| Mam nadzieję, że już zawsze będziesz szczęśliwa | Marinette & Emma

651 74 11
                                    

Ten króciutki shot ma formę listu napisanego przez Marinette do Emmy. Inspiracją była dla mnie piosenka "Slipping Through my Fingers", którą znajdziecie w mediach. Zachęcam do przesłuchania jej, naprawdę wprawia w klimat i świetnie oddaje relacje Marinette i jej córki, które częściowo zostały opisane w "Kiedyś będziemy szczęśliwi", a częściowo działy się poza wzrokiem czytelnika. Mam nadzieję, że wam się spodoba ❤️

***

Kochana Córeczko, 

Byłaś moją największą życiową niespodzianką i wyzwaniem. Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy dowiedziałam się, że noszę pod sercem nowe życie. Na początku było ciężko. Jak mogłoby nie być? Czułam się najmniej odpowiednią osobą do pełnienia roli matki na świecie, a moment, w którym zostałaś poczęta, był najbardziej hektycznym czasem, jaki można sobie było wyobrazić. Musiałam walczyć o życie Paryżan, chroniąc równocześnie twoje, które spoczywało wyłącznie w moich rękach.

Patrzyłam w lustro i widziałam zmiany, jakie we mnie zachodziły. Nie chodzi tylko o to, że z każdym tygodniem coraz bardziej widocznie dawałaś światu znać, że wkrótce masz zamiar się na nim pojawić i go zawojować. Odczuwałam coraz większy lęk przed tym, że nie będę w stanie Cię ochronić, że nie będę potrafiła zapewnić Ci życia, na które zasługiwałaś. Sądziłam, że sobie nie poradzimy, że nie poradzę sobie bez Niego.

Oczywiście nie byłyśmy same. Nigdy nie byłyśmy pozostawione same sobie. Od samego początku miałyśmy wsparcie Twoich dziadków, Alyi, Nino oraz Luki, a nawet Twojego dziadka Gabriela, który, choć w tamtym czasie był moim największym wrogiem, z drugiej był Twoim aniołem stróżem.

Pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy wzięłam Cię w ramiona. Byłaś taka drobna. Tak malutka, że bałam się, że wyrządzę Ci krzywdę, zaledwie patrząc na Ciebie. Gdy pierwszy raz załkałaś, zaczęłam płakać razem z Tobą, przysięgając sobie, że zrobię co w mojej mocy, żebyś kiedyś była szczęśliwa, Emmo.

Dorastałaś otoczona miłością i ciepłem, ale to, co dawałaś światu w zamian, było czymś o wiele większym. Twoje łagodne usposobienie, miłość do świata, ludzi, zwierząt sprawiały, że nie znałam nikogo, kto by Cię nie pokochał. Twój uśmiech rozpromieniał mój dzień, nawet jeśli szmaragdowa zieleń Twoich oczu i słomkowy odcień niesfornych kucyków, codziennie przypominały mi o utraconej miłości tego, który nas opuścił. Przynajmniej tak wtedy myślałam.

Odkąd nauczyłaś się samodzielnie siedzieć, Twój dziadek Tom zabierał Cię ze sobą do piekarni, sadzał na wysokim krzesełku i przygotowując ciasto na kolejny dzień, obserwował kątem oka, jak z zaangażowaniem mazałaś paluszkami po drewnianej desce obsypanej mąką. Twoje pierwsze kroki również były dla niego ogromnym wydarzeniem. Tamtego dnia, gdy zrobiłaś trzy kroczki w przód, by po chwili klapnąć pupą z impetem na dywan, chwalił się wszystkim klientom piekarni, że jego jedyna wnusia zaczęła chodzić, wręczając każdemu z tej okazji dodatkowe pudełeczko Twoich ulubionych, pistacjowych makaroników.

Twoim pierwszym słowem, było "tata". Słysząc to, rozpłakałam się jak bóbr, tuląc Twoje maleńkie ciałko do piersi. To nie był jednorazowy incydent. Mówiłaś je ciągle. Kiedy jadłaś, podczas kąpieli, gdy nuciłam Ci twoją ulubioną kołysankę o rzece. Ciągle gaworząc, wplatałaś słowo "tata". Nie chciałam, żebyś mówiła je na marne. Nie miałam serca sprawiać, byś wychowywała się bez ojca, dlatego samolubnie pozwoliłam Luce wejść do naszego życia. Kochał Cię jak własną córkę. Dbał o Ciebie, przewijał, karmił. Czytał poradniki dla młodych ojców, nawet wtedy, kiedy po raz kolejny wyznałam mu, że nie jestem w stanie zaoferować mu niczego więcej, niż tylko przyjaźni. Czułam się z tym okropnie, ale on zapewniał, że taki układ był dla niego w porządku. Kochał nas i chciał być blisko. Być może chciał w ten sposób poczuć choćby nikłą więź z własnym dzieckiem, którego niedane mu było poznać?

Gdy skończyłaś trzy latka, musiałam zapisać Cię do przedszkola. Skończyłam zaocznie studia, które toczyły się przyspieszonym trybem na prośbę Gabriela Agresta, kiedy wygrałam konkurs, dający mi możliwość odbycia stażu w jego firmie. Poszłam do pracy, Luka zaczął koncertować i żył w rozjazdach, a piekarnia pełna rozgrzanych sprzętów nie była bezpieczną przystanią dla ciekawej świata, trzyletniej dziewczynki.

Jedyną osobą, która płakała, kiedy przekraczałaś próg przedszkola, był Twój dziadek, Tom. Ty uśmiechałaś się radośnie i chwytając dłonie moją i Luki, pomaszerowałaś dziarsko, poprawiając swój czerwony plecaczek w czarne kropki. Nie wiedziałam wtedy, że Plagg schował się w środku, planując mieć na Ciebie oko przez cały dzień.

W przedszkolu zachowywałaś się inaczej niż w domu. Wtedy nie do końca rozumiałam, kiedy madame Matthieu zwracała mi uwagę na to, że niechętnie zawierasz nowe znajomości i nie wykazujesz chęci dołączenia do zabawy z innymi dziećmi, wybierając zawsze samotną zabawę przy stoliczku umiejscowionym pod oknem. Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, wiem, że nie rozumiałaś ich radości, gdy przechwalały się między sobą tym, w jaki sposób spędzą weekend ze swoimi rodzicami, albo gdy ich ojcowie odbierali je, przynosząc ze sobą drobne upominki i obiecując wycieczkę na plac zabaw. Ty widziałaś w drzwiach przedszkolnych tylko Alyę lub babcię Sabine, kiedy ja byłam zajęta pracą. Przepraszam, Kocurku. Tak strasznie Cię za to przepraszam. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co musiałaś wtedy czuć.

Dwa lata później niewiele uległo zmianie, może oprócz tego, że otrzymując stałą posadę projektantki w firmie, miałam dla Ciebie jeszcze mniej czasu. Nie chciałam jednak, żebyś przez kolejny rok jako jedyna ze swojej grupy była odbierana parę minut po zamknięciu przedszkola. Postanowiłam ubłagać więc Gabriela, by pozwolił mi zabierać Cię ze sobą po przerwie na lunch. Na początku był nieugięty, ale kiedy zobaczył Cię po raz pierwszy, coś w nim pękło. Gabriel Agreste, nieprzejednany, konserwatywny do granic człowiek nie tylko zgodził się, żebyś mogła bawić się w kąciku mojej pracowni, ale codziennie przynosił Ci wyszukane prezenty, projektując nawet limitowaną linię ubranek, sygnowanych jego nazwiskiem, specjalnie dla Twoich lalek. Wtedy było to dla mnie abstrakcją, ale dziś już wiem. Twoje podobieństwo do jego żony było uderzające. Wystarczyło jedno spojrzenie na twoją twarzyczkę, by wiedział, że Twoje szmaragdowe, roześmiane oczka są jej dziedzictwem. Takie przypadki po prostu nie istniały.

Wtedy w naszym życiu pojawił się Adrien i wszystko zaczęło się składać w spójną całość. To, co do tej pory wisiało niedopowiedziane, nagle nabrało sensu. Stał się Twoim idolem i wzorem do naśladowania. Brakującym elementem twojego dziecięcego wyobrażenia o tym, co nazywamy szczęściem. Z kolei Ty, byłaś jego lekarstwem na całe zło. To Ty pokazałaś mu, co to znaczy kochać kogoś bezwarunkowo, bez względu na wszystko. Uratowałaś go, tak jak lata później, uratowałaś mnie.

Twój tato mawiał zawsze: "Ty i ja przeciwko całemu światu". Kiedy zniknął, sądziłam, że zostałam sama, lecz to była nie prawda. To był nasz czas. Nasz moment na to, by nauczyć się stawiać światu czoła we dwie, a kiedy nam się to udało, zostałyśmy wynagrodzone kolejnymi osobami, które pomogły nam kroczyć przez życie z podniesionymi głowami. Teraz mamy nie tylko siebie. Masz dziadków, którzy oddaliby za ciebie życie. Babcie, które zawsze znajdą powód, żeby cię rozpieszczać, nawet jeśli nie jesteś już tym małym, słodkim berbeciem w pluszowym kombinezonie z kocimi uszkami. Masz ojca, Lukę, dwóch młodszych braci, a co najważniejsze, tak jak ja, znalazłaś miłość swojego życia. Napisałam ten list w dniu ukończenia przez Ciebie studiów, obiecując sobie, że wręczę Ci go kiedyś w przeddzień Twojego ślubu. Jeśli go czytasz, oznacza to, że już jutro staniesz na ślubnym kobiercu, powierzając swoje serce w dłonie Yukiego. Pozwól więc, że zakończę go, wyrażając swoją niesłabnącą nadzieję. 

Nadzieję na to, że już zawsze będziesz szczęśliwa.


Twoja mama, Marinette 

one-shots | chocoxstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz