1.Te wszystkie dni.

6.2K 193 916
                                    

Pomrugałam parę razy, patrząc na tłum ludzi przewijających się przez szkolny dziedziniec.

Żywo istnieli, umarle żyli.

Bycie uczniem jest ciekawym doświadczeniem. To zabawne, że akurat w tak młodym i jakże niedoświadczonym wieku jesteśmy rzucani w wir walki i rywalizacji. O popularność, oceny, chłopców... Zmęczeni nauką o rzeczach nieistotnych i przytłoczeni strachem i niewiedzą o te, które faktycznie mogą nam się przydać w życiu.

Uniosłam dłoń z papierosem do ust, słysząc jak do łazienki na trzecim piętrze ktoś wchodzi. Wypuściłam leniwie dym z płuc, a ten wyleciał zbitą przez burze szybą. Uniosłam prawy kącik ust do góry, przypominając sobie, że byłam świadkiem tego zdarzenia. Co prawda pół przytomnie, ale byłam tu. Nie ktoś inny. Tylko ja.

— Arch, strasznie Cię przepraszam!— pokiwałam głową, nie patrząc na nią. Nie musiałam tego robić. Bo to wszyscy inny zawsze patrzyli na mnie.— Zaspałam, a ta ździra Emilly trzeci raz w tym miesiącu schowała mi buty!

— Znałam dziewczynę, która powiesiła się na sznurowadłach swoich vansów...— powiedziałam spokojnie, poprawiając się na parapecie i unosząc używkę, żeby mocno się nią zaciągnąć.— Umierała siedem minut i pięćdziesiąt sześć sekund.

— Kurwa, chciała, żebyś liczyła jej czas?— zapytała wystraszona dziewczyna, siadając na starej, zardzewiałej wannie. Bała się mnie. Wszyscy się mnie bali. A raczej bali się tego, czego nie byli w stanie zrozumieć.

— Nie.— odparłam, widząc grupkę dziewczyn, chwalących się nowymi kosmetykami w ogrodzie botanicznym.— Ale co innego można zrobić, gdy ktoś umiera?

Olivia wydawała się moim pytaniem mocno speszona. Nerwowo podrapała się po ramieniu, po czym wyjęła ze swojego plecaka butelkę wody. Wyciągnęłam w jej stronę dłoń z papierosem, na co ta pokręciła głową.

— Czego się boisz?— spytałam, powoli zabierając od niej dłoń, w razie gdyby ta się jeszcze zdecydowała.

— Raka.— wyznała mi, na co uniosłam kącik ust.

— Fajnie.— mruknęłam, wciągając przez nos wczesno październikowe, poranne powietrze.

— Co "fajnie"?— zapytała, jakby się ze mną nie zgadzała, jednocześnie nie wiedząc nawet co mam na myśli.

— Fajnie potrafić się czegoś bać.— rozwinęłam, na co Liv odwróciła spojrzenie od mojego profilu.

Milczałyśmy chwilę, patrząc z góry na wyjątkowo ruchliwy ogród. Na różnych ludzi, z różnymi historiami. I przyglądając się im tak, zastanawiałam się jak wiele nastolatków dożyje dorosłości. Bo starość, była innym poziomem. Zamkniętym i niedostępnym. I tylko niektórzy mieli ją przeznaczoną. Ci najodważniejsi i i najbardziej ślepi.

— Można go uratować...— zasugerowała cicho blondynka, postanawiając wrócić do poprzedniego tematu.

— A gdybyś Ty chciała się zabić? Chciała byś, żeby ktoś cię uratował?— zapytałam, dźwigając prawy kącik ust lekko do góry.

— Chyba... Chyba nie.— odpowiedziała, patrząc na mój profil. Pokręciła głową, a mocne dreszcze przeszły jej po plecach.

— Więc dlaczego ja miałabym to robić dla niej?— spytałam, odwracając się w jej stronę i posyłając mały uśmiech.

Jenkis mocno zmarszczyła brwi, spuszczając w dół spojrzenie niebieskich tęczówek. Cicho westchnęłam, unosząc dłoń z papierosem do ust i zaciągnęłam się nim, przymykając powieki.

Fire in the Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz