Rozdział 30

286 38 24
                                    


Konrad


Zakląłem pod nosem, gdy kolejny raz musiałem odsuwać ciężki regał. Sapiąc i dysząc w końcu mi się to udało. Upewniłem się, że drzwi wejściowe są zamknięte, po czym wszedłem do ciemnej piwnicy. Szybki rzut oka upewnił mnie, że skurwiel się obudził. Potrzebowałam najpierw się przygotować, nim zaczniemy jakiekolwiek rozmowy. Miałem zamiar zacząć delikatnie i wzmacniać tortury. On doskonale zdaje sobie sprawę, że i tak go zajebie jak psa. Jednak w torturach skuteczne jest to, że śmiecie sypią się, bo już mają ich dość i pragną szybkiej śmierci. On jednak nie ma co na nią liczyć.

Napełniłem wiadro wodą i wziąłem brudną szmatę. Podtapianie jest mało inwazyjne, ale nie należy do przyjemności. Oparcie krzesła miało regulację, więc bez problemu położyłem go w pozycji półleżącej nim wyjąłem mu knebel z ust.

– Znasz zasady... – zacząłem, lecz kutas splunął mi w twarz. Zacmokałem, po czym wyjąłem czystą chusteczkę ze spodni i wytarłem twarz.

– Pierdol się chuju – warknął, to był poważny błąd, bo to on był skazany na moją łaskę.

– Wiesz kim jestem? – zapytałem łapiąc go mocno za gębę. Zacisnął szczękę. – Jestem katem, pewnie słyszałeś o mnie. – Jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły, choć starał się to ukryć przede mną. – Widzę, że doskonale wiesz – zadrwiłem.

– Nie oznacza, że cokolwiek ci powiem. – Nie miałem ochoty na słuchanie tego bełkotu, więc bezceremonialnie położyłem mu szmatę na twarzy i zacząłem powoli lać wodę w miejscu ust. Przestałem, gdy zbyt mocno zaczął się krztusić. Odsłoniłem jego gębę i pozwoliłem zaczerpnąć powietrza.

– To jak teraz mi powiesz, skąd wiedziałeś, że Karolina jest tutaj?

– Pierdol się, powiedziałam ci. Nic ci nie powiem – wycharczał, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

– Zabawy ciąg dalszy – mruknąłem, po czym ponowiłem podtapianie, tym razem znacznie dłużej. Zaczął tracić przytomność, więc niezbyt delikatnie go zacząłem policzkować, aż zapiekła mnie dłoń, lecz to nie było ważne w tym momencie. – No w końcu obudziła się śpiąca królewna. – Podszedłem do szafki, po czym wyjąłem parę lateksowych rękawiczek. Wolę nie babrać się w jego krwi na gołe ręce. Chuj wie, czy nie ma jakiegoś syfa. – Co ci zrobiła ta dziewczyna, że tak ją sobie upatrzyłeś na cel?

– Wydawała się niezłą zabawką, jednak to nie było nic specjalnego – wycharczał cicho. Głos miał zachrypnięty, ale hardość nadal zachował, tylko zobaczymy na jak długo. Chwyciłem obcęgi i sekator.

– Nic specjalnego, będziesz miał zaraz ty – mruknąłem pod nosem. – To co? Może pozbędziemy się najpierw paznokci, a później paluszków? – Zerknąłem na niego, lecz starał się nie zdradzać emocji. Chwyciłem za palec wskazujący i mocno przytrzymałem, gdy chciał wyrwać palec. Zawył, gdy tym sposobem złamał sobie palec. – Ojej, to niechcący było. Taka niespodzianka – drwiłem, gdy łapałem za paznokieć obcęgami. – To co? Na trzy? Raz... Dwa... – Szarpnąłem mocno, odrywając paznokieć, który upadł u naszych stóp. Syknął, zagryzając zęby, aż zatrzeszczały.

– Chory popaprańcu, możesz mnie torturować, a i tak nic nie powiem.

– To się jeszcze przekonamy – mruknąłem, przykładając sekator do tego samego palca i układając ostrze na łączeniu kości, gdzie nie będę potrzebował, aż tyle siły, aby przeciąć. Zrobiłem to bez ostrzeżenia w akompaniamencie wrzasku, darł się jak pizda, a robił z siebie takiego macho. Co prawda nie mógł się wykrwawić, na śmierć, ale żeby nie miał zbyt lekko, wziąłem opalarkę i mu trochę przypiekłem kikut. Najpierw wrzeszczał jak opętany, a po chwili zemdlał. – Pobudka śpiąca królewno. – Wylałem mu kubeł lodowatej wody na łeb. – To co, kto ci powiedział o Karolinie? Opowiesz mi, czy nadal będziesz zgrywał twardziela?

– Pierdol się!

– Okej – odpowiedziałem, Podrapałem się po brodzie udając, że się zastanawiam. Chwyciłem za młotek, po czym zacząłem miażdżyć mu kości w dłoni. Krew zaczęła tryskać, gdy przebiłem skórę. Przestałem, gdy zaczął ronić łzy, co było oznaką, że zaczyna się łamać. – Ja tak mogę do czasu, aż uronisz ostatnią krople krwi, a pewnie jak dobrze wiesz, masz jej dosyć sporo w swoim krwiobiegu.

– Jak mnie zabijesz nigdy nie poznasz odpowiedzi.

– Nie bądź taki pewny, już raz byłeś i zobacz, jak skończyłeś. – Umyłem się z krwi, po czym przystawiłem sobie krzesło, po czym zapaliłem papierosa zapaliłem papierosa. Mierzyliśmy się na spojrzenia, odsunąłem krzesło, po czym zbliżyłem nadal palącego się peta do jego lewego oka. W głowie policzyłem do trzech, czekając, czy mnie powstrzyma. Nie zrobił tego, więc bezlitośnie zgasiłem go na jego powiece. Skurwiel jest twardszy niż zakładałem na początku i tylko potrafi drzeć gębę. – Koniec zabawy – powiedziałem, gdy za paska wyciągnąłem nóż myśliwski. – Będę cię filetował jak rybę, to może przyśpieszy twój język. – Rozciąłem jego ubranie, po czym zacząłem nacinać jego skórę na udzie. Jego wrzaski drażniły moje uszy, więc zaaplikowałem mu ponownie knebel. Wyciąłem mu spory kawał skóry, jego szarpania na nic się nie zdawały, przytłumione przez szmatę. Odrzuciłem do wiadra z obrzydzeniem jego już bezużyteczny kawał ciała. Czas na szersze rażenie i na kwas, który trzymałem w szafce. – Wiesz co to? – zapytałem, po czym wyjąłem knebel. – Nie chcemy, żebyś ponownie nam tutaj zemdlał, więc zacznę po kropelce. – Wystarczyła odrobina, aby zaczął gadać, gdy nieprzyjemny smród dotarł do naszych nozdrzy.

– Miki, kurwa... Miki... –– wybełkotał biały jak ściana. Odstawiłem butelkę na szafkę.

– A on skąd mógł wiedzieć? – Nie pasowało mi tutaj nic za bardzo, to moja prawa ręką, czy ugryzłby dłoń, która go karmi? Nie od dziś wiadomo, że ludzie pójdą tam, gdzie mają większe korzyści, ale przez tyle lat zawsze był mi lojalny. Może już przestał się mnie bać?

– Nie wiem, nie dopytywałem, skoro dał mi to czego szukałem.

– Dlaczego uwziąłeś się na Karolinę?

– Czy to nie jest oczywiste? Wepchnęła nos w nieodpowiednie miejsce...

– Mówisz o przyjęciu do klubu? – dopytywałem, a on przytaknął. – To, że tam przyszła nie oznacza, że musiałeś zrobić, to co zrobiłeś i wydawać na nią wyrok śmierci.

– Musiałem, nie musiałem, ale stało się, nie przedstawiała dla mnie żadnej wartości. – Krew gotowała mi się w żyłach, gdy ona była dla mnie wszystkim, ten śmieć, lekką ręką dał na nią wyrok. – Później już poleciało, wydała mnie psom i nie skorzystała z mojej oferty, więc wiesz, że problem trzeba uciszyć raz na zawsze.

– Jednak nie przyszło ci do głowy, że na tak długo się ukryje... – dodałem, a on przytaknął.

– Jest cwańsza niż ci się wydaje – wycharczał, krzywiąc się strasznie. – Ciebie też w chuja załaduje, gdy tylko się dowie, że mnie załatwiłeś. – Prychnąłem. Nie wierze, że ona może knuć przeciwko mnie, bo i po co?

– Teraz to strzelasz jak ślepy... – zacząłem, a on mi przerwał żałosnym śmiechem.

– Byłeś jej potrzebny, zaraz już nie będziesz... Dlatego z żadną się nie wiąże, bo baby to żmije. Dziury nie zrobi, ale krew upuści, taka jest prawda. – Miałem dość słuchania już jego pierdolenia, szczególnie, że już powiedział, co potrzebowałem. Działałem impulsywnie, wyciągając nóż za paska i podrzynając mu gardło, aby w końcu zamknął mordę i przestał obrażać moją dziewczynę. 

ZABÓJCZA MIŁOŚĆ  - zakończoneWhere stories live. Discover now