5.Minęły jebane dwa lata.

4.5K 192 795
                                    

Pamiętam wiele wydarzeń, momentów i słów jakie ktoś do mnie wypowiedział w ciągu całego mojego życia, ale gdybym miała wybrać najbardziej zapamiętany przeze mnie dzień, wybrałabym ten w którym wybudziłam się ze śpiączki po przedawkowaniu leków.

Wszyscy wtedy nade mną i na mnie z niecierpliwością czekali. Madison na czele, a jej maskara spływała w dół czarnymi szlaczkami. Will stał obok, mocno ściskając mnie za dłoń i co chwilę niezdarnie wycierając oczy grzbietem dłoni. Za nimi widziałam Lily przytuloną do swojego brata i Millera, który z wraz Charlie'm przeglądał magazyn z najnowszymi ubraniami od Versace. Parę sekund później pielęgniarki wynosiły z mojego pokoju wiotkie ciało Jackie'go, bo ucieszył się tak mocno, że zemdlał. Wellbur został wyrzucony ze szpitala, bo dostał napadu histerii więc zapłakana Laura pomogła mu się uspokoić na szpitalnym parkingu.

Lily i Mike przywitali się ze mną szybko i nie inwazyjnie. Byłam mocno przyćmiona i nie za wiele rozumiałam, gdy rodzeństwo wyszło z mojego pokoju, a Madison, posłała Carewowi zdecydowane spojrzenie. Wiedziała, że potem nie będzie już odwrotu.

Cały czas skakałam wzrokiem po białym pokoju, szukając tylko tej jednej osoby. Bo tylko jego potrzebowałam i tylko on musiał się tam teraz znajdować. Czy nie to mi właśnie obiecał tyle razy? Że będzie na mnie czekać? Że nigdy mnie nie odstąpi na krok?

Pamiętam moment kiedy pierwszy raz zadałam to najważniejsze pytanie, które potem towarzyszyło mi nieustannie przez następne dwa lata. Pamiętam moment, w którym William gwałtownie wstał z krzesła i odszedł od nas, mocno łapiąc się za włosy i z łzami, oraz błaganiem prosił o coś rudowłosą, która ostrożnie przeczesywała moje włosy, pociągając nosem.

— River zmarł, Aurora. Bardzo mi przykro.

***

— Ty pierdolony kurwa idioto!

Pomrugałam parę razy, pocierając policzek o miękką poduszkę i uśmiechnęłam się sennie, wyczuwając piękny zapach limonek i papierosów. Wiem co to oznaczało. Zawsze gdy rezygnowałam z leków na rzecz narkotyków odwiedzały mnie halucynacje węchowe. Depresja psychotyczna to naprawdę okropny szajs, ale musiałam nauczyć się z nią istnieć, chociaż akurat za ten aspekt choroby byłam wdzięczna.

— Nie mów mi, ze mam być spokojna, bo kurwa jestem i nie będę!

Mocno zmarszczyłam brwi i podniosłam swoje ociężałe ciało do góry. Miałam dzisiaj piękny, chociaż wyjątkowo smutny sen. Zawsze chciałam w nich zostawać i już nigdy się nie budzić, przeżywając piękne momenty.

Otworzyłam zaspane oczy, rozglądając się po swoim internatowym...

— O ja pierdole...— zaklęłam pod nosem, szeroko otwierając oczy i wstrzymując oddech.

Rozchyliłam usta, a mój oddech mocno przyśpieszył, gdy uświadomiłam sobie, że mój sen jednak nie do końca mógł być tylko snem. Szybko wstałam na równe nogi, czując się jak ostatnia szmata. Ogrom obrzydzenia przygniatał moją klatkę piersiową, a duszności i ucisk w żołądku stały się jego najlepszymi przyjaciółmi. Mocniej naciągnęłam w pół czarną, długą bluzę i gwałtownie zamarłam, uświadamiając sobie, że ubranie nie należało do mnie. Mocno przełknęłam ślinę, uspokajając się trochę, gdy odkryłam, że pod spodem w dalszym ciągu miałam swoje krótkie spodenki i bluzkę.

Najciszej jak tylko potrafiłam otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju na korytarz. Mocno zagryzłam dolną wargę, gdy całe pomieszczenie wirowało wokół mnie, a w głowę wbijały się ściszone i zdenerwowane głosy moich znajomych. Cicho podeszłam do szczytu schodów i usiadłam na najwyższym stopniu, podglądając jakąś potajemną naradę w kuchni.

Fire in the Silence Where stories live. Discover now