Koniec psot

324 17 2
                                    

Za mosiężnymi wrotami Wielkiej Sali muzyki nie było słychać tak wyraźnie. Zdawała się być przyciszona mgiełką, która przedostawała się popod drzwiami, słodkim zapachem ciasteczek i błyskającymi światłami. Marmurowa posadzka, tak dobrze znana, po której mogła teraz stąpać bosymi stopami, wydawała się Hermionie spełnieniem jej marzeń, spokojem dla nóg. Zamek był opustoszały. Idąc z Severusem pod ramię w stronę lochów podziwiała wysokie ściany i liczne portrety. Oszałamiały ją. Nie patrzyła na towarzyszącego jej profesora, jego obecność była oczywista, sklejona z tą sceną, którą oglądała, która dogasała stopniowo. Chłód ogarnął jej ramiona, kiedy znaleźli się w podziemiach i pragnęła tylko wsunąć się w znajomą flanelową pościel, w zapach dzikiego lasu i zimnego kamienia. Sama otworzyła drzwi do komnat Severusa, doskonale znała hasło i liczne zaklęcia obronne. Z łatwością i w doskonałym tempie potrafiła przedostać się do wygodnego mieszkania. Przechodziła przez surowo umeblowany gabinet, salon, kuchnię i zrzucała z siebie warstwy ubrań. Przez biblioteczkę przemykała się już naga. Jej skóra wydzielała ostry zapach zmęczenia i potu, lecz nie było to coś nieprzyjemnego. Miała ochotę przytulić się do ciemnych regałów, szyby okrągłych okien, przez które widać było wnętrze jeziora. Nie patrząc na Severusa zapaliła kandelabry w sypialni i wtuliła się w duże poduszki. Małe, ozdobne, zepchnęła rękami i nogami na podłogę z ciemnego drewna. Na komodzie leżały książki, które czytała ostatnio przed snem, na granatowy dywan zsunęła się kartka z planem eseju na Numerologię. Okulary połówki Severusa, pod którymi leżała, nie zdołały jej utrzymać. Hermiona westchnęła cicho, naga skóra jej pleców rozlewała się na łóżku, tworząc przepyszny, brzoskwiniowy materiał. Poczuła na sobie zimne palce, bardzo delikatne. Głaskały ją wzdłuż kręgosłupa wywołując przyjemne dreszcze.

-Rozluźnij się, Hermiono, twoje ciało jest jeszcze bardzo spięte po tych wszystkich tańcach.

Uśmiechnęła się w poduszkę i znalazła w sobie siłę, by przekręcić się na plecy i przyciągnąć do siebie jego twarz. Całowała go czule, nie odrywając swoich ust od jego.

-Wygrałam zakład. Nie zeszłam z parkietu, dopóki nie poprosiłeś. Chcę wygranej.

Bowiem Severus Snape, nieufny w stosunku do ludzi, a co ważniejsze, do siebie, nie chciał w pełni zaangażować się w relację z Hermioną Granger. Miał różne obawy, różnej natury. Bał się odrzucenia, samotności i nienawiści, którą nosił w sobie przez całe życie. Bał się, że zarazi nią kogoś, kogo pokocha. Zakład o skonsumowanie związku był oczywiście czystą zabawą. Gdyby Severus nie był pewien, nie oferowałby tego Hermionie, to nie było przekraczanie granicy, a jedynie lekka szczypta pikanterii. Mimo oddania Hermiony Severus bał się również o swoje zdolności łóżkowe i chciał urozmaicić ten moment jak najbardziej, by zabezpieczyć się przed porażką. Mimo wszystkich lęków teraz, kiedy całował młodszą od siebie kobietę, którą cenił ponad wszystko inne, która pachniała olejkiem z drzewa pomarańczowego i wpijała mu się w ciało z miłością nie czuł się przerażony. Odczuwał spokój i wzdychał w jej usta z przyjemnością, a dotyk przyjmował potulnie i z wdzięcznością. Jego niskie, głuche pojękiwania sprawiały, że kręciła się na łóżku, a jednocześnie Severus dostrzegał to jak bardzo jest zmęczona. Jej uściski słabły co moment, a powieki zsuwały się niezgrabnie, niechętnie. Opadła na poduszkę i przytuliła go do siebie.

-Severusie, obiecałeś mi. – wymruczała. – Jesteś taki seksowny.

Słowo „seksowny" przeszło u niej w ziewnięcie. Severus nie utożsamiał się z tym przymiotnikiem, ale zdecydowanie był podniecony. Miał w końcu w łóżku chętną, drogą mu kobietę, z którą kochał się w snach od dawna. Złożył kilka pocałunków na ciepłej szyi Hermiony i przykrył ją kołdrą.

-Mmm, ale ja chcę.

-A ja chcę cię przytomną. Śpij, niesforo. – pocałował ją w czoło. – Byłaś dziś niesamowita. – wyszeptał – Koniec tych czułości, do zobaczenia rano.

-Do zobaczenia, Severusie.

Hermiona przymknęła oczy. Severus przyglądał się jej jeszcze przez chwilę. Potem uśmiechnął się pod nosem, niesłychanie powściągliwie, jakby nie chciał sobie pozwolić na rozpłynięciu się w szczęśliwej chwili, jakby nie był pewny obecności Hermiony, tego, czy jest prawdziwa. Przesunął dwoma długimi palcami po swoim policzku. Łagodnym spojrzeniem ogarnął brokat spoczywający na zimnych opuszkach. Należał mu się ten bal, jemu, który nigdy nie miał okazji, ani ochoty na zabawę. Ściągając szaty przeglądał swoje wspomnienia. Przypomniał sobie twarz Albusa, jego zakłopotanie, zainteresowanie. Pijaną Minerwę. Zdziwione twarze uczniów. Nigdy nie przywiązywał uwagi do szumu wokół swojej postaci, jednak świadomość bycia legendą Hogwartu mile łechtała jego skrzywione ego. Zerknął na zegarek na szafce nocnej, ciemny, elegancki, stosowny. Jak wszystko w jego życiu. Czas organizował przestrzeń w odcinki mierzalne, które nadawały rytm jego pracy. On też, podobnie jak Albus Dumbledore, lubił zagłębiać się w odmęty czasu swojej głowy. Nagi i zmęczony sięgnął różdżką do swojej skroni. Cienka nić szczęśliwego wspomnienia trafiła do szufladek z jego przeszłością. Niezbyt fortunną. Niezbyt wiele miłych momentów. Teraz coraz więcej, coraz więcej spokoju. I w tym spokoju często odczuwał nieuzasadniony lęk. To było dobre uczucie. Kiedy się bał, czuł, że mu zależy. Na dziwnym życiu i brązowych lokach. Czuł, że nie chce uciekać. Zaklęciem zgasił płonące kandelabry.

-Czas już spać. 

PsikusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz