„Czyli nigdy mnie nie chciałeś?" zapytała i odwróciła się wchodząc w strugi deszczu.
Dwie perspektywy, jedna historia. Czy dwie osoby z depresją mieszkające pod jednym dachem z tym samem rodzicem coś połączy? A może nawzajem sobie zrujnują życie?
...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Otworzyłam szeroko oczy. Łóżko pod moimi plecami zaskrzypiało a ja przewróciłam się na bok.
Który dzisiaj jest? Czwarty lipca? Dwudziesty czwarty czerwca? Wiem przynajmniej, że są wakacje. W końcu wolne od szkoły, tych głupich ludzi i wrednych nauczycieli. Najbardziej jednak przeszkadzali mi ludzie. Grupki i podgrupki. Najgorsi są ci którzy znęcają się nad innymi. w tym nade mną.
Podniosłam się powoli. Łóżko obok mnie bezzmiennie było puste. Dla mnie jest to wspaniała opcja ponieważ w pokoju 3 na 4 metry praktycznie nie jest możliwe mieszkanie w normalnych warunkach z drugą osobą.
Nie podniosłabym się ale chciałam wykorzystać ostatnie chwile samotności. Wdrapałam się na parapet okna i popatrzyłam przez szybę.
Słońce dopiero wstawało. Powoli, bo powoli, ale dawało znaki życia. Rosa na trawie także się pojawiła. Delikatny wiaterek powiewał leciutko liśćmi drzew a temperatura zaczęła wzrastać do dwudziestu paru stopni. Chmury nie dawały znaku życia, raczej nikły na niebiesko-żółtym niebie. Gdzieś w dali, za malutkim parkiem należącym do sierocińca widać było budynki Notthingam'u.
Po paru minutach zalegania w ciszy zerwałam się i podeszłam do szafy wybrać coś do ubrania.
Mimo nieznacznych funduszy i wynajdywania ubrań w lumpeksach mogłam pochwalić się całkiem fajną kolekcją ubrań w stylu fairycore. Owy styl bardzo odzwierciedlał mój wygląd. Brązowe włosy do połowy szyi, zakręcone ale nie lokowane, delikatne niebieskie oczy, jaśniutka skóra, chudziutka postura ciała będąca w połowie sprawą genów a w połowie słabego wyżywienia w domu dziecka. Twarz obsypana piegami i w niektórych miejscach skóry biały naskórek - jaśniejszy od mojego standardowego.
Ubrania które dzisiaj ze sobą wzięłam były między innymi białą sukienką do kolan z bufiastymi rękawami i odkrytymi obojczykami. Do tego dobrałam półbuty platformy w odcieniu jasnej zieleni. Na mojej szyi zawisnął ciemno złoty łańcuszek z zakończeniem otwieranego serca.
Wszystko ścisnęłam w ręce i otwierając drzwi przemknęłam po ponurym korytarzu do łazienki po drugiej stronie.
Zamknęłam się. Szybko zaczęłam się przebierać, myć zęby, przemywać ciało i robić delikatny makijaż. Zawierał on kreski, pomalowane i doklejone rzęsy oraz jaśniutko wiśniową pomadkę. Zadowolona byłam z dzisiejszego rezultatu mojej pracy ponieważ nie dość, że ładnie wyszła to jeszcze była naprawdę urocza.
Wróciłam do pomieszczenia. Po chwili usłyszałam:
- Wstawajcie niewdzięcznicy! Za 30 minut śniadanie! Kto się nie zjawi dzisiaj nic nie je!
Odetchnęłam z ulgą ponieważ moja poranna toaleta zajmuje około 40 minut a dostanie się do łazienki graniczy z cudem albo wymaga dzielenia jej z innymi. Poranną toaletę z resztą można wykonać u siebie w pokoju ponieważ wyposażone były one w krany a wyłączne toalety znajdowały się w paru miejscach na piętrze ale to nie to samo.