3.Ludzie i inne paskudztwa.

3.5K 178 326
                                    


Ludzie zawsze byli ciekawymi istotami. Głupimi i egoistycznymi. Gonili ślepo za najważniejszymi wartościami, ale pojęcie najważniejsze od zawsze było niebywale szerokie. Dla jednych były to pieniądze, dla innych zdrowie, a dla jeszcze kolejnych seks, wiedza, lub władza.

Ludzie byli próżni. Kochali to czego potrzebowali i potrzebowali tego co kochali.

Od zawsze miałam problem ze zrozumieniem innych, ale czy w końcu nie należałam do tego samego gatunku? Czy nie kierowały mną takie same zasady? Łamałam obietnicę, kłamałam, byłam pusta. To się zgadzało. Ale dlaczego nigdy nie mogłam ich zrozumieć? Nie rozumiałam, czemu sprawiali przykrość innym, aby samemu poczuć się lepiej. Nie rozumiałam dlaczego wyładowywali się na innych, zamiast na sobie. Ale ja przecież też taka byłam, prawda?

Nigdy nie byłam z stanie niczego zrozumieć. Nie ważne jak bardzo wydrukowane we mnie było.

***

Westchnęłam, wchodząc do sklepu przez automatyczne drzwi i mruknęłam niezadowolona na Harry'ego, czytającego swoją ulubioną gazetę. Cała jego postać była zasłonięta kawałkiem papieru, dokładnie tak samo jak umysł, który nie skupiał się na niczym innym niż rządek małych literek na pożółkłym papierze.

Privet, Harry.— przywitałam się, nieśpiesznie wchodząc za ladę. Byłam dziś zmęczona. Chociaż w sumie zawsze taka byłam.

Zerknęłam na postać mężczyzny, nie słysząc żadnej odpowiedzi. Uniosłam jedną brew w górę, po czym zdjęłam z niego spojrzenie i odłożyłam swoją czarną torebkę pod ladę. Zwykle tam ją trzymałam, razem z zapasową strzelbą Harry'ego. Sięgnęłam po plakietkę ze swoim imieniem i przypięłam ją niezdarnie do materiału swojego czarnego golfa. Mocno pomrugałam, wbijając szpilkę w materiał i słysząc nieprzyjemny dźwięk, który słyszałam już wcześniej. Też były to pękające nici ubrania, ale szybko wyrzuciłam to ze swojej pamięci. Musiałam myśleć o dobrych rzeczach i być normalna. Nie może mi się pogorszyć, bo już nigdy nie wyzdrowieję. Muszę brać leki, udawać szczęśliwą i nauczyć się uśmiechać. Dam radę. To przecież nic trudnego.

— Wiem, że się gniewasz Harry o te pieniądze w ciastkach, ale myślę... myślałam, że w ten sposób...

— W ciastkach są jakieś pieniądze?

Mocno się cofnęłam, słysząc głos, który z pewnością nie należał do starego Rosjanina. Szeroko otworzyłam usta, widząc na ulubionym krześle na kółkach Harry'ego, tego samego chłopaka, który ostatnio został pogoniony przez właściciela ze strzelbą.

Brunet miał na sobie zwykłe, szerokie, aczkolwiek krótkie jeansy odsłaniające jego kostki, brązowy sweter i tą samą bransoletkę imitującą łańcuszek na nadgarstku. Jego podciągnięte rękawy ukazywały skórę pokrytą różnymi tatuażami, a ja wydmuchałam gwałtownie z ust trochę powietrza, aby okazać niechcianemu gościowi moją odrazę i niechęć do jego obecności.

— Gdzie jest Harry?— zapytałam, zerkając ukradkiem na zaplecze.

— Śpi.— stwierdził, składając gazetę i odłożył ją na dalszą część lady. Chłopak którego imię próbowałam sobie przypomnieć, uśmiechnął się do mnie radośnie i figlarnie.— W sumie zawsze to robi...

Śpi?! Ma przecież klientów! Kto u licha ma ich...

Rozchyliłam usta, w momencie w którym mój wzrok skierował się na pierś bruneta. Wróciłam wzrokiem do jego szarych oczu, a następnie ponownie do plakietki z imieniem, bo to co właśnie widziałam, było po prostu nieprawdopodobne.

— Jak... Kiedy w ogóle...— nie miałam pojęcia co chciałam powiedzieć. To było... Sklep był jedyną rzeczą, na jakiej mi zależało. A teraz pojawił się ktoś nowy i przeczucie mówiło mi, że to nie oznacza nic dobrego.

Fire in the Silence Where stories live. Discover now