12

6.8K 296 36
                                    


Robin niezręcznie rozejrzał się po salonie. Był tu wielokrotnie, jak się okazuje, również pod moją  nieobecność, ale tym razem nie czuł się swobodnie. To nowość. Gdyby nie zmęczenie, napawałabym się jego niepewnością. 

- Stoisz jakbyś chciał sufit podtrzymać. Nie zawali się - powiedziałam zgarniając z podłogi kołdrę, rozrzuconą wcześniej w panice. Przewiesiłam ją przez oparcie kanapy i sama przysiadłam na skrzynce, aby Robin nie krępował się zająć "łóżka". 

- Nie byłbym tego taki pewien - odpowiedział pogardliwie, ale posłusznie zajął miejsce na kanapie. Kolejny raz rozbawiło mnie, jak sofa zapadła się pod nim aż do ziemi. 

Pstryknęłam nocną lampkę stojącą na kartonie, jej ciepłe światło rozlało się miękko po pokoju. W blasku doskonale było widać jak przeszklone od wiatru są oczy Robina. Musiał zmarznąć na dworze. 

- Ja... - zaczęłam rozczulona, choć w duszy karciłam się za taką słabość. - Dziękuję. Znaczy, za jedzenie. To było... cóż, trochę irytujące, ale pomocne. 

Robin uśmiechnął się półgębkiem, jakby dumny z siebie.

- To wielka ulga, że nie jesteś zdenerwowana. Bałem się, że zrobisz o to niezłą burdę. 

Wzruszyłam ramionami świadoma, że przecież najprawdopodobniej zrobiłabym ją, gdyby nie okropna sytuacja, w jakiej się znalazłam. Ostatnimi czasy byłam nieźle rozdrażniona. 

- Planujesz ingerować w moje życie, czy mi się to podoba czy nie - Stwierdziłam zmęczona. - Tak jak teraz. Długo czatowałeś na tym ganku?

Robin miał na tyle przyzwoitości, aby zrobić skruszoną minę. Swoją drogą, nawet przepraszający uśmiech wyglądał pięknie na jego idealnie skrojonych wargach. Facet był niesprawiedliwie przystojny, co uderzało we mnie coraz mocniej z każdym dniem. Jego sylwetka ciemniała na tle nikłego światła, ale z pamięci mogłam przywołać smukłe, umięśnione ciało i delikatne rysy twarzy.

- Gwen, poluje na ciebie Mojra, nie mogłem zostawić cię bez opieki. 

- Czyli długo - Podsumowałam. Zadziwiające, ale zrobiło mi się cieplej w żołądku. Po chwili zastanowienia sięgnęłam po rękę Robina, którą podał mi bez protestów - była lodowata i sztywna. Z wrażenia aż syknęłam. - Czy ty jesteś normalny?

- Nie możesz mi zabronić - stwierdził szybko, przyjmując bojową postawę, czego pewnie nawet nie był świadomy. - Nie poradzisz sobie w walce, nie jadłaś od kilku dni.  Możesz mnie wyrzucić, ale zostanę na schodkach. 

- Boże, Robin, nie wyrzucę cię. Ale, przecież zamarzniesz na dworze - Chyba nie miałam za wiele opcji. Tym bardziej, że na samą myśl o Robinie zostawiającym mnie samą w ponurym saloniku, serce trzepotało mi szaleńczo w proteście. Nie chciałam być sama, nie teraz. - Możesz tu zostać, i tak mam wolną sypialnię. 

- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem. Po nieprzespanej nocy jego oczy wydawały się ogromne i niewinne, jak u dziecka. Aż mnie zabolało, że byłam dla Robina tak niemiła,  że niedowierzał moim ludzkim odruchom.  

- Przecież nie zostawię cię samego na dworze. Zwłaszcza, że chciałeś mnie bronić. 

Wstałam z miejsca, zastanawiając się czy mam jakieś ubrania na zmianę dla Robina. Zalała mnie fala ulgi na myśl o towarzystwie i musiałam się odwrócić, by nie odczytał tego z mojej twarzy. 

- Chcesz coś ciepłego do picia? Musisz się rozgrzać. 

Mężczyzna zatrzymał mnie, nim przeszłam do kuchni. 

MateWhere stories live. Discover now