4. Te niebieskie figi. Ah.

59 2 1
                                    

Jeszcze tego samego wieczoru Noemi postanowiła zabrać mnie na imprezę, powiadomiła mnie o tym pół godziny przed. Na szczęście nie potrzebuje dużo makijażu, poprawiłam go tylko, bo od tego płaczu tusz do rzęs był na każdym calu mojej twarzy. Założyłam na siebie granatową, błyszczącą sukienkę z cienkimi ramiączkami. Na stopy wzięłam vansy i chwyciłam w ręce torebkę. Gotowa stanęłam przed tylnymi drzwiami, którymi za każdym razem wychodzimy. Byłam zdziwiona, bo w końcu jest początek tygodnia, ale nic nie mówiłam. Pewnie i tak nie będę pić. Chwilę później dołączył do nas Conor, miał na sobie luźne dresowe spodenki i niebieską koszulę w palmy. Co on ma z tymi wzorkami?

- Idziemy, moje panie. Reszta na nas czeka w jaskini. - oznajmił, a ja doznałam szoku.

- Jaka reszta? - wymsknęło mi się.

- Jonas i kilku naszych znajomych. Poznasz elitę. - uśmiechnął się szelmowsko, nakładając okulary przeciwsłoneczne.

Po cichu opuściliśmy nasz pałac i ruszyliśmy piaskową ścieżka w górę. Mój humor nie należał do trudnych, zazwyczaj byłam uśmiechnięta, ale ostatnie wydarzenia mnie dobiły. Dlatego też każdy z tego otoczenia się martwi, często mówiąc, że będzie dobrze. Oczywiście, kiedyś musi być, ale na ten moment nie jest.

Minęliśmy duże drzewo i ponownie ujrzałam horyzont, przyjemny wiaterek muskał moje nogi, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. Przymknęłam oczy i pozwoliłam, by powietrze zawładnęło moim umysłem. Oczyściło je.

Nie dane mi to było, ponieważ ruda zaraz zaciągnęła mnie w dół. Przy samym wlocie do jaskini słychać głośną muzykę i głosy ludzi.

- Jesteście! - krzyknął, Jonas, który był już lekko wstawiony. Objął dziewczynę i przybił męską piątkę z księciem, podszedł do mnie.

Zjechał mnie od góry do dołu, oblizując dolną wargę. Jego oczy były wypełnione pożądaniem, wręcz wygłodniałe. Powoli lustrował moją twarz, zatrzymując się na dłużej przy ustach, omijał sprytnie tęczówki. Stanął bliżej, nachylając się i składając całusa na policzku. Nie chciałam wyjść na obrzydzoną, więc delikatnie się uśmiechnęłam.

- Cześć, Camillo. - głos zachrypnięty, ale nie tak jak zawsze z rana.

Kiwnęłam głową i szybko ich wyminęłam. Czułam jego spojrzenie na moich pośladkach, ale to zignorowałam. W końcu to chłopak.

Zatrzymałam się przy małym barku, za którym pracował uroczy blondyn. Miał na oko dwadzieścia lat, nie więcej.

- Co podać? - oparł się łokciami o blat, wyłapując że go obserwuję.

- Hm... Może ,,blue lagoon".

Kilka sekund później postawił przede mną wysoką szklankę, w środku była niebieska ciecz z kostkami lodu. Uwielbiałam tego drinka, wódka, likier Blue Curacao, cytryna i sprite. Był orzeźwiajacy w smaku, ale dawał kopa.

A miałaś nie pić. - karci mnie sumienie, ale zrobiłam mu na złość i wzięłam solidnego łyka słomką.

Podziękowałam chłopakowi i ruszyłam na ,,parkiet", który wypełniony był ludźmi. Kolorowe światła migotały wszędzie, w głowie zaczynało mi pulsować, a nawet dużo się nie upiłam. Co chwila ocierały się o mnie spocone ciała ludzi, a do uszu trafiały krzyki połączone ze śpiewem. Było tak błogo. Czułam się, jak wtedy, na mojej pierwszej imprezie. Poznałam tam jego...

Pokręciłam głową i zamówiłam trzy kolejki szotów, wypiłam je na raz i chwiejnym krokiem poszłam do jakiegoś odłamu jaskini. Nie ma tu nikogo, co bardzo mi się podoba, chcę pobyć sama.

(no) QueenWhere stories live. Discover now