2. To co zakazane smakuje najlepiej, czyż nie?

61 5 0
                                    

19.03.2022 rok

Ostatnie dwa miesiące minęły mi na przyswajaniu się z otoczeniem, rozpoczęłam lekcje. Zaczęłam wchodzić w nowe życie. Z Noemi złapałam wspólny język i często obgadujemy księcia, albo jego kolegę, Jonasa. Co do niego jest bardzo miły, a do tego całkiem przystojny. Wysoki brunet o czarnych jak węgiel oczach, dobrze zbudowany i nad wyraz uprzejmy. Co do imprez, robimy je na tyle często, że weszło to już w nawyk. Nie są takie huczne, jak tam w Santa Ana, ale niewiele brakuje. Dziś jest akurat sobota i w naszych planach po śniadaniu, zamierzamy pójść z Conorem do biblioteki. Ponoć będziemy się uczyć, ale ile z tego wyjdzie tego nie wie nikt.

Naciągnęłam na biodra materiałową spódniczkę w kwiatki, ubrałam to tego niebieski top i balerinki. Włosy spięłam w koka i wypuściłam kilka pasemek na przód. Wzięłam mały plecaczek ze skóry, po czym opuściłam komnatę. Zapukałam w drzwi księcia, ale nikt mi nie odpowiedział. Zdziwiłam się, gdyż sam mnie upominał o dokładną godzinę. Uderzyłam jeszcze trzy razy w płytę i nic.

Podeszłam do wysokiego strażnika i postanowiłam go o to zapytać.

- Dzień dobry. - w odpowiedzi się ukłonił. - Chciałam zapytać, czy nie widział pan księcia Conora?

Chwilę się zastanawiał, ale pokręcił przecząco głową.

Czy oni nigdy nic nie mówią?

- A wiesz, gdzie mógłby być o takiej porze?

I znów zaprzeczył. Zero jakiegokolwiek dźwięku. Jak oni mogą wytrzymać tyle bez rozmów, śmiania się, czy w ogóle głosu.

Skinęłam i udałam się na schody. Zaraz znalazłam się w jadalni, gdzie zastałam kilka gosposi. One też nic nie wiedziały. Zaczynałam się poważnie denerwować. Nie lubię sytuacji, gdzie dana osoba najpierw się umawia, a później sama nie przychodzi. Skąd mam do cholery jasnej wiedzieć, dokąd polazł, nie mam jego GPS'a. Ani nie wyglądam jak wykrywacz bogatych książąt.

Westchnęłam i capnęłam ze stołu dwie kanapki, na głodnego szukać nie będę. Po zjedzeniu napiłam się soku ze świeżych pomarańczy i wznowiłam śledztwo. Najpierw zajrzałam do Noemi, bo kilka razy ich razem zastałam, ale tym razem dziewczyna wyrzuciła mnie z pokoju z wrzaskiem. Chyba jest nie w humorze. Później moim celem była Sala Tronowa, tam też lubił udawać króla. Nie dziwi mnie to, bo w moim rodzinnym pałacu wiele razy ja i moje rodzeństwo wchodziliśmy do niej, gdy nikt nie patrzył. Tam też go nie znalazłam. Powoli kończyły mi się pomysły, zwiedzałam ten budynek tyle razy, że już się nie zgubię. Kiedy po raz pierwszy wybrałam się na samotną tułaczkę po korytarzach, przez dwie godziny mnie szukali, a ja jakimś cudem znalazłam się w środku lochów. Nie było przyjemnie, te wszystkie pająki i robale, jestem ciekawa czy ktoś tam sprząta. Założę się, że nie.

Z całego pałacu nie było mnie tylko w komnacie króla, skarbcu, bibliotece i winnicy. Nawet nie wiem, gdzie ona jest. A nie ukrywam, zajrzałabym tam z wielką chęcią, wcale nie dlatego, że jest tam bardzo dużo butelek drogich i starych win.

Skręcając przy kolejnych schodkach, zauważyłam wielkie wrota. Pięknie wystrugane wzory w starym drewnie, które było pomalowane na ciemnobrązowo. Klamki z prawdziwego złota, a przynajmniej tak wyglądają. Na samym ich szczycie stały dwa aniołki z trąbkami, jeden był żółtawy, a drugi niebieski. Rozejrzałam się na boki, czy nikt nie patrzy, po czym pociągnęłam złoto w dół. Drzwi ustąpiły, nie wydając z siebie ani jednego skrzypnięcia, za co szczerze dziękuje. W moje nozdrza uderzył silny zapach papieru, lekkiej pleśni i kawy.

Biblioteka.

Ogromne regały wiły się wzdłuż głównego przejścia, co kilka metrów były rozwidlenia. Nie byłam w stanie zliczyć ile takich minęłam, ale po piętnastu przestałam liczyć. Oświetlenie było słabe, jednak idealne do czytania. Raz po raz z daleka widziałam wózki wypełnione literaturą. Czułam się, jak w jakiejś bajce, albo starym filmie, czy Harrym Potterze.

(no) QueenWhere stories live. Discover now