Żyć i tańczyć

297 14 3
                                    


Impreza, tak, jak sobie to Albus Dumbledore wymyślił, miała łączyć oficjalne wydarzenie (zakończenie wojny) z nieoficjalną zabawą. Kiedy otworzyły się mosiężne, dębowe drzwi i do środka Wielkiej Sali zaczęła wlewać się ciekła masa uczniów, zabrzmiały instrumenty strunowe i potężne głosy chóru. Chłopcy i dziewczęta w wielobarwnych, zachwycających strojach szli roześmiani, rozochoceni. Młodsi podskakiwali niemalże z podniecenia, pełni wspomnienia opowiadań starszaków o balu, jaki odbył się w Hogwarcie z okazji Turnieju Trójmagicznego. Nisko nad podłogą unosiła się mgła specjalnie dostosowana do nastroju. Starsi wstępowali w nią pewnie, w wysmukłych garniturach, płaszczach i pelerynach, w sukniach i narzutkach. Niektórzy postanowili założyć barwy swoich Domów, inni zdecydowali się na kreatywność. Czarodziejska wolność mody była prześliczna i często zadziwiała mugoli. Niemagiczni ludzie nie wiedzieli, że dla nich spotkać człowieka w fioletowej szacie w gwiazdki błyszczące jak samo słońce było tak dziwne, jak dla wiedźmy codzienne sukienki przeciętnej gospodyni domowej. Oczywiście, ani mugole, ani czarodzieje nie byli całkowicie zamknięci na swoje światy. Uniwersa przenikały się z doskonałymi wynikami i celnością. Jednak na tym balu panował ściśle magiczny dress-code.

Jakiś pierwszoroczniak potknął się i pociągnął na podłogę swoją partnerkę. Kolumna uczniów została na chwilę wstrzymana. Nauczyciele nadzorujący wejście starali się przywrócić płynność ruchu. Albus przyglądał się temu z drugiego końca sali. Minerwa stała wyprostowana jak struna, choć jej oddech pachniał wiśniami. Hagrid uśmiechał się do niej przymilnie, kiwał głową. Dumbledore zerknął na Severusa Snape'a, który miał nieobecny, ostry wzrok. Wysoki czarodziej prężył się dumnie, ręce miał złożone przed sobą. Wyglądał na tyle niecodziennie, że zamiast roztaczać wokół siebie aurę agresywnego chłodu, pałał drapieżną intensywnością. Miał oczy przyciemnione czarną kredką, a drobinki jakiejś kremowej substancji, zlanej z jego mleczną skórą, lśniły na wystających kościach policzkowych, jakby chciały kogoś zranić swoim blaskiem. Czerń to był jego kolor, doskonale dopasowany, zespolony z jego postacią, ale długie, wygodne szaty codzienne nie dorównywały polorem smolistemu smokingowi, w który wplecione były złote nitki, wijące się przy każdym ruchu ciała Severusa. Nieskazitelnie białą koszulę zdobiła muszka, nogi lakierki. I te dodatki przy wspomnieniu codziennego Snape'a robiły niemałe wrażenie. I on cały, taki opięty, napięty i wypięty, strzelisty i zdecydowany, z ustami, pod którymi mogłyby się kryć białe kły, z silnymi dłońmi udekorowanymi dużymi pierścieniami, ze złotymi paznokciami, wprawiał Albusa w niemałe zaciekawienie. Severus Snape musiał dostać jakiś impuls, żeby się tak ubrać, musiał podjąć jakąś grę. Dumbledore przeczesał swoje siwe włosy i spojrzał na kruczoczarne Severusa, spięte złotą wstążką. Młodszy nauczyciel wyglądał jak cukierek, smaczny nawet z blizną na szyi, spracowaną skórą rąk i ostrym charakterem.

Severus spojrzał na Dumbledore'a. Kąciki ust uniósł w lekkim uśmiechu i Albus, na Merlina, prawie się zarumienił. Zdezorientowany odwzajemnił przyjazny gest i skupił swój wzrok na uczniach.

-O, moi Gryfoni. – powiedziała Minerwa niepewnym tonem.

Właściwie, w tłumie znajdowało się mnóstwo Gryfonów Minerwy, tak jak było mnóstwo Ślizgonów, Krukonów i Puchonów. Podekscytowanej kobiecie chodziło pewnie o konkretnych „jej" Gryfonów, o Pana Weasleya i Pana Pottera, którzy pojawili się właśnie na sali. Obaj ubrani w barwy domu. Obcisły garnitur ze złotymi mankietami podkreślał wysoki wzrost Rona i, oczywiście, rudą czuprynę na jego głowie. Harry miał na sobie długą szatę w małe, nadrukowane magicznie lewki, które poruszały się wraz z ruchem ciała chłopca. Chłopca, mężczyzny. Dobrze, że ci dwaj jednak zdecydowali się wrócić.

Uczniowie ustawiali się po bokach pomieszczenia, przy stolikach, zostawiając miejsce na środku sali. Za chwilę miały rozpocząć się tańce.

Minerwa podskoczyła, kiedy zauważyła Ginewrę Weasley wraz z Luną Lovegood. Dziewczęta weszły uśmiechnięte, trzymając się za ręcę. Albus zerknął pytająco na McGonagall, ale ta pokręciła zdecydowanie głową. Wyglądały pięknie, jednak nie przyszły jako para. Ich wejście przyprawiło Albusa o poczucie, że czegoś brakuje. Kiedy zobaczył następną kobietę przekraczającą próg pomieszczenia, uczucie to zostało zmiecione z powierzchni jego duszy.

PsikusWhere stories live. Discover now