokoleń, zbudowawszy kamienicę za gromadzone przez wieki złoto. Salazarze, codzienność wypełniało wiele podobnych absurdów, ale na szczęście wyglądało na to, że powoli nadchodziły lepsze czasy.

Walburga Black doceniała poglądy Czarnego Pana, który, jakże rozsądnie, propagował oczyszczenie krwi czarodziejów oraz zajęcie przez nich należnego miejsca w świecie. Bywał w tym może nieco zbyt dosłowny - ona sama osobiście nie uważała całkowitego tępienia mugoli za niezbędne. Miała swój rozum, wiedziała dobrze, że powiększenie magicznej społeczności zajmie lata. Masy, nawet te mało wartościowe, bywały przydatne właśnie z uwagi na swoją liczebność. Walburga była pewna, iż mugole, odpowiednio zarządzani, byliby w stanie popracować nieco dla wspólnego dobra, zanim spokojnie wymrą, stopniowo zastępowani przez lepszą rasę. Miała wysokie mniemanie o własnej przenikliwości, niestety, niejednokrotnie niedocenianej w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Z drugiej strony, historia nieraz udowadniała, że wielkie zmiany nie są możliwe bez odrobiny radykalizmu. Czuła się w pewien sposób dumna z bycia świadkinią czegoś tak wielkiego.

Gdy tylko postawiła stopę w wąskiej, przylegającej do Grimmauld Place uliczce, bez słowa chwyciła łokieć towarzyszącego jej syna i wraz z nim obróciła się w miejscu. Doprawdy, gdyby nie to, że był już wysoki i jego sylwetka rzucała cień, przesuwający się chodnikiem obok jej własnego, mogłaby o nim zapomnieć. Regulus należał do grzecznych chłopców - zawsze schludny, nigdy nie odzywał się niepytany, a zapytany, nie miewał niczego mądrego do powiedzenia. Nie posiadał śladu charyzmy Oriona ani jej własnej, jakby natura, tworząc go, zatrzymała się na stopniu ,,Zadowalający".

Problem w tym, że Walburga pragnęła syna, który byłby co najmniej ,,Powyżej oczekiwań". Zamiast tego otrzymała chodzącą przeciętność, a do kompletu z nią wyrzutka, którego wydanie na świat napawało ją jedynie wstydem.

Niewykluczone, że prosiła o zbyt wiele. Może, jak nieustannie powtarzał jej ojciec, powinna się cieszyć z samego faktu urodzenia synów i tego, że choć jeden z nich nadawał się do czegokolwiek. Cygnusowi nie poszczęściło się pod tym względem - jego żona powiła same córki i Walburga chętnie dołączała do krewnych, krytykujących ich oboje z tego powodu. Ostatecznie była to jedyna przewaga, którą przyznawano jej nad bratem, choć była od niego starsza i o wiele zdolniejsza. Teraz już tylko Regulus mógł w oczach ojca wynosić ją ponad Cygnusem, dlatego przed światem udawała dumę z syna, mimo że w istocie jej nie czuła.

Tak naprawdę, zazdrościła bratu córek, wspaniałych, silnych młodych kobiet, dwóch, bo o trzeciej nie było warto wspominać. Pozostałe siostry w pełni rekompensowały zdradę Andromedy, każda na swój sposób. Narcyza błyszczała urodą, elegancją oraz intelektem, nic więc dziwnego, że ustawiała się do niej kolejka zalotników z najlepszych domów. Walburga nie do końca popierała zaręczenie jej przed laty akurat z Lucjuszem Malfoyem - był co prawda doskonale urodzony, jednak wyczuwała w nim jakąś niestabilność. Cyzia, ten perfekcyjny kwiat, zasługiwała na równie idealnego kandydata, ale cóż, zdanie siostry nigdy nadmiernie nie interesowało Cygnusa. Próbowała przeforsować swą opinię, angażując męża, lecz okazał się w tym temacie tak samo nieprzydatny, jak w większości innych. Bellatrix należała do odmiennego niż siostra typu - dzika i wyzwolona, z pewnością zostałaby przez ojca utemperowana, gdyby w nader młodym wieku nie skierowała swojej energii ku dołączeniu do Czarnego Pana. W pewnym sensie zastępowała Cygnusowi syna, to dawało jej immunitet na manifestowanie własnej błyskotliwości, odwagi, zdecydowania - cech, które w normalnych warunkach musiałaby skrzętnie ukrywać za zasłoną kobiecej powagi.

A Perfect Happy Ending [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz